Milicja siłą wyrzuciła Polaków z ich Domu na Białorusi
- Władze białoruskie przejęły siłą Dom Polski w Iwieńcu i wyprowadzono stamtąd działaczy Związku Polaków na Białorusi lojalnego wobec Andżeliki Borys - powiedział działacz ZPB Andrzej Poczobut.
08.02.2010 | aktual.: 15.02.2010 13:36
- Białoruskie władze przejęły siłą w całości Dom Polski. Siłą wyciągnięto osoby z naszego związku, które były wewnątrz budynku - po prostu za ręce. Użyto przemocy wobec starszych osób, bo w trakcie dnia pracy mogli tam być tylko emeryci. Teraz budynek w całości jest pod kontrolą białoruskich władz - oświadczył Poczobut.
Wcześniej Poczobut powiedział, że w drodze do Iwieńca został zatrzymany przez milicję drogową w okolicach miejscowości Skidel i, że milicja zarzuciła kierowcy samochodu, iż ma podrobione prawo jazdy.
Według Poczobuta, który powoływał się na informacje od osób znajdujących się przed Domem Polskim, białoruska milicja wkroczyła do Domu Polskiego w towarzystwie komorników. Telewizja Biełsat informowała zaś, że milicjanci działali na podstawie nakazu sądowego.
21 stycznia w Domu Polskim w Iwieńcu odbyło się zebranie ZPB, na które przyjechali działacze z kręgu Andżeliki Borys, nieuznawanej przez oficjalny Mińsk za prezesa organizacji. Zebranie zwołano w reakcji na decyzję uznawanego przez władze białoruskie kierownictwa ZPB, które odwołało Teresę Sobol, będącą też dyrektorką Domu Polskiego, z funkcji szefowej iwienieckiego oddziału. Zdaniem działaczy ZPB popierających Borys, chodziło o przejęcie Domu Polskiego - jednego z trzech, które pozostawały w ich rękach.
Białoruskie władze nie uznają za szefową ZPB Andżeliki Borys. Dla Mińska legalne są władze Związku Polaków kierowane obecnie przez Stanisława Siemaszkę, a wcześniej przez Józefa Łucznika, który został wybrany na prezesa w sierpniu 2005 roku. Do rozłamu na dwa kierownictwa polskiej organizacji doszło w marcu 2005 roku po zjeździe ZPB, na którym wybrano na prezesa Andżelikę Borys. Władze białoruskie nie uznały tego wyboru; doprowadziły do powtórzenia zjazdu i powierzenia stanowiska prezesa Łucznikowi, czego z kolei nie uznały władze polskie.