Ministerstwo zabierze chałtury wykładowcom
Co trzeci pracownik akademicki zatrudniony jest na więcej niż jednym etacie.
Rekordziści uczą na trzech uczelniach, prowadzą działalność gospodarczą i w dodatku pracują jeszcze w innym miejscu niż szkoła wyższa. Największym "pracoholizmem" wśród polskich wykładowców wykazał się wykładowca Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi, który uczył aż w 28 miejscach. Aby takie sytuacje nie zdarzały się, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego od przyszłego roku akademickiego wprowadza dla wykładowców zakaz pracy na więcej niż dwóch etatach.
Pomysł resortu przypadł do gustu rektorom łódzkich uczelni. - Przez wieloetatowość wykładowców cierpiał i pracodawca, i student - podkreśla Włodzimierz Nykiel, rektor Uniwersytetu Łódzkiego. - Trudno pogodzić pracę na kilku uczelniach. Wpływa to negatywnie na jakość kształcenia. Wykładowcy mają problemy z lojalnością. Na UŁ zdarzały się sytuacje, że wykładowca namawiał studentów, by przeszli do konkurencji - opowiada prof. Nykiel i dodaje, że wykładowcy decydują się na pracę na kilku etatach z powodów finansowych.
Zarobki nauczycieli akademickich zależą od doświadczenia i dorobku naukowego. Najmniej zarabia asystent - 2050 zł brutto, najwięcej profesor zwyczajny - 6300 zł.
Na 2 tysiące 352 pracowników naukowych zatrudnionych na UŁ zaledwie 1 tysiąc 643 osoby pracują tylko na tej uczelni. Podobnie jest na Politechnice Łódzkiej. - Spośród 1451 pracowników Politechniki Łódzkiej 128 osób pracuje dodatkowo na jednej uczelni, a 8 osób dodatkowo na dwóch uczelniach. U innych pracodawców niż uczelnie zatrudnionych jest 77 osób, a 133 prowadzą działalność gospodarczą - mówi Ewa Chojnacka, rzeczniczka Politechniki Łódzkiej.
Studenci o wieloetatowych wykładowcach mają wyrobione zdanie. - To nie praca naukowa, ale zwykła chałtura. Często wykładowcy są tak zapracowani, że nawet nie przychodzą na zajęcia, tylko wysyłają asystentów - żali się student zarządzania jednej z łódzkich uczelni.
Od przyszłego roku akademickiego ta sytuacja ulegnie zmianie. - Obecnie zgoda rektora jest potrzebna dopiero na pracę powyżej dwóch etatów. Od przyszłego roku przy drugim etacie wykładowca będzie musiał poprosić pracodawcę o pozwolenie. Natomiast praca na trzech i więcej etatach w ogóle nie będzie możliwa - zapowiada Bartosz Loba, rzecznik resortu nauki. - Odejście od wieloetatowości stworzy perspektywę stabilnego zatrudnienia młodych ludzi ze stopniem doktora nauk. Tacy ludzie nie będą musieli emigrować do krajów lepiej rozwiniętych, by robić naukowe kariery.
Prof. Katarzyna Chałasińska-Macukow, przewodnicząca Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, uważa, że rozwiązaniem optymalnym byłoby pójście krok dalej. - Docelowo pracownik naukowy powinien być zatrudniony tylko na jednym etacie. Dopiero wtedy rzeczywiście może pracować dobrze, z korzyścią dla studentów i własnej pracy badawczej - mówi Chałasińska-Macukow.