Młody strażak zdradza szczegóły akcji w Tryńczy. Zwraca uwagę na pewien fakt
Śmierć pięciorga osób, które znaleziono w samochodzie na dnie rzeki Wisłok, wstrząsnęła całym krajem. Teraz o szczegółach akcji poszukiwawczej opowiedział jeden ze strażaków, który pracował bezpośrednio na miejscu wypadku. Zwrócił uwagę na pewną rzecz.
Trzy nastolatki z Tryńczy wyszły z domu w poniedziałek 25 grudnia ub. r. ok. godz. 16. Miały spotkać się ze swoimi znajomymi w restauracji. Alenie wracały. Ich rodzice rozpoczęli poszukiwania i zaalarmowali policję. W pomoc zaangażowali się mieszkańcy. Portal strazacki.pl zrekonstruował zdarzenia z tamtego czasu.
Funkcjonariusze Komendy Powiatowej Policji w Przeworsku ustalili, że nastolatki widziano ostatni raz gdy wyszły z domu i wsiadały do daewoo tico. Z czasem policja nabrała podejrzeń, że auto może znajdować się w okolicach rzeki Wisłok lub na jej dnie. Wtedy poproszono o pomoc w przeszukaniu m.in. linii brzegowej strażaków.
"Tam były całe rodziny"
Jeden z nic zdecydował się wrócić pamięcią do tego tragicznego dnia.
- Bardzo dokładnie pamiętam ten dzień. Zostaliśmy zadysponowani do poszukiwań przy użyciu sonaru. To miały być standardowe poszukiwania. Nie wiedzieliśmy czego mamy się spodziewać - wspomina Adrian Pisarski. Ten 22-letni strażak pełni służbę zaledwie od września ub. roku - czytamy na stronie Nowiny24.pl.
- Nigdy bym nie przypuszczałem, że na początku swojej służby będę uczestniczył w takiej akcji. Takie historie pisze jednak życie, więc starając się o przyjęcie do straży zawsze trzeba mieć to z tyłu głowy i być gotowym na wszystko. Były tam całe rodziny, nawet z małymi dziećmi. Wydaje mi się, że najmłodszym powinno się oszczędzić takich widoków - powiedział.
Tragedia w Tryńczy
Przypomnijmy, że 29 grudnia z rzeki Wisłok wyłowiony wrak samochodu, w środku znajdowało się pięć ciał. W wypadku zginęli: 18-letnia Dominika, 16-letnia Ania, 19-letnia Klaudia, 24-letni Sławek i 27-letni Bogusław. Cała piątka znała się od wielu lat.
Ich pogrzeby odbyły się w zeszłym tygodniu.