Miller: ABW i prokuratura miały monitorować sprawę Rywina
Zarówno ABW, jak i prokuratura, miały wyraźne wskazówki, że sprawę Rywina trzeba monitorować - powiedział w poniedziałek przed komisją śledczą premier Leszek Miller. Jak dodał, "gdyby się coś pojawiło", miał być natychmiast powiadomiony i "mogłoby to służyć do interwencji tych organów".
16.06.2003 10:45
Premier odpowiedział tak na pytanie Renaty Beger (Samoobrona), która chciała wiedzieć, na jakiej podstawie Miller uznał, że prokuratura miała czekać na wynik śledztwa dziennikarskiego.
Szef rządu zaznaczył, że "to nie było przedmiotem żadnych ustaleń". Po konfrontacji Adam Michnik miał powiedzieć, że redakcja będzie prowadzić różne działania w kierunku wyjaśnienia sprawy i należy się liczyć z upublicznieniem sprawy.
"Nie byłem bierny - podkreślił. - Zarówno z Barcikowskim, jak i Kurczukiem rozważaliśmy, czy są dodatkowe dane, które mogłyby być wzięte pod uwagę w pracach tych organów". Premier podkreślił, że aby zawiadomić prokuraturę, "trzeba mieć dowody i być przeświadczonym, że przestępstwo istniało".
Jak powiedział, zarówno Kurczuk jak i Barcikowski twierdzili jesienią ub. roku, "że nie mają żadnych doniesień w tej sprawie, że będą ją badać, ale nie ma żadnego materiału, który pozwoliłby im na jakąś stosowną reakcję".
Beger spytała też, dlaczego premier wysyłał ministrów do redaktora naczelnego tygodnika "Nie". Miller odparł, że z jego inicjatywy do Urbana poszedł tylko Barcikowski, po artykule w "Nie", iż są jakieś wątki korupcyjne.
Pozostali odwiedzali Urbana nie na polecenie szefa rządu. Jak powiedział, być może wspominali mu o tych wizytach, ale "na zasadzie: wiesz, byłem coś się dowiedziałem, lub czegoś się nie dowiedziałem". "Gdyby było coś istotnego, to bym zapamiętał" - powiedział premier.
W jego opinii, nie ma okoliczności, które upoważniałyby do twierdzenia, że opóźnienie publikacji na temat afery Rywina "spowodowałoby utracenie jakichś dowodów, czy wpłynęło na przebieg dochodzenia w tej sprawie".
Beger pytała też o rozmowę z Robertem Kwiatkowskim po konfrontacji Rywina i Michnika w gabinecie premiera.
Jak wyjaśnił Miller, rozmowa ta miała na celu upewnienie się, czy sugestie Rywina, iż Kwiatkowski go inspirował do złożenia korupcyjnej propozycji, są prawdziwe czy nie. "Uzyskałem odpowiedź, że nic takiego nie miało miejsca, że dla pana Kwiatkowskego cała sprawa jest równie szokująca i zaskakująca i taką informację przekazałem też panu Michnikowi" - powiedział premier.
Posłanka Samoobrony dociekała, na jakich podstawach premier ufa Kwiatkowskiemu. Według niej nasuwa się wniosek, "że to zaufanie wynika od osoby, która jest wspólnikiem". "Może nie chce pan atakować pana Kwiatkowskiego, bo za dużo wie?" - pytała Beger.
Miller odparł, że udział Roberta Kwiatkowskiego w aferze, tak jak przedstawił to Lew Rywin, wydał mu się "nieprawdopodobny", natomiast nie jest jego rolą wyciąganie ostatecznych wniosków
"Moje długie życie nauczyło mnie, by nie wyciągać pochopnych wniosków, zwłaszcza do ludzi, którym można łatwo odebrać cześć i honor. Sam byłem w takich sytuacjach i wiem, jak to jest bolesne i jak potem trudno z tym żyć. Można wyciągać ostateczne wnioski, gdy ma się niezaprzeczalne dowody. Ja nie jestem sędzią w tej sprawie, nie mogę wyręczać komisji śledczej, ani prokuratury i nie zamierzam tego czynić" - odpowiedział premier.