"Miękiszon" to Mateusz Morawiecki? "To się nie uda"
Użyte przez Zbigniew Ziobrę słowo "miękiszon" wywołało konsternację w środowisku politycznym. Jego zastępca Michał Wójcik zapewnia, że minister sprawiedliwości na pewno nie miał na myśli Mateusza Morawieckiego.
- Rozumiem, że część mediów chciałaby poróżnić obóz Zjednoczonej Prawicy, ale to się nie uda - powiedział w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Michał Wójcik. Wiceminister sprawiedliwości wyjaśniał, co miał na myśli Zbigniew Ziobro, mówiąc o "miękiszonie".
- Te słowa nie odnosiły się do Mateusza Morawieckiego, lecz pokazywały sposób prowadzenia negocjacji w Brukseli. Zbigniew Ziobro był w Parlamencie Europejskim kilka lat (...). Nikt tam nie ma taryfy ulgowej. "Miękiszonami" są ci politycy opozycji, którzy czołobitnie wolą odpuścić - stwierdził Wójcik.
I zaznaczył, że Unia Europejska chce nam "zafundować małżeństwa jednopłciowe, adopcje dzieci przez te małżeństwa, wyrugować z przestrzeni publicznej religię". - Ceną mają być pieniądze. Polska nie jest na sprzedaż - podkreślił.
Wójcik dodał, że "nie ma nic bardziej błędnego" niż myślenie, że Polska "tylko bierze" z UE.
- Holandia, obok Niemiec, to najwięksi beneficjenci jednolitego rynku unijnego. Według danych zaprezentowanych przez Komisję Europejską w 2019 r., Holendrzy na jednolitym rynku zarabiają 84 miliardy euro rocznie, a Polska 44 miliardy euro. Przecież korzyści finansowe nie wynikają tylko ze środków unijnych, ale z całego szeregu innych elementów - zaznaczył wiceminister sprawiedliwości.
Źródło: "Rzeczpospolita"