Moczulski nie musi przepraszać
Leszek Moczulski nie musi przepraszać grupy posłów SLD za "rozszyfrowanie" w 1992 r. w Sejmie skrótu PZPR jako "płatni zdrajcy, pachołki Rosji" - orzekł w poniedziałek Sąd Okręgowy w Warszawie. Wyrok jest nieprawomocny. Powodowie, wśród których byli m.in. Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller, Marek Borowski i Jerzy Jaskiernia, mogą się odwołać do Sądu Apelacyjnego.
29.04.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Lider KPN wypowiedział inkryminowane słowa w lutym 1992 r. podczas debaty nad potępieniem wprowadzenia w 1981 r. stanu wojennego w Polsce. Zaraz po tym posłowie SLD wyszli z sali Sejmu. Ich grupa wytoczyła proces o ochronę dóbr osobistych domagając się przeprosin od Moczulskiego.
Moczulski nie musi przepraszać, gdyż nie chciał obrażać konkretnych ludzi, a jedynie nawoływał SLD do rozliczenia się z przeszłością PZPR - tak sąd uzasadniał oddalenie cywilnego pozwu złożonego przez liderów SLD.
Sędzia Hanna Muras uzasadniała, że pozew złożony przez ponad 20 posłów SLD w 1992 r. musiał zostać oddalony, ponieważ należy wziąć pod uwagę całą wypowiedź Moczulskiego, wygłoszoną w sejmowej debacie na temat stanu wojennego, a nie jedynie jej fragment z rozszyfrowaniem skrótu.
Sąd uznał, że zamiarem Moczulskiego nie było obrażanie posłów SLD, którzy byli wcześniej członkami PZPR, a jedynie zaapelowanie do nich, by rozliczyli się z przeszłością Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, której są kontynuatorami, a która była partią zdrady narodowej.
Moczulski, który stawił się w poniedziałek w sądzie, był usatysfakcjonowany wyrokiem. Podkreślał, że w swym wystąpieniu z 1992 r. chciał właśnie wezwać posłów SLD, by określili się, czy chcą być kontynuatorami zbrodniczej partii PZPR, czy też zerwać z przeszłością i się z nią rozliczyć.
Tymczasem, według szefa klubu parlamentarnego SLD Jerzego Jaskierni, istnieje rozdźwięk między wyrokiem sądu, a tym, że niektórzy poczuli się obrażeni wypowiedzią Moczulskiego. To jest trudny problem, czy ktoś mógł poczuć się obrażony, ale niewątpliwie część osób poczuła się obrażona - powiedział Jaskiernia.
Jaskiernia nie wykluczył, że on i występujący wraz z nim z pozwem przeciwko Moczulskiemu członkowie SLD odwołają się od poniedziałkowego wyroku. Dodał jednak, że ewentualna decyzja w tej sprawie może zapaść po dokładnym przeanalizowaniu uzasadnienia wyroku.
Orzeczenie może zachęcić do bardziej ostrego języka w Sejmie - powiedział ponadto Jaskiernia. Jego zdaniem, poprzez poniedziałkowy wyrok sąd dał sygnał, że jest gotów bardzo szeroko interpretować wolność słowa i to jest fakt polityczny, który będzie miał znaczenie.
Trwająca od 1993 r. sprawa jest jednym z najdłużej ciągnących się procesów cywilnych z polityką w tle. W listopadzie 1993 r. ówczesny Sąd Wojewódzki w Warszawie orzekł, że Moczulski nie dowiódł powodom płatnej zdrady i nakazał ich imienne przeproszenie w prasie, radiu i TV.
W kwietniu 1994 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie, do którego odwołał się lider KPN, uchylił ten wyrok i zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia. SA uznał, że w I instancji nie oceniono słów Moczulskiego na tle całej debaty sejmowej; nie ustalono też, do kogo ta wypowiedź była adresowana i czyje oraz konkretnie jakie dobra osobiste naruszyła. Proces wrócił do I instancji w 1995 r. (jask)