Miliony na kolej, której nie będzie
Supernowoczesna kolej, która pędzi przez Polskę z prędkością nawet 350 km/h? Musimy o niej zapomnieć. Ministerstwo transportu wycofało się z tej inwestycji. Ale jedno się udało - wydać pieniądze, które miały pójść na szybką kolej. Kilkadziesiąt milionów pochłonęły między innymi pensje 48 kolejowych urzędników. Każdy dostawał średnio ponad sześć tysięcy na miesiąc.
Koleje Dużych Prędkości miały wozić Polaków z Warszawy do Łodzi, a potem do Poznania lub Wrocławia, mknąc po szynach nawet 350 km/h. Ale minister Sławomir Nowak (37 l.) odwołał inwestycję, którą planowano zrealizować do 2020 r.
Problem w tym, że na same przygotowania projektu szybkich kolei wydaliśmy już – jak podlicza „Dziennik Gazeta Prawna" – ponad 50 milionów złotych. Część pieniędzy poszła na opłacenie hiszpańskiej firmy doradczej, sporo wydano też na biurokrację. W PKP powstała specjalna komórka, która zajmowała się planowaniem inwestycji.
Zatrudniła 42 osoby i aż sześciu dyrektorów. Ich pensje pochłonęły w tym roku aż 3,6 mln zł. Wychodzi więc po ponad 6200 zł na głowę.
– Nie ma projektu, więc jakimś nieporozumieniem jest utrzymywanie zbędnej struktury, która wcale niemało kosztuje – mówi Faktowi Adrian Furgalski z zespołu doradców gospodarczych TOR. Co się stanie z kolejowymi urzędnikami? – Komórka zostanie zlikwidowana po nowym roku – zapewnia nas rzecznik resortu Mikołaj Karpiński. Nie wiadomo jednak, co teraz ci ludzie mają do roboty.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Rozpasanie posłów! Na ich gadżety pójdą straszne pieniądze