Milinkiewicz: los Łukaszenki w rękach sędziów
Kandydat demokratycznej opozycji w niedzielnych
wyborach prezydenckich na Białorusi Alaksandr Milinkiewicz
powiedział, że w razie jego zwycięstwa o losie Alaksandra
Łukaszenki zadecydują sędziowie. W wywiadzie dla piątkowego
dziennika "La Repubblica" Milinkiewicz zapewnił też, że opozycja
nie jest finansowana przez zagranicę.
17.03.2006 | aktual.: 17.03.2006 13:41
Jesteśmy za państwem prawa. To do sędziów będzie należało wymierzenie kary za ewentualne przestępstwa prezydenta - powiedział Milinkiewicz w rozmowie z rzymskim dziennikiem.
Wyraził przekonanie, że także w czasie tych wyborów ekipa Łukaszenki dopuści się złamania prawa i fałszerstw. Zdaniem kandydata opozycji to, że obecny szef państwa aresztuje swoich przeciwników politycznych i grozi wymierzaniem surowych kar świadczy jedynie o "końcu jego ery".
Milinkiewicz zapytany co się stanie, jeśli milicja zaatakuje w niedzielę demonstrantów, odparł: Nie chcemy robić rewolucji, atakować pałaców władzy. Jesteśmy obywatelami, nie terrorystami. Jeśli popłynie krew, dyktatura Łukaszenki upadnie. Po zwycięstwie demokracji na Ukrainie i w Gruzji, społeczność międzynarodowa nie zaakceptuje pewnych systemów. Teraz rozumieją to także w Moskwie.
Według Milinkiewicza, konieczne jest położenie kresu międzynarodowej izolacji Białorusi, ale nie może to jednocześnie oznaczać zerwania kontaktów z Rosją. Chcemy jednak stosunków partnerskich z Rosją, nie zaś poddańczych - dodał.
Na pytanie czy białoruska opozycja jest finansowana przez USA i Unię Europejską odpowiedział, że prawo zezwala jedynie na finansowanie kampanii wyborczej z kasy państwa - równowartość 32 tys. dolarów na każdego kandydata.
Ani jedna kopiejka nie pochodzi z zagranicy. Reżim kontroluje wszystko; w razie najmniejszej nieprawidłowości zostalibyśmy wyeliminowani z wyborów - powiedział Milinkiewicz włoskiej gazecie.
Sylwia Wysocka