Mocne komentarze ws. śledzenia Ryszarda Petru. Jest reakcja policji
Policja w czasie protestów przeciwko reformie sądownictwa miała inwigilować szefa Nowoczesnej i Obywateli RP. Na portalach społecznościowych zrobiło się gorąco. Stanowisko zajęła stołeczna policja.
"Działania realizowane przez policję nie mają na celu inwigilacji ani posła(ów) opozycji, ani organizatorów manifestacji jakie w ostatnich dniach miały miejsce przed siedzibą Parlamentu RP" - informuje na swojej stronie stołeczna policja.
Komenda Główna Policji tłumaczy, że działania policjantów nie miały na celu ani inwigilacji posłów opozycji, ani organizatorów manifestacji, a miały zapewnić tym osobom bezpieczeństwo.
Pełne oświadczenie policji:
"Realizowane przez policjantów czynności ukierunkowane były, bowiem na zapewnienie bezpieczeństwa tych osób. Podobnie jak wszystkich manifestujących, okolicznych przechodniów i mieszkańców Warszawy. Bez względu na sympatie polityczne lub przynależność partyjną.
Nośny tytuł to podobno jeden z czynników gwarantujących sukces. Tak można byłoby ocenić główny materiał na pierwszej stronie dzisiejszego wydania Gazety Wyborczej" - czytamy w informacji prasowej.
"Szczególną uwagę zwracano na osoby, które poprzez swoje zaangażowanie w bieżące wydarzenia"
"Policjanci zabezpieczający teren przyległy do Parlamentu RP, gdzie w ostatnim czasie miały miejsce liczne manifestacje, dokładali wszelkich możliwych starań, aby osoby uczestniczące w zgromadzeniach mogły w poczuciu bezpieczeństwa wyrażać swoje poglądy, aby bezpiecznie czuły się osoby postronne, a także parlamentarzyści, którzy często poruszali się w tym rejonie pieszo. I te działania o charakterze czysto ochronnym realizowane były wówczas, gdy wydawało się to zasadne, w stosunku do parlamentarzystów zarówno opozycji, jak i koalicji rządzącej.
Nie powinno, więc dziwić, że szczególną uwagę zwracano na osoby, które poprzez swoje zaangażowanie w bieżące wydarzenia i głoszone poglądy mogły spotkać się zarówno z pozytywnymi, jak i negatywnymi reakcjami innych ludzi. O ile te pierwsze nie stanowią żadnego zagrożenia, o tyle drugie zwłaszcza podczas bezpośrednich kontaktów, nawet w odniesieniu do przypadkowo napotkanych osób, mogłyby łatwo przerodzić się w kłótnię i słowny konflikt, a nawet agresję fizyczną. I właśnie zapobieżenie takim sytuacjom było powodem działania funkcjonariuszy, którzy nie wzbudzając zbędnej sensacji zapewniali bezpieczeństwo" - czytamy dalej.
Na dowód policja przytacza zdania z nagrania:
"We wstępie do tej wypowiedzi zamieszczono informację, że świadczyć o tym mogą między inny zdania przytoczone w przedmiotowym artykule, których sens umknął prawdopodobnie autorowi. Przytoczmy je, więc podobnie jak Gazeta Wyborcza:
Po kilku minutach:
- No, posłuchaj: pan Petru, Nowy Świat 27. To jest chyba siedziba Nowoczesnej. Wszedł do środka. Słuchaj, załogę mogę puścić już pod Sejm?
- Tak, oczywiście. Dziękuję.”
"Warto zadać retoryczne pytanie? Czy autor artykułu w Gazecie Wyborczej nie uważa, że o inwigilacji można byłoby mówić, gdyby funkcjonariusze nie wrócili wówczas przed sejm, a wręcz przeciwnie dociekaliby, co pan poseł robi dalej?" - pyta policja.
Wniosek do prokuratury
Nowoczesna już zapowiada wniosek do prokuratury.
Fala komentarzy
"Śledzenie opozycji to element państwa policyjnego. Kto podjął taką decyzję?" - pyta Leszek Balcerowicz na Twitterze.
Pojawiają się także komentarze bardziej złośliwe:
Ustalenia gazety
Według ustaleń "Gazety Wyborczej", policja inwigilowała Ryszarda Petru. Gazeta publikuje nagrania, na których padają wyrażenia: "dać mu łatę", "objąć nadzorem", "dawaj za nim ogon". Mają to mówić policjanci.
Sam Petru pyta: "Jaka to sprawa operacyjna zostala założona aby śledzić szefa partii opozycjnej?"
Nagrania, które dzisiaj ujawniono, mają pochodzić z piątku 21 lipca. Senat debatował wówczas nad ustawą o Sądzie Najwyższym. Prace w parlamencie trwały do drugiej w nocy. W tym czasie przed gmachem trwała demonstracja przeciwników reformy sądownictwa autorstwa PiS.