Milczanowski: wydawałem polecenia, ale zawsze zgodne z prawem
Były szef UOP i b. minister spraw
wewnętrznych Andrzej Milczanowski nie zaprzecza, że jako szef
Urzędu wydawał polecenia podległemu mu płk. Janowi Lesiakowi, a
jako minister SW - instrukcje swemu następcy w UOP Jerzemu
Koniecznemu. Zawsze jednak były one zgodne z prawem - powiedział.
12.10.2006 | aktual.: 12.10.2006 16:27
Czwartkowy "Dziennik" ujawnił zeznania, które złożył w 1998 r. Konieczny (szef UOP w latach 1992-93) w śledztwie dotyczącym bezprawnych działań służb specjalnych wobec polityków. Wg gazety, zeznania te wskazują, że "ludzie polityki mieszali się do działań UOP i napuszczali oficerów na swoich politycznych przeciwników". Konieczny, wg "Dziennika", potwierdził też, że zespół Lesiaka "zwalczał polityków opozycji, posługiwał się agentami, zakładał podsłuchy, zbierał obyczajowe haki".
Konieczny - pisze "Dziennik" - zeznał też, że Lesiak, na polecenie Milczanowskiego, przygotował dokument z propozycją działań operacyjnych wobec Adama Glapińskiego, polityka blisko związanego z Jarosławem Kaczyńskim.
Pytany, czy to prawda, Milczanowski odpowiedział, że mógł przedstawiać instrukcje, również na temat ugrupowań prawicowych, ale bez jakichkolwiek sugestii odnośnie działań, które mogłyby naruszyć interes państwa czy prawo. Musiałyby być one uzasadnione konkretnymi okolicznościami- podkreślił.
Odnosząc się do publikowanych w gazecie zeznań Koniecznego, według których "sterował ręcznie UOP-em jako minister spraw wewnętrznych i sam kontaktował się z oficerami, w tym z Lesiakiem", Milczanowski odparł, że jako szef resortu był zobowiązany ustawowo do nadzoru nad Urzędem, miał prawo oraz obowiązek kontaktowania się z oficerami. Milczanowski przyznał, że jest to sprawa normalna, że przekazywano mu informacje o partiach politycznych, ale nie były to okoliczności, o których mowa w opublikowanych notatkach z tzw. szafy Lesiaka. Nie sprecyzował, o jakie okoliczności mu chodzi. Tych informacji różnorakich było sporo w okresie rządów premier Suchockiej- zaznaczył.
Zdaniem b. ministra, jeśli nawet premier czy szef Kancelarii Premiera zwracali się o dostarczenie informacji nt. sytuacji wewnętrznej państwa, to jest to sytuacja zwykła. Przypomniał, że w 1991 roku zarówno Lech Kaczyński, jak i Jarosław Kaczyński, którzy pracowali - jeden w BBN, drugi w Kancelarii Prezydenta, też otrzymywali informacje UOP nt. wewnętrznej sytuacji w kraju.
Pytany o akcję zrywania plakatów, które partie prawicowe rozwieszały w pierwszą rocznicę obalenia rządu Jana Olszewskiego podkreślił, że polecenie ich zrywania wydał on sam, bez żadnej sugestii premier Suchockiej. Przypomniał, że mówił już o tym w we wspomnianym śledztwie w 1997 r. Może było spotkanie informacyjne z panią premier na ten temat, nie pamiętam, bo minęło już 14 lat. Jeśli nawet pytała, to nic w tym złego- dodał.
Milczanowski nie przypomina sobie też pomysłu przeniesienia zespołu Lesiaka do kontrwywiadu, ale nie neguje, że był taki. Dodaje, że nie zgodziłby się na to. Wg Koniecznego - pisze "Dziennik" - z takim wnioskiem zwrócił się na początku lat 90. ówczesny szef kontrwywiadu Konstanty Miodowicz.
Te wszystkie hece wokół służb, cały świat, cała zachodnia wspólnota wywiadowcza śmieją się z nas. Kto będzie z nami współpracował, jeśli od lat są ciągłe przecieki?- pytał. Współczuję obecnym funkcjonariuszom. Jak mają dobrze pracować w sytuacji, gdy każdemu nad głową rozlegnie się wrzask, że obiekt jego zainteresowań jest prześladowany czy inwigilowany- powiedział. Używanie służb do rozgrywek politycznych jest śmieszne i zarazem żałosne- dodał.