Michaił Gorbaczow i Ronald Reagan - najgorszy i najlepszy przywódca z czasów zimnej wojny
Gdy dzisiaj czytam w zachodniej prasie peany na cześć Gorbaczowa, robi mi się niedobrze. Opowieści o tym, że obalił komunizm i zakończył zimną wojnę, to zwykłe brednie. Gorbaczow nie zakończył zimnej wojny. On ją przegrał. Gdyby był takim świetnym facetem i demokratą, to by ten komunizm obalił przecież natychmiast po przejęciu władzy w 1985 r. Dlaczego zajęło mu to tak dużo czasu? Dlaczego tak długo trwało przerwanie rzezi w Afganistanie? - pisze Wiktor Suworow.
22.01.2015 17:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wyobraźmy sobie kraj, nazwijmy go X, którego obywatele nie mogą go opuścić. Nawet na chwilę. Są zamknięci w swojej ojczyźnie niczym w klatce. W kraju tym sklepy są pozamykane, a w tych nielicznych, które są otwarte, i tak nie można niczego kupić. Za granicą - gdyby jakimś cudem się do niej przedostali - obywatele kraju X także niczego by nie kupili, bo w ich ojczyźnie posiadanie obcej waluty to poważne przestępstwo. Zresztą co tu mówić o obcej walucie, kiedy wszyscy są skrajnie zabiedzeni.
Kraj X ma przywódcę, nazwijmy go Y. Otóż żona Y towarzyszy mu we wszystkich oficjalnych podróżach na Zachód. I przy okazji robi zakupy w najdroższych, najbardziej luksusowych sklepach. Gdy jest w Londynie, zawsze musi kupić diamenty w salonie jubilerskim Graf i bajecznie drogie toalety w Harrodsie. Ten ostatni sklep, gdy odwiedza go pani Y, zamyka swoje podwoje dla wszystkich innych klientów. Pierwsza dama płaci bowiem dziesiątki tysięcy funtów szterlingów złotymi kartami American Express.
Czy chodzi o jakąś egzotyczną, afrykańską dyktaturę? Skądże. X to Związek Sowiecki, Y to pierwszy sekretarz Michaił Gorbaczow, a pani Y to jego małżonka Raisa. Jak ona zachowywała się w tych sklepach! Wpadała do nich jak w amoku, ściągała wszystko z półek, kupowała najdroższe rzeczy, nawet ich nie mierząc. Więcej! Więcej! Więcej! Za każdym razem obserwowałem to z rumieńcem wstydu. Moja twarz stawała się krwiście czerwona.
Gdy dzisiaj czytam w zachodniej prasie peany na cześć Gorbaczowa, robi mi się niedobrze. Opowieści o tym, że obalił komunizm i zakończył zimną wojnę, to zwykłe brednie. Gorbaczow nie zakończył zimnej wojny. On ją przegrał. Gdyby był takim świetnym facetem i demokratą, to by ten komunizm obalił przecież natychmiast po przejęciu władzy w 1985 r. Dlaczego zajęło mu to tak dużo czasu? Dlaczego tak długo trwało przerwanie rzezi w Afganistanie?
W rzeczywistości Gorbaczow wcale nie chciał zniszczenia Związku Sowieckiego. Wprowadzone przez niego pieriestrojka i głasnost nie miały na celu zatopienia tego państwa, ale wprost przeciwnie - jego uratowanie. Było to powtórzenie manewru Lenina, który niegdyś z tego samego powodu wprowadził NEP. System sowiecki w latach 80. był już tak niewydolny, że jedynym ratunkiem wydawało się wpuszczenie do niego nieco wolnego rynku.
Kraj w bagnie
Socjalizm jest systemem całkowicie niewydajnym i nielogicznym. Kontrola państwa nad gospodarką musi prowadzić do jej całkowitego wyhamowania i permanentnego kryzysu. Coś tak idiotycznego jak gospodarka centralnie planowana po prostu nie może sprawnie funkcjonować. Związek Sowiecki w latach 80. stanął na granicy katastrofy, znalazł się w sytuacji człowieka, który wpadł w bagno. A gdy komuś przytrafi się takie nieszczęście, ma dwa wyjścia:
- Może nie robić nic. Wówczas powoli, powoli pogrąży się w bagnie, sięgnie mu ono po pas, potem po pachy, po szyję, po usta, po dziurki od nosa. Udusi człowieka i pochłonie na zawsze jego kości. Zanim nastąpi zgon, trochę to jednak potrwa.
- Człowiek może spróbować zebrać wszystkie siły i wybiec z bagna. Dużo mu to jednak nie da, bo błoto sięga zbyt wysoko. Pomiota się więc trochę, poszamocze i błyskawicznie będzie po nim.
Breżniew nie robił nic i Sowiety powoli chyliły się ku upadkowi. Gorbaczow próbował je desperacko ratować i skończyło się katastrofą. Nie rozumiał bowiem jednej podstawowej rzeczy - komunizmu nie da się zreformować. Tak jak nie da się wyleczyć dżumy. To choroba prowadząca do śmierci.
Gdy piszę książki o Stalinie, wówczas go podziwiam. Tak jak podziwiamy anakondę. Wiemy, że to przerażające, zabójcze zwierzę, ale jest w nim coś, co fascynuje, przyciąga, hipnotyzuje. Chcemy oglądać tego potwora. Jak zabija, jak żuje ofiary. Tymczasem gdy patrzę na Gorbaczowa, czuję się po prostu zażenowany i zniesmaczony. Słaby, chwiejny człowiek, który ponosił porażkę za porażką. A jednocześnie wielki hipokryta.
Przecież jako sekretarz Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego był najważniejszym komunistą na świecie. A co tymczasem robił? Żył jak zachodni burżuj. Rozbijał się rolls-royce'em, nosił drogie garnitury, pił markowe alkohole. Opływał w luksusy. Korzystał pełnymi garściami z dobrodziejstw kapitalizmu, a jednocześnie oficjalnie twierdził, że to komunizm jest lepszym, sprawniejszym systemem.
Towarzysz Stalin nigdy zaś nie miał na ręku roleksa! Chociaż posiadał swoją daczę pod Moskwą, nie była ona urządzona z przesadnym luksusem. Dyktator prowadził raczej życie przaśne. Chodził w swoim szarym, prostym mundurze, nie korzystał ze specjalnie wyszukanej kuchni. Pieniądze go nie obchodziły. Liczyły się tylko władza i zbrodnia.
Kilka lat temu otworzyłem jakiś anglosaski tygodnik i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Była w nim kolorowa, pełnoformatowa reklama przedstawiająca Gorbaczowa prezentującego luksusową torebkę firmy Louis Vuitton. O Boże - pomyślałem - to jest już ostateczny upadek i degradacja tego człowieka. Lenin i Trocki muszą przewracać się w grobie. Ich następca, dyktator Związku Sowieckiego, lider światowego ruchu komunistycznego, na starość występuje w reklamie kapitalistycznej firmy.
Gdzie się podziały marzenia o zawojowaniu świata? O wypaleniu kapitalizmu ogniem i żelazem? Tak, Michaił Gorbaczow to postać żałosna.
Pogromca bolszewików
Na całkowicie przeciwnym biegunie plasuje się jego przeciwnik - prezydent Stanów Zjednoczonych Ronald Reagan. Był to najwybitniejszy amerykański prezydent i - obok Margaret Thatcher - najwybitniejszy przywódca świata zachodniego podczas zimnej wojny. Tak jak Gorbaczow tę wojnę przegrał, tak Reagan ją wygrał. To on nazwał Związek Sowiecki imperium zła i jest to określenie idealnie opisujące to straszne państwo.
Reagan był człowiekiem myślącym w sposób logiczny. Zadał więc sobie pytanie, co właściwie produkuje ten Związek Sowiecki. Odpowiedź była dość zaskakująca. Nie produkuje eksportowanego przez siebie gazu i ropy, bo wyprodukowała je już kilka milionów lat temu matka natura. Nie produkuje również sprzedawanego przez siebie kawioru, bo produkują go ryby. Okazało się więc, że ten wielki kraj produkuje tylko jedną rzecz - drewniane matrioszki.
Nie, to nie jest przeciwnik, którego można się bać - powiedział Reagan. Prezydent dostrzegł, że Związek Sowiecki jest uzależniony od pieniędzy płynących ze sprzedaży surowców. Razem z panią Thatcher doprowadził więc do obniżenia światowych cen ropy, co po prostu wykończyło bolszewików. Dziadowska komunistyczna gospodarka nie wytrzymała takiego szoku.
Gdy zapadła ta kluczowa decyzja, doradcy powiedzieli Reaganowi, że należy ją za wszelką cenę utrzymać w tajemnicy. Wówczas prezydent wykrzyknął: "Broń Boże! Wyślijcie ją wszystkim gazetom! Wyślijcie ją do redakcji 'New York Timesa' i 'Washington Post'! Gwarantuję wam, że wówczas nikt się nią nie zainteresuje. Nikt jej nawet nie przeczyta, nie mówiąc już o opublikowaniu. Gdy zaś decyzję utajnicie, zaraz będzie przeciek i dziennikarze to wyciągną jako sensację". Oczywiście miał rację.
Amerykanie uwielbiają superbohaterów. Wymyślają różnych Batmanów i Supermanów, tymczasem mieli prawdziwego superbohatera - był nim prezydent Ronald Reagan. Człowiek, który zniszczył straszliwy totalitarny system, mający na krwawym koncie miliony ofiar.
Niestety, Reagan nawet po śmierci jest w Ameryce opluwany, wyszydzany i znienawidzony. Oskarża się go o faszyzm i inne podobne bzdury. Szczególnie brylują w tym lewicowa prasa i Hollywood. Dla tamtejszych liberalnych elit Reagan jest wrogiem numer jeden. Obserwuję tę nieustającą kampanię nienawiści z prawdziwym smutkiem. To bowiem robota pożytecznych idiotów, których na Zachodzie jest bardzo dużo.
Bez ich pomocy komunizm nie byłby w stanie przetrwać tak długo. Gdyby nie wspierali swoimi piórami i pieniędzmi Lenina, Stalina, Chruszczowa, Breżniewa, a wreszcie Gorbaczowa, bolszewizm nie miałby najmniejszych szans. Nie przetrwałby kilku tygodni. Ponieważ jednak Ronald Reagan był znany z wielkiego poczucia humoru i sympatycznego charakteru, myślę, że nawet specjalnie się na nich nie gniewał. Uważał ich po prostu za żart historii. Ponury.