Miloszević: wideo z egzekucją to manipulacja
Dawny prezydent Jugosławii Slobodan
Miloszević oświadczył, że pokazany w telewizji i przed
trybunałem haskim film wideo z egzekucji młodych Bośniaków przez
serbską jednostkę paramilitarną "Skorpiony" to manipulacja.
08.06.2005 19:00
Według niego film jest kompilacją, nie wiadomo, gdzie i kiedy został zrobiony, nie ma też dowodu, że ofiary pochodziły ze Srebrenicy, gdzie w lipcu 1995 roku siły serbskie wymordowały ponad 7 tys. muzułmańskich mężczyzn.
Na swoim procesie przed ONZ-owskim trybunałem ds. zbrodni wojennych w d. Jugosławii Miloszević przyznał, że pokazana egzekucja była niewątpliwie zbrodnią. Oznajmił jednak, że film "nie ma nic wspólnego ze Srebrenicą", a "'Skorpiony' nie były częścią serbskiej policji w 1995 roku".
Prokurator Jeffrey Nice zapowiedział, że wkrótce przedstawi chronionego świadka, który jest autorem większej części filmu. Świadek ten potwierdzi, że ofiary to Muzułmanie (Bośniacy) ze Srebrenicy.
Oskarżenie twierdzi, że paramilitarne "Skorpiony" w lipcu 1995 roku podlegały MSW Serbii. Bezpośrednie powiązanie serbskiej policji z masakrą w Srebrenicy posłużyłoby nareszcie jako dowód na związki Miloszevicia z tą największą zbrodnią wojenną w Europie po II wojnie światowej.
Przesłuchiwany przez Miloszevicia we wtorek świadek obrony, b. wiceminister serbskiego MSW Obrad Stevanović odrzucił tezę o tym, że "Skorpiony" należały do MSW. Według niego podlegały armii Serbów bośniackich i tylko niektórzy członkowie jednostki przeszli do rezerwy serbskiej policji podczas wojny w Kosowie w 1999 roku.
Na filmie, pokazanym 1 czerwca, Muzułmanie ze Srebrenicy rozpoznali swoich bliskich. Wśród Serbów, którzy dotąd zaprzeczali, że ich rodacy dokonali masakry Bośniaków, film wywołał wstrząs. Serbska policja aresztowała kilku podejrzanych, widocznych na nagraniu.
Prezydent Serbii Boris Tadić zadeklarował, że jest gotów pojechać do Srebrenicy, by "oddać hołd niewinnym ofiarom" masakry.
Premier Vojislav Kosztunica ocenił, że wszyscy winni zbrodni, widoczni na filmie, powinni stanąć przed sądem. Nie powinni też "korzystać z żadnego wsparcia - ani ze strony władz, ani społeczeństwa".