Milicjanci oblali benzyną i żywcem spalili podejrzanego
W Tatarstanie pijany pułkownik milicji próbował publicznie rozstrzelać robotników, którzy go rozdrażnili. W Samarze trzej zamroczeni wódką porucznicy milicji żywcem spalili podejrzanego - podaje "Gazeta Wyborcza". - Milicjanci w Rosji pod wpływem alkoholu powszechnie sięgają po broń - alarmuje prasa rosyjska.
Do szefa rejonowej milicji w Tukajewsku w Tatarstanie, pułkownika Ramzila C., zadzwonili krewni, skarżąc się, że robotnicy w pobliskim tartaku palą śmieci, a dym leci prosto w okna ich domu. Kiedy pijany pułkownik przyjechał na miejsce pobił robotników, grożąc, że jeszcze wróci, a wtedy będzie strzelał. I rzeczywiście wrócił, jeszcze bardziej pijany. Nieszczęśni robotnicy wciąż byli na miejscu i sprzątali tartak. Pułkownik wyjął kałasznikowa i zapowiedział, że teraz będzie rozstrzeliwać. Ponieważ jednak był mocno pijany i nie mógł sobie poradzić z mechanizmem automatu, śmiertelnie przerażeni robotnicy zdążyli uciec do lasu.
Pod koniec października w Samarze trzech mocno pijanych młodych poruczników milicji przesłuchiwało Ormianina handlującego mięsem. Bijąc go, zmuszali, żeby się przyznał do kradzieży biżuterii. W końcu wywieźli go do lasu. Tam oblali benzyną i jeszcze żywego spalili. Ciało zakopali.
- Otrzymujemy bardzo wiele skarg od ludzi, nad którymi znęcali się pijani milicjanci. Ale znaleźć niezbity dowód na przestępstwo funkcjonariusza jest bardzo trudno, bo środowisko milicyjne kryje winnych. - mówi "Gazecie Wyborczej" Igor Kaljapin z Komitetu przeciw Torturom w Niżnym Nowgorodzie, który pomaga skrzywdzonym przez milicję. - A w ogóle zakazać picia na służbie też nie można, bo wtedy nikt nie zechciałby służyć w milicji - uważa Kaljapin.