Miał skorumpować sędzię, grozi mu 10 lat. Prokuratura ma "twarde dowody", ale odpuszcza
Dlaczego prokuratura, która twierdzi, że ma twarde dowody, odpuszcza mężczyźnie, któremu grozi 10 lat więzienia za rzekome skorumpowanie sędzi?
- Prokuratura twierdziła, że ma dowody na to, iż Marek B., handlowiec z Krakowa, skorumpował sędzię Beatę Morawiec. Sprawa Morawiec szybko upadła, bo Izba Dyscyplinarna nie zgodziła się na uchylenie jej immunitetu.
- Markowi B. wciąż grozi 10 lat więzienia. Prokuratura chciała, by sąd wymierzył mu karę bez procesu - tysiąc złotych. Na to sąd nie przystał, twierdząc, że dowody są... za słabe.
- Prokuratura, by doprowadzić do skazania Marka B., musi teraz skierować do sądu akt oskarżenia. Ale nie robi tego, choć twierdziła, że ma twarde dowody.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek dowiemy się, jak działały mechanizmy, które miały doprowadzić do zniszczenia sędzi Morawiec. Jawna rozprawa przeciwko pomawiającemu ją mogłaby obnażyć te mechanizmy. Jak rozumiem, nikomu ze strony prokuratury na tym nie zależy - komentuje krakowski sędzia Maciej Czajka.
Ta historia zaczęła się jak u Hitchcocka.
Trzęsieniem ziemi był komunikat Prokuratury Krajowej: oto sędzia Beata Morawiec, była prezeska Sądu Okręgowego w Krakowie i prezeska krytycznego wobec władzy Stowarzyszenia Sędziów "Themis" przyjęła łapówkę – telefon komórkowy. W zamian miała zapewnić oskarżonego Marka B., że w jego sprawie rozstrzygnięcie sądu będzie pomyślne.
Temat szybko podchwyciły prawicowe media. Portal wPolityce.pl pisał o "twardych dowodach", TVP informowała o "szokujących zeznaniach" obciążających krakowską sędzię. Ewentualna kara mogła wynieść aż 10 lat pozbawienia wolności.
Beata Morawiec od początku zaprzeczała oskarżeniom.
Tymczasem napięcie, zamiast – jak u Hitchcocka – rosnąć – zaczęło spadać.
Aby prokuratura mogła postawić sędzi Morawiec zarzuty, należało najpierw uchylić jej immunitet. To szybko zrobiła nieistniejąca już Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, orzekając w składzie jednoosobowym. Morawiec się odwołała. Izba - w innym składzie, już trzyosobowym - zmieniła poprzednią decyzję. – Sąd uznał, że zgromadzone dowody są niewystarczające - informował 7 czerwca 2021 Piotr Falkowski, rzecznik Izby. A to oznaczało, że Morawiec nie stanie przed sądem, ponieważ postanowienie Izby Dyscyplinarnej SN jest prawomocne – prokuratura nie może go zaskarżyć.
Po tej - ostatecznej – decyzji - Beata Morawiec została przywrócona do pracy.
W Wirtualnej Polsce opisaliśmy, w jaki sposób prokuratura prowadziła śledztwo. Ujawniliśmy, że świadkami, którzy mieli złożyć "szokujące zeznania", byli główni oskarżeni w głośniej sprawie korupcyjnej w Sądzie Apelacyjnym w Krakowie: jego dyrektor Andrzej P. oraz była główna księgowa Marta K. Obojgu grożą wieloletnie wyroki.
Opisaliśmy też, że prokuratura nie ustaliła, kiedy miałoby dojść do wręczenia rzekomej łapówki. W aktach sprawy czytamy o "nieustalonym okresie w 2012 roku". Oskarżony Marek B. też wątpliwości nie rozwiał: zeznał, że łapówkę wręczył, przekazując Morawiec inne telefony "dla jej zespołu".
Prokuratura nie ustaliła jednak, któremu zespołowi w sądzie Beata Morawiec miałaby przekazać telefony komórkowe. Wyjaśnienie tego braku wiedzy śledczych może okazać się banalne: w roku 2012 Morawiec była sędzią sądu okręgowego i pełniła jednoosobową funkcję zastępcy rzecznika dyscyplinarnego (od 2010 do 2015 roku). Nie kierowała więc żadnym zespołem.
Bez kary mimo dowodów?
Skoro sędzi Morawiec nie uchylono immunitetu, prokuraturze pozostała już tylko sprawa Marka B. Za udzielenie korzyści majątkowej osobie pełniącej funkcję publiczną grozi kara pozbawienia wolności do lat 10.
Prokuratura nie skierowała jednak do sądu aktu oskarżenia. Zamiast tego przesłała do sądu wniosek o wydanie wyroku bez przeprowadzania procesu wobec Marka B. Taki manewr można zastosować, gdy oskarżony chce się dobrowolnie poddać karze, a jego wina nie budzi wątpliwości.
Wątpliwości miał jednak sąd w Katowicach, który rozpatrywał wniosek. W sierpniu uznał, że dowody prokuratury są niewiarygodne, a zeznania Marka B. - wewnętrznie sprzeczne, odmówił skazania mężczyzny i zwrócił sprawę prokuraturze. Prokuratura Krajowa w takim przypadku może złożyć akt oskarżenia. Wtedy ruszyłby proces w normalnym trybie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PiS doszło do porozumienia z Ziobrą? "Dogadali się! Trzeba dać na mszę"
Zanim sąd w Katowicach ogłosił swoją decyzję, prokuratura wielokrotnie wskazywała, że ma niezbite dowody świadczące o winie Marka B. "Prokuratura zebrała pełny i wiarygodny materiał dowodowy, wskazujący na to, że oskarżony Marek B. wręczył sędzi Beacie M. korzyść majątkową w zamian za korzystny dla niego wyrok, który wydał skład orzekający pod przewodnictwem tej sędzi. Oskarżony przyznał się do wręczenia łapówki i opisał wszystkie okoliczności przestępstwa. Jego wyjaśnienia są spójne z ustaleniami śledztwa" - przekazała nam w maju prokuratura.
Jednak, jak ustaliła Wirtualna Polska, nie zanosi się, by Prokuratura Krajowa skierowała teraz przeciwko Markowi B. akt oskarżenia. Już w sierpniu zapytaliśmy prokuraturę, co zamierza zrobić ws. B.
"Decyzja sądu o nieuwzględnieniu wniosku prokuratora złożonego w trybie art. 335 § 1 kk (skazanie bez przeprowadzenia rozprawy – przyp. red.) jest niezrozumiała, gdyż spełnione zostały wszystkie kodeksowe przesłanki uzasadniające jego skierowanie i zakończenie postępowania wyrokiem skazującym: Marek B. przyznał się do zarzucanego mu przestępstwa wręczenia korzyści majątkowej sędzi w zamian za korzystny dla niego wyrok i opisał wszystkie okoliczności jego popełnienia. Jego winę, niezależnie od wyjaśnień potwierdzają inne zgromadzone przez prokuraturę dowody. Aktualnie trwa procedowanie w sprawie" - odpowiedział Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Krajowej.
Prokurator nie odpowiedział na pytanie, nad czym procedują śledczy, którzy są przekonani o winie Marka B.
Minęły dwa miesiące, a prokuratura nadal nie informuje, czy skieruje akt oskarżenia przeciw Markowi B. Katowicki sąd potwierdził, że dotychczas taki akt do niego nie wpłynął.
I teraz napięcie ostatecznie spada. Ponieważ stan sprawy na dziś przedstawia się tak:
- Marek B., czyli mężczyzna, który zdaniem prokuratury popełnił ciężkie przestępstwo skorumpowania sędzi, uniknie kary,
- sędzia, która rzekomo miała zostać skorumpowana, jest chroniona immunitetem, którego zdjęcia odmówiła Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, uznając, że zgromadzone dowody są niewystarczające,
- wniosek o wydanie wyroku na Marka B. bez przeprowadzania procesu oddalił inny sąd, uznając dowody prokuratury za niewiarygodne, a zeznania Marka B. - za wewnętrznie sprzeczne,
- sędzia Morawiec została przywrócona do pracy.
Krakowski sędzia Maciej Czajka, który był obrońcą Beaty Morawiec przed Izbą Dyscyplinarną Sądu Najwyższego, jest przekonany o jej niewinności. Ma też swoje zdanie na temat całej sprawy.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek dowiemy się, jak działały mechanizmy, które miały doprowadzić do zniszczenia sędzi Morawiec. Jawna rozprawa przeciwko pomawiającemu ją mogłaby obnażyć te mechanizmy. Jak rozumiem, nikomu ze strony prokuratury na tym nie zależy. Nikt już nie ma chyba wątpliwości, że prawo w Polsce jest tylko instrumentem dla wygodnego sprawowania władzy. Nie możemy się na to godzić – komentuje.
Minister sprawiedliwości ma przeprosić sędzię Morawiec
Beata Morawiec była prezeską Sądu Okręgowego w Krakowie do 2017 roku, ale straciła stanowisko, gdy Zbigniew Ziobro przyspieszył w 2017 r. wymianę prezesów i wiceprezesów sądów. Decyzji o odwołaniu towarzyszył komunikat resortu sprawiedliwości, w którym połączono Morawiec z informacjami dotyczącymi śledztwa związanego z korupcją w krakowskich sądach.
Beata Morawiec pozwała wówczas ministra sprawiedliwości na drodze cywilnej o ochronę dóbr osobistych i wygrała. Minister sprawiedliwości miał, zgodnie z wyrokiem z 2019 r., przeprosić ją w oświadczeniu na stronie internetowej resortu oraz wpłacić 12 tysięcy złotych na Fundację Dom Sędziego Seniora. Nie zrobił tego - wniósł do Sądu Najwyższego skargę kasacyjną, która wciąż nie doczekała się rozstrzygnięcia.