Mężczyzna zginął na oblodzonym chodniku w Warszawie. Rodzina zabrała głos

- Całą noc nie spałam. Od wczoraj żyję w koszmarze. Radek wyszedł po chleb i już nie wrócił. Jak można nie posypać chodnika i doprowadzić do takiej śmierci - mówi ze łzami w oczach jego babcia Anna Szymczak. Wirtualna Polska dotarła do rodziny 38-latka, który we wtorek zginął na oblodzonym chodniku przy ulicy Targowej w Warszawie. Prokuratura wszczęła śledztwo.

- Radek opiekował się mną po śmierci jego rodziców - opowiada ze łzami emerytka
- Radek opiekował się mną po śmierci jego rodziców - opowiada ze łzami emerytka
Źródło zdjęć: © Wirtualna Polska
Mateusz Dolak

Radosław Świeczyński mieszkał w okolicy razem z babcią Anną. Mężczyzna pracował jako kierowca. Poza pracą zawodową zajmował się opieką nad seniorką. - Co ja teraz zrobię? Moja córka [mama Radka - red.] nie żyje. Zięć też nie. Radek to był taki dobry chłopak. Opiekował się mną. Sprzątał, robił zakupy. Nie wiem, co teraz będzie - opowiada pani Anna.

- Ja mam 84 lata. Ledwo wychodzę z domu. Tego poranka Radek poszedł po chleb. Jeszcze rozmawialiśmy o tej szklance, która była na chodniku. Mówił: babciu, żeby Tobie nie przyszło do głowy, żeby gdzieś wychodzić. Kiedy długo nie wracał, zaczęłam się martwić. Nagle zadzwonił jeden z moich synów. Powiedział, że zaraz do mnie przyjedzie. Jak przyjechał, dowiedziałam się o tragedii, która rozegrała się prawie pod naszymi oknami - mówi kobieta.

Jedno ze zdjęć w archiwum rodziny Radka. Babcia 38-latka zgodziła się na publikację wizerunku
Jedno ze zdjęć w archiwum rodziny Radka. Babcia 38-latka zgodziła się na publikację wizerunku © Wirtualna Polska, arch rodzinne

Seniorka żali się, że z nerwów nie przespała całej nocy. - Nie mogę do siebie dojść. Mieliśmy robić święta. Zamiast tego będzie pogrzeb. Kto chciałby mieć takie Boże Narodzenie? - dodaje, ledwo powstrzymując łzy.

Kiedy rozmawialiśmy z panią Anią, w mieszkaniu był jej starszy syn. - Od wczoraj nikt nam nie przekazał żadnych informacji. Prokuratura mówi, że jest za wcześnie. Nikt tutaj do domu nawet nie zapukał. Ani policja, ani prokurator, ani nawet administracja - żalą się wspólnie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

- Jestem wściekła, bo mój wnuczek zginął tylko dlatego, że ktoś nie posypał chodnika. Nie chcę zemsty, ale ktoś musi za to odpowiedzieć. Człowiek na własnym podwórku nie może czuć się bezpiecznie. Co robi administracja? Przecież ich obowiązkiem jest dbać o chodnik. Ja płacę co miesiąc 1200 złotych czynszu. Na co to idzie? - burzy się emerytka. Jak dodaje, to nie pierwsza taka sytuacja, że ludzie ślizgali się na chodniku.

- W tym pokoju mieszkał mój wnuczek. To był taki dobry chłopak - mówi pani Ania
- W tym pokoju mieszkał mój wnuczek. To był taki dobry chłopak - mówi pani Ania© Wirtualna Polska

Radosław Świeczyński był znany w okolicy. - Miły, wesoły, uczynny chłopak - słyszymy w okolicznym sklepie. - Straszna tragedia. Bardzo nam szkoda jego babci - dodają spotkani w okolicy sąsiedzi.

Do tragedii w okolicy skrzyżowania Targowej i Kłopotowskiego doszło we wtorek nad ranem. - 38-letni mężczyzna szedł chodnikiem. W pewnym momencie wywrócił się i prawdopodobnie uderzył głową o chodnik - przekazywał wówczas rzecznik Komendanta Stołecznego Policji nadkom. Sylwester Marczak.

Próbowaliśmy skontaktować się z administracją, która odpowiedzialna jest za odśnieżanie i posypywanie chodnika. Do momentu publikacji tego artykułu nasze próby były bezskuteczne.

Zostało wszczęte śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Zarządzono też sekcję zwłok - powiedziała PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga prokurator Katarzyna Skrzeczkowska odnosząc się do tragicznego wtorkowego wypadku na Pradze Północ.

Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1343)