Modrzejewski: doszło do nadużycia władzy
Były prezes PKN Orlen Andrzej Modrzejewski
uważa, że jego zatrzymanie ponad 2 lata temu przez UOP było
przejawem nadużycia władzy. Ma on nadzieję, że przesłuchująca go
w tej sprawie prokuratura wyjaśni, kto zlecił dokonanie
zatrzymania. Decyzje - jak mówił - na pewno zapadały wyżej niż w
Urzędzie Ochrony Państwa i prokuraturze.
23.04.2004 | aktual.: 23.04.2004 18:12
Modrzejewski to szósty świadek wezwany w tej sprawie do katowickiej prokuratury okręgowej. Jego przesłuchanie zamyka jednocześnie pierwszą serię czynności prokuratorskich. Rzecznik prokuratury Tomasz Tadla ocenił, że po złożeniu zeznań przez pierwszych świadków nadal istnieje podejrzenie, że mogło wówczas dojść do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych (właśnie tego dotyczy śledztwo). Tadla zaznaczył, że wynik postępowania w żaden sposób nie jest przesądzony.
Przed Modrzejewskim przesłuchano dwie panie prokurator prowadzące wówczas sprawę przeciwko niemu, oficera UOP oraz Wiesława Kaczmarka i Jerzego Urbana. Tadla potwierdził, że niektóre osoby z tej grupy prokuratura uprzedziła o możliwości postawienia im zarzutów w tej sprawie. Nie powiedział, o kogo chodzi.
Według Tadli, zeznania świadków są zbieżne z tym, co pisała o tej sprawie prasa, lub szersze. W przyszłym tygodniu przesłuchane będą kolejne osoby z prokuratury i dawnego UOP oraz przedstawiciele Ministerstwa Skarbu Państwa w tamtym czasie.
Potem mogą być przesłuchani także niektórzy akcjonariusze Orlenu, choć Tadla nie potwierdził, czy chodzi tu o Jana Kulczyka. Prokuratura nie wyklucza, ale też nie potwierdza, że przesłuchany mógłby zostać również premier Leszek Miller. Na pewno nie nastąpi to w kwietniu. W sumie przesłuchanych będzie co najmniej kilkudziesięciu świadków. Potrwa to kilka miesięcy.
Przesłuchiwany Modrzejewski, pytany przez dziennikarzy o to, czy - według niego - zatrzymania dokonano na polecenie premiera, wyraził nadzieję, że to prokuratura odpowie na takie pytanie. Nie odpowiedział też jednoznacznie, czy to premier chciał jego odwołania z funkcji prezesa Orlenu. Modrzejewski jest pewien, że decyzje o jego zatrzymaniu zapadły nie w prokuraturze czy UOP. "Na pewno nie jest to poziom prokuratora Prokuratury Okręgowej w Warszawie i kapitana UOP, tylko trochę wyższy" - powiedział.
Prezes niewygodny dla obu ekip
"Na pewno byłem bardzo niewygodnym prezesem, i to zarówno dla jednej, jak i drugiej ekipy. A dlatego byłem niewygodny, bo dbałem przede wszystkim o interesy spółki, a nie o to, jakie szły dyrektywy z góry i co było dobre dla polityków" - oświadczył.
Po siedmiogodzinnym przesłuchaniu Modrzejewski powiedział, że prokuratura przyznała mu status pokrzywdzonego w tej sprawie, z czego zamierza skorzystać. W jakim zakresie - skonsultuje dopiero z prawnikami. Prokurator Tomasz Tadla poinformował, że taki status daje świadkowi m.in. możliwość zapoznawania się z aktami sprawy, bycia oskarżycielem posiłkowym w sądzie, ustanawiania pełnomocników oraz apelacji od wyroku.
Były prezes nie ma "najmniejszej wątpliwości", że jego zatrzymanie było nadużyciem władzy. Liczy, że wyjaśnienie sprawy wykluczy w przyszłości sytuacje, "żeby aparat, który ma być używany do ochrony obywatela, był używany do niszczenia go". Wierzy, że sprawa nie zostanie umorzona, ponieważ_ "zainteresowanie jest zbyt duże, żeby nagle umorzyć tę sprawę". "Myślę, że zarówno prokuratura, jak i ewentualna komisja śledcza do jakiejś prawdy dojdą. Czy do ostatecznej? Często płotki zostają ukarane, a rekiny dalej pływają"_ - ocenił Modrzejewski. Mimo to zaznaczył, że oczekuje, iż prawda w tej sprawie wyjdzie na jaw. W jego zeznaniach - zapowiedział - "znajdą się też jakieś nowe informacje", które nie były wcześniej upublicznione. Nie podał, jakie.
Kart nie rozdawał Kaczmarek?
Modrzejewski ocenił, że jego odwołanie z funkcji prezesa Orlenu poprzedziła kampania prasowa i spotkania z inwestorami, zmierzające do odwołania go podczas walnego zgromadzenia akcjonariuszy. Dążył do tego - według byłego prezesa - ówczesny minister Skarbu Wiesław Kaczmarek, jednak ostatecznie "karty rozdawał kto inny".
"Na NWZA rozdającym karty był minister Kaczmarek. Komuś innemu zależało, żeby to jednak nie minister Kaczmarek rozdawał, tylko żeby kto inny rozdawał karty. Żeby nie był jakiś prezes X tylko prezes Wróbel" - powiedział.
Wytłumaczenie, że jego zatrzymanie miało na celu uniemożliwienie zawarcia kontraktu na dostawy ropy (chodziło o wart 14 mld USD kontrakt, dający firmie J&S wyłączność na dostawy rosyjskiej ropy dla Orlenu), Modrzejewski uznał za "kompletną bzdurę", podobnie jak sugestie, że chciał uciec za granicę; określił je jako "oczywistą manipulację".
_ "Nie było żadnego kontraktu, który miałby zagrażać bezpieczeństwu energetycznemu państwa (...) Jest to jak gdyby usprawiedliwienie dla tych działań, stworzone nie wiem przez kogo, że działając w stanie wyższej konieczności trzeba było zatrzymać. A przecież nawet samo zatrzymanie było nieskuteczne. Gdybym chciał podpisać ten kontrakt, po prostu bym go podpisał"_ - zapewnił.
Modrzejewski czuje się poszkodowany. Argumentował, że w niezawioniony przez siebie sposób nadszarpnięta została jego wiarygodność, stracił pozycję zawodową, odczuł to także finansowo. "Ciągną się za mną jakieś pomówienia. Zanim to się wszystko skończy w sądzie, miną kolejne lata" - ocenił. Dodał, że szum wokół sprawy utrudnia mu działania w biznesie.
Pytany o rolę w tej sprawie biznesmena Jana Kulczyka, były szef Orlenu powiedział, że każdy inwestor ma prawo kupić odpowiednią liczbę akcji giełdowej spółki i przejąć nad nią kontrolę, jednak "jeżeli ktoś ma 6% akcji, a chce rządzić firmą, to nie jest normalne".
W lutym 2002 r. Modrzejewski został zatrzymany na kilka godzin przez UOP. Po złożeniu wyjaśnień i postawieniu mu zarzutu w sprawie ujawnienia ówczesnemu szefowi PZU Życie Grzegorzowi Wieczerzakowi poufnej informacji został zwolniony. W 2003 r. Modrzejewski został o to formalnie oskarżony. Nie przyznał się. Grozi mu do 3 lat więzienia i 1 mln zł grzywny. Proces jeszcze się nie zaczął. Modrzejewski powiedział w piątek, że jest w tej sprawie pomówiony, a oczekiwanie na proces trwa zbyt długo. "Ja się tego nie boję, cały czas zależało mi na tym, żeby sprawa była jak najszybciej rozpatrzona" - skomentował.