PolitykaMinister środowiska postawił na człowieka, który wywołał skandal w jego resorcie. "To była wtyczka”

Minister środowiska postawił na człowieka, który wywołał skandal w jego resorcie. "To była wtyczka”

Wybrany przez ministra środowiska na szefa związku łowieckiego Piotr Jenoch musiał odejść z tego resortu w 2011 roku, po skandalu wywołanym włamaniem do cudzej skrzynki mailowej i sfabrykowaniem donosu – ustaliła WP. Nasze ustalenia potwierdzili dwaj byli ministrowie. Sam Jenoch zaprzecza.

Minister środowiska postawił na człowieka, który wywołał skandal w jego resorcie. "To była wtyczka”
Źródło zdjęć: © WP.PL
Grzegorz Łakomski

Kwiecień 2018 roku. W gabinecie ministra środowiska trwa spotkanie z myśliwymi, którym towarzyszy szef rolniczego OPZZ Sławomir Izdebski. Zgodnie z nowym prawem łowieckim Henryk Kowalczyk będzie mógł wybrać szefa związku łowieckiego spośród trzech kandydatów.

- Heniu, są przecieki, że szefem ma być Piotr Jenoch – zagaja Izdebski.

- Nikt ze starego układu, z Nowego Światu (siedziba związku – przyp. WP) nie będzie szefem PZŁ. Będzie wyznaczony ten, którego zechcę – deklaruje minister.

Słowa Kowalczyka potwierdzają nam wszyscy zaproszeni do jego gabinetu – Sławomir Izdebski, Jerzy Golbiak i Stanisław Pawluk. Jednak kilka tygodni później Naczelna Rada Łowiecka wyłania trzech kandydatów, z których minister ma wskazać nowego szefa PZŁ. Kowalczyk wybiera Piotra Jenocha.

Partia myśliwych ogrywa PiS

Wśród myśliwych można usłyszeć głosy, że jego zwycięstwo było przesądzone na tyle, że już przed radą zamówił mundur łowczego krajowego. – To była „ustawka”. Bloch (poprzedni szef PZŁ) oprócz Jenocha wystawiły dwóch „zająców” (kandydatów z góry skazanych na porażkę - przyp. WP) - mówi jeden z myśliwych.

- Nie bardzo sobie wyobrażałem, że ktoś z zarządu głównego PZŁ mógłby być nowym szefem związku, ale to nie może być ktoś obcy środowisku. Jenoch miał najwięcej głosów na naczelnej radzie, ma sensowny życiorys. Dobrze uporządkował sytuację w okręguwarszawskim, którym kierował. Dlatego zaakceptowałem jego kandydaturę – wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską minister środowiska.

Wybór nowych władz to efekt przyjętego w marcu przez Sejm prawa łowieckiego, którego celem była m.in. „dezubekizacja” i wymiana władz związku łowieckiego. Lech Bloch, wieloletni szef organizacji, stracił stanowisko, bo w czasach PRL-u, gdy pracował w PZŁ Ciechanowie, został zarejestrowany jako TW „Kazimierz”.

Prawo łowieckie przyznaje związkowi specjalny status. PZŁ wykonuje część zadań państwa i staje się właścicielem każdego upolowanego zwierzęcia, które wcześniej żyjąc w stanie wolnym należy do skarbu państwa. Lech Bloch, stający na czele liczącego 120 tys. myśliwych zrzeszenia, wyspecjalizował się w skutecznej obronie korzystnej dla związku ustawy. Potrafił - jak pisała Wirtualna Polska - skutecznie lobbować zarówno wśród polityków PiS, jak i w czasach rządów Platformy.

- Bloch stracił funkcję, ale zachował wpływ na związek, bo Jenoch, to jego najbliższy i absolutnie lojalny współpracownik. Udowodnił to w ministerstwie środowiska, gdzie był „wtyczką” – dodaje inny były podwładny łowczego krajowego.

Skandal ze sfabrykowanym donosem w ministerstwie

Jesień 2010 r. w ministerstwie środowiska wybucha skandal. Ktoś wysłał donos na jedną z urzędniczek. Kobieta liczy się ze zwolnieniem, ale składa zawiadomienie na policję.

- Policja ustaliła, że Piotr Jenoch włamał się do jej skrzynki mailowej i skopiował maile, które zostały dołączone do spreparowanego donosu – mówi nam informator znający przebieg sprawy.

- Z donosu wynikało, że urzędniczka nie nadaje się do tej pracy. Sprawa była w resorcie głośna. Dotarła aż do samego ministra Kraszewskiego, który się wściekł – dodaje nasz drugi rozmówca.

Andrzej Kraszewski w rozmowie z Wirtualną Polską przyznaje, że pamięta sprawę, choć zaznacza, że zajmował się nią wiceminister Zaleski. – Pewnie było tak, że mi ta sprawa została przedstawiona, decyzję podjął Zaleski, a ja ją zatwierdziłem – mówi Kraszewski.

Zaleski: - Mogę to potwierdzić. Próbowano „ubrać” w donos pracownicę ministerstwa, ale śledztwo policji wskazało, że stoi za nią pan Piotr Jenoch, który włamał się do skrzynki mailowej tej pracownicy. Ona to zresztą potwierdziła.

Minister dodaje, że nie pamięta jedynie „w jakiej formie ministerstwo rozstało się z Jenochem – czy było to zwolnienie dyscyplinarne, czy za porozumieniem stron”. - W każdym razie miał nieciekawą historię pracy w ministerstwie środowiska – kwituje.

Henryk Kowalczyk pytany o przyczynę odejścia Jenocha z ministerstwa podkreśla, że nie jest mu znana.

"Wtyczka” w ministerstwie

Zdaniem naszych informatorów Jenoch niezależnie od miejsca, w którym pracował, najbardziej lojalny był wobec szefa związku łowieckiego.

Były pracownik ministerstwa: - Cały czas pracował na rzecz Blocha. Informował o wszystkim, dostawał też instrukcje.

- Projekty rozporządzeń, zanim podpisał je minister, trafiały do siedziby PZŁ. Gdy w załączniku do rozporządzenia był wzór książki polowań, przed jego wydaniem w PZŁ byli gotowi do druku i sprzedawania ich ze sporą marżą – tłumaczy rozmówca zbliżony do PZŁ.

Jenoch po kilku latach w resorcie znalazł pracę w Lasach Państwowych kierowanych przez Stanisława Pigana, znanego z zażyłości z szefem PZŁ.

- Po tym, jak go zmuszono do odejścia z resortu, Bloch załatwił mu pracę w Lasach Państwowych. Też pełnił rolę „wtyczki”. Wiadomo było, że wszystko, co dotyczy Blocha szybko do niego trafi. Pracował pół roku i został zatrudniony w PZŁ – opowiada pracownik Lasów.

Piotr Jenoch w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że nie był bliskim współpracownikiem szefa PZŁ. - Lech Bloch był pracodawcą, a ja pracownikiem. Ot i cały związek – wyjaśnia. Dodaje, że poznał go, gdy zdawał egzamin łowiecki w Ciechanowie, gdzie Bloch był łowczym wojewódzkim. - To był mój pierwszy kontakt, jak każdego zdającego przyszłego adepta łowiectwa – zaznacza.

Szef PZŁ oskarża byłych ministrów o pomówienie

Pytany o powód odejścia z ministerstwa środowiska, Jenoch wyjaśnia, że przez kilka miesięcy był na zwolnieniu lekarskim po wypadku. - Rząd robił redukcję zatrudnienia w administracji publicznej. W związku z moją długą absencją zawodową mój etat uległ likwidacji – tłumaczy łowczy krajowy.

- Powodem pana odejścia nie była sprawa włamania do skrzynki jednej z pracownic ministerstwa?

- To bzdura, pomówienie, nie było nigdy takiej sytuacji. Ciekawe, że dowiaduje się o tym od pana. Dla tych osób, które liczyły na inne rozstrzygnięcia w zakresie nowego łowczego krajowego głoszenie tego rodzaju oszczerstw jest może uzasadnione. Brzydzę się takimi metodami – odpowiada.

Pytany o zarzuty informowania PZŁ o planach działań resortu, gdy był jego pracownikiem, Jenoch zaznacza , że współpracował z PZŁ, bo był w zespole łowiectwa.

- Działania resortu były i są transparentne. Związek był informowany o działaniach resortu w zakresie łowiectwa podobnie jak Lasy Państwowe czy każdy inny podmiot – przekonuje Jenoch.

Podkreśla, że dla niego, jako szefa PZŁ „jedną z kluczowych kwestii jest zmiana wizerunku polskiego łowiectwa w społeczeństwie”.

Skazany za kłusownictwo rządzi myśliwymi

Walka o wizerunek może być jednak utrudniona po tym, jak szefem warszawskich struktur PZŁ został związany z poprzednim szefem PZŁ Krzysztof Romanowski. Z dokumentu, do którego dotarła WP wynika, że w 2015 roku został on ukarany przez sąd łowiecki naganą za upolowanie dzika „bez ważnego upoważnienia”.

Były współpracownik Lecha Blocha: - To oznacza kłusownictwo. Jak mamy bronić wizerunku, gdy w szefem największej w kraju warszawskiej organizacji jest człowiek skazany za kłusowanie? Nie udało się z 7 tys. warszawskich myśliwych znaleźć nikogo bez nagany? – denerwuje się jeden z myśliwych.

Jenoch pytany o sprawę tłumaczy, że kara nagany uległa już zatarciu. - Gdyby był ukarany, nie mógłby pełnić funkcji, bo tego zabrania ustawa. Wyciąganie tej kwestii może wiązać się z postępowaniem sądowym dotyczącym naruszenia dóbr osobistych osoby niekaranej – zaznacza.

W sądzie znalazła też finał sprawa nagłej likwidacji koła „Zlot” z Wyszkowa. Zaraz potem obwód łowiecki oddalony ok. godzinę samochodem od Warszawy trafia do nowego koła zrzeszającego myśliwych bliskich do władz PZŁ. Strukturom PZŁ szefuje tam Paweł Jenoch, brat bliźniak Piotra.

Prezes „Zlotu” Jacek Lęgas opowiada, że jego koło niewiele wcześniej było odznaczone przez władze związku, które doprowadziły potem do jego likwidacji z naruszeniem prawa, by przejąć atrakcyjny obwód.

- Paweł Jenoch wszystkie decyzje konsultował z bratem, byłem świadkiem jak do niego dzwonił – mówi Lęgas.

Szef PZŁ odpowiada, że koło zostało zlikwidowane przez liczne nieprawidłowości. - Oczywistym jest, że koło łowieckie będzie przedstawiało swój punkt widzenia i ma do tego prawo. Jednak postępowanie wewnątrz PZŁ się zakończyło. Sprawę ostatecznie zweryfikuje sąd powszechny – mówi Jenoch.

Bracia bliźniacy u władzy

Zdaniem części myśliwych, w związku traktowanym przez Blocha jak prywatny folwark, pod rządami jego następcy niewiele się zmieni, a minister środowiska został przez władze PZŁ ograny.

- Bloch stoi za karierą Jenocha. Traktuje go prawie jak syna. Opowiedział kiedyś historię, jak dziadek Jenocha w Ciechanowie przyprowadził do niego dwóch chłopców - relacjonuje były współprcownik Blocha.

- To trochę jak w Rosji, gdy Putin i Miedwiediew zamienili się miejscami jako prezydent i premier, a układ przy władzy był ten sam. Tak samo jest w PZŁ – ocenia jeden z myśliwych.

O odniesienie się do tych ocen prosimy szefa resortu środowiska. - Mam inne wrażenie. Nie chcę wchodzić w dyskusję o personaliach – ucina Kowalczyk.

Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (112)