Milicja nie posiada informacji o ojcu czeczeńskich dziewczynek
Ukraińska milicja nie ma informacji o ojcu
trzech czeczeńskich dziewczynek, które zmarły z wyczerpania po
przekroczeniu tzw. zielonej granicy w Bieszczadach. Według
polskich mediów, ojciec dziewczynek prawdopodobnie znajduje się na
Ukrainie.
16.09.2007 | aktual.: 16.09.2007 14:01
Oficerowie dyżurni z posterunków milicyjnych w rejonach położonych przy granicy z Polską, z którymi skontaktował się w niedzielę PAP, nie potwierdzili, jakoby ojciec zmarłych dziewczynek zgłosił się na milicję.
Nic nam o tym nie wiadomo. Nie dysponujemy taką informacją - mówili milicjanci dyżurni z posterunków w miejscowościach przygranicznych obwodu lwowskiego i zakarpackiego.
Jak podało w sobotę radio RMF, ojciec czeczeńskich dziewczynek zgłosił się na milicję na Ukrainie, gdy usłyszał w mediach, co stało się z jego rodziną.
W nocy z czwartku na piątek funkcjonariusze Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej znaleźli w wysokich Bieszczadach trzy martwe dziewczynki. Kilka godzin wcześniej zatrzymali skrajnie wyczerpaną kobietę narodowości czeczeńskiej, z dwuletnim dzieckiem na ręku.
Kobieta powiedziała pogranicznikom, że jej trójka dzieci znajduje się kilka kilometrów od miejsca zatrzymania. Po kilku godzinach przeczesywania terenu wysokich Bieszczadów, funkcjonariusze SG znaleźli trzy ciała. Były to dziewczynki: Xaea - 13 lat, Ceda - 10 lat i Elina - w wieku 6 lat. Ich ciała przykryte były liśćmi paproci. Znajdowały się na granicy Polski i Ukrainy, przy słupie granicznym nr 82 w pobliżu miejscowości Wołosate w masywie Wołczego Berda, na wzniesieniu o wysokości 1163 m n.p.m.
36-letnia Kamisa D. wraz z dwuletnim synem Magometem została natychmiast przetransportowana do szpitala. Jej i dziecku nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo. Możemy przypuszczać, że dzieci zmarły z powodu wychłodzenia i wycieńczenia. Wszyscy ubrani byli w letnią odzież, jedna z dziewczynek nie miała nawet butów - powiedział prokurator rejonowy w Lesku Zygmunt Słabik.
Jarosław Junko