Miliony na kolej, której nie będzie
Supernowoczesna kolej, która pędzi przez Polskę z prędkością nawet 350 km/h? Musimy o niej zapomnieć. Ministerstwo transportu wycofało się z tej inwestycji. Ale jedno się udało - wydać pieniądze, które miały pójść na szybką kolej. Kilkadziesiąt milionów pochłonęły między innymi pensje 48 kolejowych urzędników. Każdy dostawał średnio ponad sześć tysięcy na miesiąc.
22.12.2011 | aktual.: 22.12.2011 07:45
Koleje Dużych Prędkości miały wozić Polaków z Warszawy do Łodzi, a potem do Poznania lub Wrocławia, mknąc po szynach nawet 350 km/h. Ale minister Sławomir Nowak (37 l.) odwołał inwestycję, którą planowano zrealizować do 2020 r.
Problem w tym, że na same przygotowania projektu szybkich kolei wydaliśmy już – jak podlicza „Dziennik Gazeta Prawna" – ponad 50 milionów złotych. Część pieniędzy poszła na opłacenie hiszpańskiej firmy doradczej, sporo wydano też na biurokrację. W PKP powstała specjalna komórka, która zajmowała się planowaniem inwestycji.
Zatrudniła 42 osoby i aż sześciu dyrektorów. Ich pensje pochłonęły w tym roku aż 3,6 mln zł. Wychodzi więc po ponad 6200 zł na głowę.
– Nie ma projektu, więc jakimś nieporozumieniem jest utrzymywanie zbędnej struktury, która wcale niemało kosztuje – mówi Faktowi Adrian Furgalski z zespołu doradców gospodarczych TOR. Co się stanie z kolejowymi urzędnikami? – Komórka zostanie zlikwidowana po nowym roku – zapewnia nas rzecznik resortu Mikołaj Karpiński. Nie wiadomo jednak, co teraz ci ludzie mają do roboty.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Rozpasanie posłów! Na ich gadżety pójdą straszne pieniądze