Milion złotych dla ofiary księdza. Kobieta nie może wydać tych pieniędzy
Ofiara księdza pedofila, której sąd przyznał milion złotych odszkodowania, nie może skorzystać z pieniędzy. Wszystko przez to, że Towarzystwo Chrystusowe zapowiedziało złożenie skargi kasacyjnej. Jeśli Sąd Najwyższy się do niej przychyli, ofiara duchownego będzie musiała zwrócić pieniądze.
04.12.2018 | aktual.: 04.12.2018 12:26
Sprawa milionowego odszkodowania dla ofiary byłego już księdza Romana z Towarzystwa Chrystusowego nadal nie jest ostatecznie rozstrzygnięta. Co prawda, wyrok przyznający kwotę jest prawomocny i zgromadzenie przelało już Katarzynie całą należność. Tyle że pełnomocnik księży zapowiada złożenie skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego.
- Po otrzymaniu orzeczenia sądu apelacyjnego z uzasadnieniem wyroku mamy dwa miesiące na złożenie skargi kasacyjnej. Uważamy, że sąd popełnił błąd, który może zweryfikować Sąd Najwyższy. Połowa orzeczeń jest na naszą korzyść – mówi Wirtualnej Polsce mec. Krzysztof Wyrwa, pełnomocnik Towarzystwa Chrystusowego.
Adwokat upatruje swojej szansy na wygraną w Sądzie Najwyższym w tym, że sędziowie zazwyczaj nie są jednomyślni. – Była taka głośna sprawa prezydenta Kwaśniewskiego i jego wykształcenia. Część sędziów orzekła, że tak było, a druga część – że nie. Polskie prawo jest nieprecyzyjne, stąd tak różne opinie – mówi Wyrwa.
I podaje przykład, który ma świadczyć o tym, że sąd apelacyjny popełnił błąd, przyznając ofierze księdza milion złotych odszkodowania. - Policjant idzie po służbie do baru, pije piwo, bije innego klienta. Czy komenda policji ma zapłacić za pobicie tego człowieka w barze? Sprawa tej dziewczyny niczym się nie różni – podkreśla adwokat.
Wydająca wyrok w Sądzie Apelacyjnym w Poznaniu sędzia Anna Łosik orzekła, że Chrystusowcy ponoszą odpowiedzialność za czyny księdza na podstawie artykułu 430 kodeksu cywilnego, który mówi o odpowiedzialności pracodawcy za czyny pracownika, popełniane w ramach obowiązków zawodowych.
Jeśli Sąd Najwyższy uznałby racje mec. Wyrwy, to ofiara księdza musiałaby zwrócić milion złotych. Zdarzają się jednak wyjątki. Uchwała Sądu Najwyższego mówi, że nie trzeba zwracać odszkodowania, gdy została ona wydana, ale bez wzbogacenia. Tak było w przypadku pracownika, który wygrał odszkodowanie od pracodawcy. Pieniądze wydał na organizację wesela córki, nie wiedząc o tym, że złożono skargę kasacyjną w jego sprawie. Sad Najwyższy orzekł, że mężczyzna nie musi zwracać pracodawcy wydanych pieniędzy, ponieważ o kasacji dowiedział się już po tym jak zorganizował imprezę.
Prawo mówi jednak, że zawsze trzeba się liczyć z obowiązkiem zwrotu przyznanego odszkodowania. Postępowanie kasacyjne w Sądzie Najwyższym może trwać nawet ponad rok.
17 września Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy wyrok niższej instancji, zgodnie z którym Towarzystwo Chrystusowe, do którego należał były już ksiądz Roman B., ma zapłacić milion złotych odszkodowania. Sąd przyznał także Katarzynie, która była gwałcona przez duchownego dożywotnią rentę. - Sąd zasądził od pozwanych solidarnie na rzecz powódki rentę w kwocie 800zł miesięcznie, płatną do 10 dnia każdego miesiąca, począwszy od miesiąca stycznia 2018 roku, wraz z ustawowymi odsetkami na wypadek opóźnienia w płatności oraz za okres od maja 2016 r do grudnia 2017 r. zasądził skapitalizowaną rentę w kwocie 16 000 zł z ustawowymi odsetkami za opóźnienie – mówi Wirtualnej Polsce sędzia Elżbieta Fijałkowska, rzecznik prasowy Sadu Apelacyjnego w Poznaniu.
Historię Katarzyny opisała w reportażu w "Dużym Formacie" Justyna Kopińska. W 2008 r. ksiądz Roman B. wykorzystał trudną sytuację rodzinną pokrzywdzonej i namówił ją do opuszczenia rodzinnego domu. 13-letnia wówczas Katarzyna zamieszkała w internacie w innym mieście. Wtedy rozpoczął się jej dramat.
- To nie była szkoła z internatem, tylko puste mieszkanie jego matki – opowiadała dziewczyna. – (...) Był silny, ważył sto kilogramów. Krzyczałam, błagałam, by przestał. (...) Zaczął zmuszać mnie do brania leków. (...) Byłam otępiała, senna. (...) W kolejnych dniach zaczął mnie bić, poniżać, groził, że mnie zabije. (...) Często zabierał mnie na plebanię w Stargardzie. Jedliśmy obiad z księżmi, a potem brał mnie do swojego pokoju. (...) Księża się nie dziwili, że śpię u niego - mówiła podczas procesu.
Duchowny został prawomocnie skazany na cztery lata więzienia i otrzymał czteroletni zakaz wykonywania zawodów związanych z nauczaniem dzieci. Po wyjściu z więzienia ksiądz Roman trafił do domu księży emerytów prowadzonego przez Towarzystwo Chrystusowe w Puszczykowie. Od kilku miesięcy nie jest księdzem.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zobacz także: Grube ryby odejdą z .N? "To plotki, które sieją najczęściej ci, którzy są poza partią”