Miller: nie zajmowałem się umową z Eural Trans Gas
Były premier Leszek Miller powiedział, że jako szef rządu nie interesował się umowami, takimi jak kontrakt z firmą Eural Trans Gas, ponieważ leżało to w gestii Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa.
05.02.2008 | aktual.: 07.02.2008 11:44
Jak dodał, zajmował się porozumieniami strategicznymi m.in. renegocjacją w 2003 r. umowy o dostawie gazu z Gazpromem - powiedział Miller. Kontrakty spotowe, czyli krótkoterminowe - znajdują się w gestii przedsiębiorstw, w tym wypadku PGNiG - zaznaczył Miller.
Według informacji przedstawionych w "Superwizjerze" TVN, kontrakt na dostawę gazu do Polski zawarty z PGNiG w 2003 r. - za rządów SLD - podpisała węgierska firma Eural Trans Gas, którą kontrolował Siemion Mogilewicz - ojciec chrzestny rosyjskiej mafii.
Zgodnie z ustaleniami dziennikarzy "Superwizjera" o tym, że za firmą, która będzie dostarczać gaz do naszego kraju stoi rosyjska mafia, mogli wiedzieć ówcześni prominentni politycy lewicy: szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Marek Siwiec, premier Leszek Miller i szef ABW Andrzej Barcikowski.
Zarówno szef PGNIG, który podpisał kontrakt z Eural TG Marek Kossowski, jak i Marek Siwiec powiedzieli, że nie mieli żadnych informacji, że ta firma jest kontrolowana przez rosyjską mafię.
Interesowałem się sprawą kontraktu, który w 2003 r. wynegocjował Marek Pol (ówczesny minister infrastruktury - PAP). To był kontrakt wielki, na wiele lat. Chodziło o to, aby zdjąć niepotrzebną ilość gazu, za którą i tak musielibyśmy zapłacić - to było przedmiotem uwagi rządu - podkreślił Miller.
Jego zdaniem, szef rządu nie może się interesować kontraktami, które są podpisywane przez firmy na poziomie kontraktów spotowych, ponieważ premier ma przed sobą problemy natury strategicznej.
W przypadku naszego rządu było tak, że podmioty gospodarcze miały dużą swobodę, podejmowały decyzję na własną rękę. Tak powinno być w gospodarce rynkowej - zaznaczył Miller.
Według niego, porozumienie podpisane przez Marka Pola uchroniło Polskę przed poważnymi konsekwencjami. Musielibyśmy wygasić własne wydobycie albo nie brać gazu, za który i tak trzeba było płacić - zauważył Miller. Markowi Polowi należy się za to medal - dodał.
Miller dodał, że mógłby się zainteresować sprawą gdyby zaalarmowały go służby specjalne. W tym wypadku niczego takiego nie było - powiedział.
Według byłego premiera, szef ABW powinien informować premiera, wyższych urzędników i szefów spółek takich jak PGNiG o poważnych zagrożeniach. Jeżeli ocenia, że to zagrożenie jest niewielkie, albo go nie ma, to nie informuje. Jeśli ocenia, że istnieje to informuje - podkreślił Miller.
Odniósł się też do słów polityków PiS Zbigniewa Wassermanna i Pawła Poncyljusza, którzy stwierdzili, że kontrakt na dostawę gazu z firmą Eural TG został przedłużony za rządów PiS, bo nie było alternatywnej możliwości, gdyż same kontrakty długoterminowe nie pokrywały całego zapotrzebowania Polski na gaz.
Gdyby to rzeczywiście była bardzo podejrzana firma, absolutnie nie do współpracy, to przecież tak wrażliwa ekipa jak rząd Jarosława Kaczyńskiego by do tego nie odpuściła - uważa Miller.
Czy pan Wassermann uważa, że sprawa przedłużenia zjawiła się nagle, w ciągu jednej nocy? Czy ministerstwo gospodarki nie wiedziało, że występuje taki problem? Jeżeli tak jest, to coś zatrważającego. To by oznaczało, że PiS nie miał pojęcia o tym co się dzieje w kraju, o bezpieczeństwie energetycznym państwa - zaznaczył Miller.
W TVN24 Miller był pytany o notatkę, w której - według "Superwizjera" - jego doradca miał ostrzegać przed podpisaniem kontraktu z węgierską spółką. Zamknęli mi gębę, że przekroczyłem kompetencje, że to jest kompetencja PGNiG i już musiałem milczeć i cicho siedzieć, żeby mnie z roboty nie zwolnili - mówił doradca w rozmowie z reporterami "Superwizjera". Ja na ten temat zrobiłem notatkę i na tym się skończyło (...) tej mojej notatki nie dostarczono do premiera. Służby nadały temu sygnaturę tajności - tłumaczył.
Do mnie żadna notatka nie dotarła, jeżeli chciał dać mi notatkę, to by mi ją przekazał. Nie żyłem wtedy jakimś kloszu ze stali, w jakimś kokonie, nie było do mnie trudno dotrzeć - zaznaczył były premier.
Miller dodał, że jest bliski decyzji o skierowaniu sprawy na drogę sądową przeciwko dziennikarzom "Superwizjera" TVN. To, co ci panowie, którzy zrobili ten program uczynili, to się naprawdę kwalifikuje do rozprawy sądowej. Pan Pol (Marek Pol - b. minister infrastruktury - PAP) mówił, że jest bliski takiej decyzji i ja też jestem, bo kiedyś w końcu trzeba powiedzieć dość - powiedział Miller.
Według niego, w programie postawiono nieuczciwą, nierzetelną tezę, że jego rząd specjalnie zmniejszył zakontraktowane ilości gazu, żeby stworzyć możliwości dla pojawienia się takich oto firm jak węgierska spółka.