Milinkiewicz: los Łukaszenki w rękach sędziów
Kandydat demokratycznej opozycji w niedzielnych
wyborach prezydenckich na Białorusi Alaksandr Milinkiewicz
powiedział, że w razie jego zwycięstwa o losie Alaksandra
Łukaszenki zadecydują sędziowie. W wywiadzie dla piątkowego
dziennika "La Repubblica" Milinkiewicz zapewnił też, że opozycja
nie jest finansowana przez zagranicę.
Jesteśmy za państwem prawa. To do sędziów będzie należało wymierzenie kary za ewentualne przestępstwa prezydenta - powiedział Milinkiewicz w rozmowie z rzymskim dziennikiem.
Wyraził przekonanie, że także w czasie tych wyborów ekipa Łukaszenki dopuści się złamania prawa i fałszerstw. Zdaniem kandydata opozycji to, że obecny szef państwa aresztuje swoich przeciwników politycznych i grozi wymierzaniem surowych kar świadczy jedynie o "końcu jego ery".
Milinkiewicz zapytany co się stanie, jeśli milicja zaatakuje w niedzielę demonstrantów, odparł: Nie chcemy robić rewolucji, atakować pałaców władzy. Jesteśmy obywatelami, nie terrorystami. Jeśli popłynie krew, dyktatura Łukaszenki upadnie. Po zwycięstwie demokracji na Ukrainie i w Gruzji, społeczność międzynarodowa nie zaakceptuje pewnych systemów. Teraz rozumieją to także w Moskwie.
Według Milinkiewicza, konieczne jest położenie kresu międzynarodowej izolacji Białorusi, ale nie może to jednocześnie oznaczać zerwania kontaktów z Rosją. Chcemy jednak stosunków partnerskich z Rosją, nie zaś poddańczych - dodał.
Na pytanie czy białoruska opozycja jest finansowana przez USA i Unię Europejską odpowiedział, że prawo zezwala jedynie na finansowanie kampanii wyborczej z kasy państwa - równowartość 32 tys. dolarów na każdego kandydata.
Ani jedna kopiejka nie pochodzi z zagranicy. Reżim kontroluje wszystko; w razie najmniejszej nieprawidłowości zostalibyśmy wyeliminowani z wyborów - powiedział Milinkiewicz włoskiej gazecie.
Sylwia Wysocka