Michnik precyzuje
Redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik powiedział przed komisją śledczą, że prezes Agory Wanda Rapaczyńska usłyszała od b. wiceminister kultury Aleksandry Jakubowskiej prośbę, by Michnik poprosił premiera, aby jeszcze raz przyjrzeć się autopoprawce do nowelizacji ustawy o rtv, gdyż nie jest ona jeszcze gotowa.
Michnik rozpoczął środowe zeznania od precyzowania swoich wtorkowych wypowiedzi.
Szef "Gazety Wyborczej" poinformował komisję, że porozumiał się z Rapaczyńską w sprawie okoliczności jej relacji z rozmowy z Jakubowską przed 16 lipca ub. roku. We wtorek zeznał, że prawdopodobnie 13 lipca (potem mówił o 15 lipca) prezes Agory poinformowała go w rozmowie telefonicznej, że Jakubowska powiedziała jej, iż autopoprawka, którą jej przedstawia, "to jest ostateczna decyzja premiera, i że w tej postaci stanie na posiedzeniu rządu 16 lipca".
Jak wyjaśnił w środę Michnik, Rapaczyńska usłyszała prośbę, by on "w jakiejś formie prosił premiera, by jeszcze raz tej ustawie się przyjrzeć, bowiem ustawa jest jeszcze jakby niegotowa".
Michnik zadzwonił w tej sprawie do premiera Leszka Millera. Poinformował też, że przypadkowo świadkiem jego rozmowy telefonicznej z premierem, która miała miejsce 15 lipca ub. roku, był jego przyjaciel, reżyser Andrzej Titkow. Przyznał, że pomylił szczegóły dotyczące tej rozmowy. Jak wyjaśnił, po uzyskaniu informacji od Wandy Rapaczyńskiej zadzwonił jeszcze z redakcji do sekretariatu premiera i poprosił o kontakt. Natomiast premier oddzwonił znacznie później, gdy Michnik był już w swoim mieszkaniu.
Michnik zeznał, że w rozmowie telefonicznej nie poinformował premiera, że Lew Rywin złożył tego dnia propozycję korupcyjną Agorze, bo uznał, iż o takiej sprawie musi porozmawiać - najszybciej jak to możliwe - osobiście.
Redaktor naczelny "GW" poinformował też, że autoryzując protokoł z wtorkowych zeznań zorientował się, iż błędnie zeznał, iż o fakcie nagrania rozmowy z Rywinem premier dowiedział się przed konfrontacją, a nie w jej trakcie, 22 lipca wieczorem.
Na początku środowego przesłuchania doszło też do krótkiej wymiany zdań między Michnikiem a szefem sejmowej komisji śledczej Tomaszem Nałęczem (UP).
Michnik powiedział, że autoryzując protokół zauważył, iż Anita Błochowiak (SLD) zadając mu pytania dwa razy powiedziała, że taśma nagrania rozmowy z Rywinem była skrócona o 25 minut, a nie 25 cm. "W stosunku do opinii publicznej poszedł przekaz, który mógł być odczytany, że myśmy ujawnili treść mojej rozmowy z panem Lwem Rywinem niepełny, skrócony o 25 minut" - zaznaczył Michnik.
Nałęcz wyjaśnił, że swą interwencję we wtorek uważa za zasadną i jego zdaniem niedobrze się stało, że Michnik "wszedł w dialog" z Błochowiak na temat materiału dowodowego, jakim są dwa nagrania. W wyniku tego dialogu mogło - według Nałęcza - powstać mylne wrażenie, że "Gazeta Wyborcza" czegoś nie opublikowała.
Redaktor naczelny "GW" podkreślił, że jeżeli ktoś z członków komisji w ten sposób interpretuje i komentuje jego zeznania, co jest "oczywistą deformacją", to on uważa za swój obowiązek wobec komisji i opinii publicznej zareagować. Komentując to oświadczenie Nałęcz podkreślił, że przesłuchanie przed komisją nie służy komunikowaniu się z opinią publiczną.