Ministerstwo nie odzyskało na razie ani jednego respiratora od handlarza bronią
Zero. Tyle respiratorów spośród 418 urządzeń, które Ministerstwo Zdrowia miało odzyskać od handlarza bronią, ratuje dziś życie. Skarbowi Państwa wciąż nie udało się przejąć żadnego respiratora ani odzyskać niemal 50 mln złotych od firmy, która w środku pandemii dostała od rządu 150 milionów złotych.
Dokładnie 14 kwietnia 2020 r. ówczesny wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński podjął jedną z najgorszych decyzji w swoim życiu. Z pominięciem wszelkich procedur, bez sprawdzenia kontrahenta, bez żadnych konsultacji Cieszyński podpisał umowę z Andrzejem Izdebskim, prezesem firmy E&K, znanej do tej pory z handlu bronią.
Umowa dotyczyła zakupu 1241 respiratorów. Jeszcze tego samego dnia Izdebski dostał przelew z Ministerstwa Zdrowia na 154 miliony złotych - to miała być zaliczka z 200 mln, na które opiewała umowa.
Firma E&K, której szef handlował wcześniej m.in. z Koreą Północną, był zamieszany w transakcje z włoską i albańską mafią oraz przemyt broni do krajów objętych embargiem ONZ, nie miała respiratorów, które obiecała polskiemu rządowi. Jak ujawnił później raport NIK, Cieszyńskiego nakłoniła do podpisania umowy z szefem E&K Andrzejem Izdebskim Agencja Wywiadu.
Zobacz też: Niezaszczepieni pacjentami szpitali covidowych. Specjalistka wyjaśnia
Do dziś nie wiemy, jakie było tło tej transakcji. Wiadomo jednak, że biznesmen z Lublina dostarczył jedynie 200 z 1241 urządzeń. W dodatku innych modeli niż zamówiło ministerstwo, z niekompletną dokumentacją, ze złamaniem harmonogramów dostaw. Ostatecznie Ministerstwo Zdrowia odstąpiło do umowy z E&K, żądając równocześnie zwrotu zaliczki przy potrąceniu odpowiednich kwot za dostarczony sprzęt.
Rachunek strat
Z 154 mln złotych przekazanych E&K odliczono 9 mln euro za dostarczone 200 respiratorów, ale doliczono 3,6 mln euro kar za niedotrzymanie warunków umowy. Firma Izdebskiego spłaciła z tego jedynie 14,2 mln euro. Z dokumentów ujawnionych podczas kontroli poselskich Michała Szczerby i Dariusza Jońskiego wynika, że przez dwa miesiące MZ nie robiło nic, żeby odzyskać miliony od Andrzeja Izdebskiego.
Sprawa nabrała tempa po wkroczeniu do akcji Prokuratorii Generalnej, reprezentującej Skarb Państwa przed sądami. Dzięki wnioskom jej urzędników do sądu udało się doprowadzić do zabezpieczenia środków na kontach E&K.
Państwu udało się też zabezpieczyć respiratory, które do Polski ściągnął Izdebski, ale których nie udało mu się sprzedać. To 418 urządzeń, miały zostać wystawione przez komornika na licytacji, a pieniądze uzyskane w ten sposób planowano przekazać Ministerstwu Zdrowia. Cena wywoławcza za sztukę wynosiła 30 tys. zł. Ale na licytacji, do której doszło 21 września, nie pojawił się żaden chętny.
Nikt nie chciał wziąć udziału w przetargu, być może dlatego, że respiratory od handlarza bronią nie miały kompletnej dokumentacji, gwarancji i trudno określić ich stan po kilku miesiącach trzymania w magazynie. W dodatku, jak podawały media, urządzenia nie mają zgody na użytkowanie ich na terenie UE, ponadto nie są przeznaczone do użycia w warunkach szpitalnych, a jedynie do wentylacji domowej.
Decyzja ministerstwa
W takiej sytuacji nikogo nie zdziwiło, że ministerstwo ogłosiło decyzję o przejęciu respiratorów od handlarza bronią. - Sprzęt po uzupełnieniu certyfikatów oraz ponownym zbadaniu stanu technicznego trafi do szpitali – informował we wrześniu minister zdrowia Adam Niedzielski.
W październiku dziennikarze Wirtualnej Polski postanowili sprawdzić, ile respiratorów od Izdebskiego ratuje już ludzi i ile pieniędzy udało się odzyskać od handlarza bronią. Ale Ministerstwo Zdrowia powstrzymało nasze zamiary.
"(...) w obecnej sytuacji Biuro Komunikacji nie jest w stanie odpowiedzieć na pytania wymienione w e-mailu (...). W związku z powyższym uprzejmie informuję, że udzielenie informacji nastąpi niezwłocznie, nie później niż 8 grudnia 2021 r." - przekazał nam 18 października Jarosław Rybarczyk, główny specjalista z Biuro Komunikacji Ministerstwo Zdrowia. I rzeczywiście - odpowiedź dostaliśmy dopiero 7 grudnia.
Nie jest to odpowiedź nastrajająca optymistycznie. Ministerstwo Zdrowia przyznaje, że domagało się od firmy E&K 12 mln euro z niezwróconej zaliczki oraz kar w wysokości 3,6 mln euro. Do tego odsetki. W sumie przy dzisiejszym kursie euro to 72,63 miliona złotych. Z tego komornikowi udało odzyskać się 24,58 mln. Co daje w sumie 48 milionów zaległości. Do tego odsetki. Tyle Skarb Państwa nie odzyskał od firmy handlarza bronią.
Według informacji Wirtualnej Polski w postępowaniu egzekucyjnym, które toczy się przed lubelskim sądem, przedstawiciel Prokuratorii Generalnej (reprezentuje Skarb Państwa) wezwał do wyjawienia majątku przez prezesa E&K Andrzeja Izdebskiego. Ale ten nie bardzo przejął się tym wnioskiem i nawet nie stawił się w sądzie. Przedstawiciel Skarbu Państwa domagał się zatrzymania i doprowadzenia mężczyzny przed oblicze sądu przez policję. Sąd poprzestał na razie na karze grzywny.
Co z respiratorami?
A co z respiratorami, które Skarb Państwa miał przejąć od firmy Izdebskiego? Urządzenia te bardzo przydałyby się dziś w szpitalach. 12 grudnia przez pacjentów z COVID-19 zajętych było 2152 z 2845 dostępnych respiratorów. Ale 8 grudnia władze Warszawy alarmowały, że w żadnym miejskim szpitalu z oddziałami covidowymi nie było wolnego respiratora.
Niestety, żadne urządzenie od Andrzeja Izdebskiego nie trafi na razie do potrzebujących. Jarosław Rybarczyk z MZ poinformował nas, że "nadal trwa postępowanie egzekucyjne dotyczące respiratorów. W najbliższym czasie spodziewamy się jego prawomocnego zakończenia. Wówczas będziemy decydować o przeznaczeniu respiratorów. Należy zaznaczyć, że zostały one ocenione przez biegłego jako sprzęt wysokiej klasy".
Rozmówcy Wirtualnej Polski z Ministerstwa Zdrowia inaczej oceniają jakość przejętych respiratorów, ale przede wszystkim zwracają uwagę na inne kwestie. Firma E&K skwapliwie korzysta z wszystkich możliwych środków prawnych, żeby opóźnić przejęcie respiratorów przez państwo. Zaskarża wszystkie czynności, odwołuje się od wydanych decyzji, pisma przesyła w możliwie późnych terminach.
- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to możliwe, że uda się przejąć te respiratory ostatecznie pod koniec stycznia - mówią nasi rozmówcy z MZ. Ale to nie oznacza, że wtedy sprzęt od razu zacznie ratować ludzi. - Respiratory wymagają dostosowania do polskich warunków, uzupełnienia dokumentacji, pewnie też czynności serwisowych - bo stały przecież kilka miesięcy - tłumaczą nasi rozmówcy z MZ.
14 grudnia na COVID-19 zmarło w Polsce 537 osób, odnotowano 17 460 nowych przypadków choroby.
Szymon Jadczak
szymon.jadczak@grupawp.pl