Mieszkańcy w Przysusze zdumieni zachowaniem proboszcza. "Szokująca decyzja"
Wierni z kościoła św. Jana Nepomucena w Przysusze (woj. mazowieckie) nie mogą uwierzyć w to, co zrobił ich proboszcz. Jak podaje "Super Express", mimo protestów postanowił on ściąć wielkie 150-letnie kasztanowce rosnące na terenie świątyni. Tłumaczył to bezpieczeństwem i wygodą. Mieszkańcy miasta nie potrafią jednak zrozumieć motywów duchownego. Zapowiadają bunt.
Tym, co wyróżniało kościół św. Jana Nepomucena, były piękne kasztanowce otaczające budynek świątyni. Te gigantyczne drzewa liczyły sobie około 150 lat, ofiarowując parafianom świeże powietrze, a także cień i chłód w upalne dni. Jednak proboszcz miał o drzewach nieco inne zdanie i postanowił je ściąć. Ta decyzja nie spodobała się wiernym.
Nie słyszał głosów sprzeciwu
Jak podaje "Super Express", szokująca decyzja w sprawie 150-letnich kasztanowców zapadła kilka miesięcy wcześniej, bo już w czerwcu bieżącego roku parafianie otrzymali informację na temat planów swojego proboszcza. Duchowny poinformował o ścięciu drzew, a także o tym, że cały ten proces odbędzie się zgodnie z prawem. Miał już nawet posiadać wszystkie niezbędne zezwolenia.
Plany proboszcza spotkały się z szeroką krytyką wiernych. Zaczęło pojawiać się wiele negatywnych opinii na ten temat. Sam duchowny stwierdził z zaskoczeniem, że nie słyszał żadnych negatywnych komentarzy związanych z jego planami. Trudno jednak będzie mu nie zauważyć tego, co obecnie dzieje się na Facebooku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Boże Ciało w pełnym słońcu przy 40 stopniach. No niezapomniane wrażenia. Dla takich ludzi powinno być osobne miejsce w piekle - stwierdziła jedna z internautek.
- Pamiętam te drzewa z dzieciństwa, wiele razy zbierałam kasztany, a w upalne lato przynosiły ulgę. Szkoda, że coraz mniej zieleni w tym mieście - z nostalgią wspomina kasztanowce inna kobieta.
Setki tego typu komentarzy krąży w mediach społecznościowych.
Proboszcz miał swoje powody
Duchowny tłumaczy, że ścięcie kasztanowców było koniecznością, gdyż stanowiły one zagrożenie, zwłaszcza podczas burz i wichur. Konary niejednokrotnie niszczyły mienie parafii lub wiernych, a liście zatykały rynny.
Mieszkańcom jednak nie wystarczają takie tłumaczenia. Uważają, że można było znaleźć inne rozwiązanie - przycięcie gałęzi, zaplombowanie czy użycie podpór. Teraz parafianie zapowiadają bunt przeciwko proboszczowi, straszą, że przestaną składać ofiarę na tacę.