Miasteczko, gdzie piszą masowo donosy
W Piszu doniesienia do prokuratury piszą: obecny burmistrz na poprzedniego, poprzedni na obecnego, radni opcji rządzącej na tych z opozycji i na odwrót, a obywatele na wszystkich i wszystko.
13.02.2010 | aktual.: 13.02.2010 09:37
Prokuratorzy wiedzą, że tuż przed wyborami i tuż po wyborach samorządowcy uaktywniają się: piszą, że ich kontrkandydat złamał prawo tak, a tak, ogłaszają to publicznie i nim śledczy skończą sprawę wyjaśnić, już jest po wyborach. - Ale Pisz pod tym względem jest specyficzny - przyznaje prokurator Mieczysław Orzechowski, który w Prokuraturze Okręgowej w Olsztynie sprawuje nadzór nad sprawami związanymi z piskim samorządem. W tym mazurskim miasteczku wojna na donosy do prokuratury trwa nieprzerwanie od czterech lat, a zaangażowani są w nią m.in. były burmistrz Andrzej Szymborski, obecny Jan Alicki, ich stronnicy, radni i zwyczajni obywatele.
Piszą, informują, donoszą
Szymborski i Alicki są bezpartyjni i obaj zapewniają, że tak naprawdę wcale nie lubią pisać zawiadomień do prokuratury. Piszą je, bo muszą. "Mnie to nawet do tego ze trzy razy radni zobowiązali, podejmując uchwałę" - zapewnia Alicki i dodaje, że z własnej inicjatywy, a właściwie dla spokoju sumienia, napisał kilka kolejnych zawiadomień. I wytoczył poprzednikowi jedną sprawę sądową z prywatnego oskarżenia.
- Chodziło o budowę miejskiej ciepłowni, gdzie - moim zdaniem - miasto przez decyzje pana Szymborskiego poniosło straty. Gdy pisałem o tym do prokuratury, to śledczy nie dopatrywali się przestępstwa i umarzali tę sprawę. Dlatego z własnej inicjatywy, a nie ze złośliwości i zawziętości, poszedłem z tym do sądu. I wygrałem - relacjonuje.
Nieprawomocnie skazany Szymborski (na osiem miesięcy w zawieszeniu na dwa lata i 10 tys. zł na rzecz gminy Pisz) stracił rachubę, ile zawiadomień wysłał do prokuratury. Kilka? Kilkanaście?
- W każdej ze spraw, gdzie uznałem, że doszło do złamania prawa. Ja nie piszę hobbystycznie, reaguję, gdy wiem, że ktoś łamie przepisy. Ostatnio to napisałem chyba o tym, że jest utrudniony dostęp do informacji publicznej - mówi Szymborski, który swoje zawiadomienia śle od razu do prokuratury wyższego szczebla w Olsztynie. - W Piszu nie mam co liczyć na rzetelne wyjaśnienie, bo żona prokuratora pracuje w ratuszu - przyznaje. A od wyroku, który dostał za sprawą Alickiego się odwoła, bo jak mówi, w miejscowym sądzie też nie czuje się traktowany bezstronnie. - Żona prezesa sądu pracuje w miejskiej instytucji - argumentuje. Powiadomił już o tym ministerstwo sprawiedliwości - czeka na odpowiedź.
Alickiego i Szymborskiego w doniesieniach do prokuratury wspierają swoimi pismami radni i zwykli mieszkańcy. Prokurator rejonowy z Pisza Jacek Gaczyński doliczył się, że jeden z piszan napisał do śledczych 27 zawiadomień w różnych sprawach. "Skarżył się m.in. na podjęte przez radnych uchwały, na to, że w tej inwestycji krawężnik został źle zamontowany, a w innej elektryka nie tak zrobiona" - przyznaje prokurator.
Czytają, przesłuchują, umarzają
W jednej sprawie samorządowcy i obywatele z Pisza potrafią przysłać do prokuratury 20 i więcej zawiadomień. Wszystkim tym pismom nadawany jest kodeksowy bieg (co polega m.in. na przekazaniu akt do innej niż piska prokuratury - PAP), a w związku ze sprawami, które są w nich opisane przesłuchuje się świadków.
- Zeznawałem już kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt razy. Wzywały mnie prokuratury z Olecka, Mrągowa i Ełku, wszędzie tam jeździłem w godzinach pracy i na swój koszt. Znam już nazwiska i twarze śledczych, oni witają mnie prawie jak znajomego, uśmiechają się. Współczują chyba trochę też - przyznaje Dariusz Zacharzewski, pracownik piskiego biura senatora PO Marka Konopki. Nie ukrywa, że polityczna wojna na zawiadomienia do prokuratury "tak naprawdę jest męcząca i żenująca". - W Piszu bezrobocie sięga 30 procent, ludzie żyją biednie, patrzą jak koniec z końcem związać, a zamiast merytorycznej rozmowy o mieście, są śledztwa - irytuje się Zacharzewski.
Mimo dziesiątek zawiadomień i setek stron spisanych przesłuchań, śledczy większość spraw umarzają. "Najczęściej stwierdzamy, że przestępstwa nie było" - przyznaje prokurator Orzechowski.
Dotychczas główni bohaterowie zawiadomień, tj. były i obecny burmistrz, zostali przez prokuraturę oskarżeni po jednym razie: Szymborski za przekroczenie uprawnień przy przydzielaniu lokalu (sprawa toczy się przed sądem), a Alicki za umorzenie należności podatkowych za zajęcie pasa drogowego. - Ale moja sprawa szybko się zakończy umorzeniem, bo dzień po skierowaniu aktu oskarżenia wyszły na jaw nowe okoliczności i prokurator sam poprosił sąd o umorzenie tej sprawy. Czekam tylko na termin, kiedy to nastąpi - mówi Alicki. Zaczęli, ale czy skończą?
Pisz to niewielkie mazurskie miasteczko położone nad jeziorem Roś. Latem pełno tu turystów, których zachwyca pobliska puszcza i pachnące wodą i żywicą powietrze, po sezonie sennie tu i cicho.
Młodzi na forach internetowych narzekają, że w tygodniu nie mają się gdzie wieczorami zabawić, dorośli z niepokojem drżą o pracę - główni pracodawcy, fabryki Sklejka i Holzwerk, oparte są na przetwórstwie drzewnym, a branża ta przeżywa kryzys. Potyczki samorządowców na doniesienia niewielu tu obchodzą, a wielu też o nich po prostu nie wie, choć trwają już cztery lata.
Walka zaczęła się tuż po wyborach samorządowych w 2007 roku, gdy Szymborski, który starał się o reelekcję, przegrał z Alickim niewielką liczbą głosów. Stronnik Szymborskiego, i zarazem ustępujący wówczas starosta Jacek Zarzecki, wniósł wtedy do sądu sprawę o ponowną weryfikację głosowania.
- Głosy zostały przeliczone raz jeszcze, pan Alicki został jednak burmistrzem. A ja niedługo po tym pozwie, na skutek doniesienia do prokuratury złożonego właśnie przez pana Alickiego, zostałem oskarżony o to, że przywłaszczyłem publiczne pieniądze, niecałe 3,5 tys. zł - przyznaje Zarzecki. Gdy akt oskarżenia przeciwko niemu trafił do sądu, złożył mandat radnego powiatowego i wycofał się z życia publicznego.
- Ale jak zostanę uniewinniony, to do polityki wrócę - deklaruje Zarzecki, który tak jak Szymborski wskazuje, że to Alicki zaczął wojnę na doniesienia do prokuratury.
"Co za bzdura! To oni zaczęli, kierując pozew o unieważnienie wyborów na burmistrza, a potem składali kolejne doniesienia. Ta walka z udziałem prokuratury toczy się dlatego, że nie mogą wciąż przełknąć porażki wyborczej" - odpiera Alicki.
Zarówno Alicki jak i Szymborski chcą jesienią wystartować w wyborach (o ile nie będą prawomocnie skazani). Czy będą składali wzajemnie kolejne zawiadomienia to prokuratury?
- Tylko jak będę musiał - mówi Szymborski. - Tylko jeśli mnie radni do tego zobowiążą - zapewnia Alicki.
Prokuratorzy nie chcą w tej sprawie spekulować. - Najgorzej, jak ktoś nie dorósł do życia publicznego - powiedział jeden z nich i poprosił o anonimowość, bo nie chce się tłumaczyć, że jego wypowiedź "to ogólna refleksja, a nie przytyk personalny".
Prokurator Jacek Gaczyński: - Ludzie pisali do prokuratury, piszą i będą pisać, bo takie pisanie jest bezpłatne i bezkarne.