ŚwiatMerkel na pewno odchodzi? Jak Scholz stał się jej "klonem"

Merkel na pewno odchodzi? Jak Scholz stał się jej "klonem"

Mówią o nim "Scholzomat". Bo działa precyzyjnie, z wyrachowaniem, wręcz do bólu pragmatycznie. To być może nawet kluczowe słowo. Kim jest Olaf Scholz, być może przyszły kanclerz Niemiec, i dlaczego tak blisko mu do odchodzącej Angeli Merkel, nawet jeśli pochodzą z rywalizujących obozów?

Olaf Scholz podczas kampanii wyborczej Fot. PAP/EPA/Sascha Schuermann
Olaf Scholz podczas kampanii wyborczej Fot. PAP/EPA/Sascha Schuermann

26.09.2021 15:37

Tamto zdjęcie było symboliczne. Nieco ponad miesiąc temu Scholz, kandydat socjaldemokratów, pojawił się na okładce weekendowego "Süddeutsche Zeitung Magazin" z charakterystycznym układem złączonych rąk, tworząc swoisty romb. Jakże inna była to wymowa, w porównaniu z gestem Peera Steinbrücka, który startował na kanclerza przed ośmioma laty z ramienia SPD i wywołał niemałą sensację, pokazując na okładce wyciągnięty środkowy palec. Dzisiaj Scholzowi nie tylko daleko do prowokacyjnych zachowań, ale ów romb to jednoznaczne odniesienie do Angeli Merkel.

- Pokazał się w ten sposób jako polityk kontynuacji. Umiarkowany. To bardzo przemyślane zagranie. Scholz należy do konserwatywnego skrzydła SPD. Nie spodziewam się po nim zasadniczych zmian, jeśli wygra wybory - mówi WP Alexander Tyra, ekspert ds. polityki niemieckiej z Klubu Jagiellońskiego.

I to jest w tej nowej niemieckiej historii, która właśnie rodzi się na naszych oczach, być może najbardziej znamienne. Scholzowi bliżej do Merkel, niż mogłoby się wydawać.

Po pierwsze, politycznie i strategicznie. Ona potrafiła znakomicie absorbować wyborców do siebie. Konserwatywną CDU kierowała nierzadko do środka, chętnie zapuszczając się w rejony, gdzie swoje postulaty zgłaszali socjaldemokraci lub Zieloni. On ma dzisiaj wszelkie cechy, ale wejść w tę samą rolę. Będzie najpewniej próbował "przywiązać" Zielonych do siebie, żeby przyciągnąć ich elektorat.

Po drugie obydwoje są bliscy charakterologicznie i wizerunkowo. Ona chłodna i bez emocji. On przemawia czasami jak maszyna, w końcu przydomek Scholzomat nie wziął się z niczego. Podczas jednej z debat wypalił wprost: "Wszyscy mnie znają", nawiązując do dawnego hasła wyborczego Merkel ("Znają mnie Państwo").

Po trzecie wreszcie – prywatnie. Ona związana z profesorem chemii, bez dzieci. On tak samo. Wspólnie z żoną, która jest ministrem w rządzie Brandenburgii nie dostarczają mediom żadnych sensacji.

I jeszcze jedno: Ona urodziła się w Hamburgu, on był tam wieloletnim burmistrzem (2011-2018, doprowadzając miasto do rozkwitu), a potem wicekanclerzem i ministrem finansów w ostatnim rządzie Merkel. Nawet jeśli w tym czasie doszło do największej afery ostatnich lat – z kont spółki Wirecard zniknęły miliardy euro, a podległy Scholzowi nadzór finansowy niczego nie wykrył – wyszedł z tego suchą stopą. Podobnie jak z sytuacjami kryzysowymi radziła sobie dotychczasowa kanclerz.

Nade wszystko jednak obydwoje mają więcej pragmatyzmu, żeby odpowiedzieć na oczekiwania społeczeństwa, niż charyzmy.

Angela Merkel i wicekanclerz oraz minister finansów Olaf Scholz PAP/EPA/HENNING SCHACHT
Angela Merkel i wicekanclerz oraz minister finansów Olaf Scholz PAP/EPA/HENNING SCHACHT

Scholz. Architekt Funduszu Odbudowy

Czyż to nie Scholz mówił przed kilkoma miesiącami, że jak odejdzie kanclerz Merkel, to niemiecka scena polityczna się całkiem zmieni. Twierdził, że w nowym rozdaniu właśnie on zyska. I tak się rzeczywiście stało. Ale dlaczego? Odpowiedź na to pytanie już taka jednoznaczna nie jest.

Marek Prawda, były ambasador RP w Niemczech, mówi wprost w rozmowie z Wirtualną Polską: - Trudno powiedzieć, co doprowadziło do tego zwrotu. Bardziej złośliwi twierdzą, że sam Scholz nie przyczynił się do tego w kluczowy sposób; że większą rolę odegrał zbieg okoliczności. Wynik większych lub mniejszych błędów jego rywali, Armina Lascheta z CDU czy Annaleny Baerbock, liderki Zielonych.

Innymi słowy, Scholz wykorzystał szansę i słabość głównych adwersarzy, ale czy tylko?

Zachowując wszelkie proporcje, przypominałoby to trochę sytuację sprzed czterech lat z Francji. Osłabiony prezydent Hollande nie miał szans na reelekcję i sam się wycofał jeszcze przed startem, a kłótnie w rodzinie ostatecznie pogrążyły socjalistów. Z drugiej strony, faworyt gaullistów François Fillon był na początku kampanii więcej, niż faworytem w wyścigu o prezydenturę, a potem prokuratura zainteresowała się fałszywym zatrudnianiem jego żony za publiczne pieniądze. W lukę wskoczył Macron i efektownie wygrał.

Scholz taki efektowny nie jest, nawet nie zwraca na to uwagi, ale mechanizm wydaje się podobny.

Ale argumenty mogą być też inne.

- Scholz będzie postrzegany jako architekt Funduszy Odbudowy, swoistego drugiego budżetu unijnego. Tego się tak bardzo nie dostrzega, ale w dużej mierze to jest jego dzieło – przypomina Marek Prawda i dodaje, że "w Niemczech bardzo doceniono, iż Scholz, mówiąc skrótowo, pomógł Merkel uratować Europę, bo z powodu pandemii byliśmy na zakręcie". Gdyby plan się nie udał, byłby poważny problem. Jednocześnie cały biznes niemiecki odetchnął, dostając ogromne pieniądze, żeby utrzymać miejsca pracy. Europa w znacznej mierze przejęła te rozwiązania. Scholza niekoniecznie było przy tym widać, ale nie ma wątpliwości, że był architektem tych działań.

Były ambasador w Niemczech w tym upatruje powodu, dla którego lider SPD zyskał nie tylko większą popularność, ale też kredyt zaufania. Pociągnął dzięki temu całą partię, która z wyraźnie lewicowym kierownictwem umiejętnie "przestawiła zwrotnicę", stawiając właśnie na niego.

Choć trzeba też przyznać, że 63-letni polityk, któremu wyraźnie bliżej do prawego skrzydła SPD, wykonał też krok w lewo. Choćby w kwestii wysokiej płacy minimalnej (chciałby 12 euro za godzinę) czy bardziej sprawiedliwego opodatkowania międzynarodowych koncernów.

Wybór Scholza. Co oznacza dla Warszawy?

Co ewentualny wybór Scholza może oznaczać dla Warszawy? O jego relacjach z Polską nie za wiele wiadomo. Zresztą znamienne jest to, iż w programie socjaldemokratów, który został pokazany w maju często pojawia się słowo "Europa" (jak zapowiedział Scholz, w pierwszą podróż chce lecieć do Paryża), a o wschodnim sąsiedzie nie ma nawet wzmianki. Przynajmniej wprost, bo między wierszami można wyczytać sprzeciw wobec polityki prowadzącej do tego, żeby "populistyczne i nacjonalistyczne rządy ograniczały niezależność wymiaru sprawiedliwości".

Dlatego interesujące może okazać się co innego. - W koalicji z socjaldemokratami, jeśli ci wygrają wybory, będą najpewniej Zieloni, którzy mogą wymuszać pewną wyraźniejszą politykę wobec Polski, np. w sprawie praworządności. Merkel patrzyła na to krytycznie, ale jednocześnie widziała się też w roli rzeczniczki kompromisu, szukania rozwiązań – mówi Marek Prawda.

W rozmowie z Deutsche Welle były doradca Mateusza Morawieckiego Tomasz Krawczyk stwierdził, że po odejściu Merkel nowy rząd w Berlinie "niezależnie od tego z jakich partii będzie się składał, będzie okazywał Polsce mniej względów".

Scholz. "Musi coś się zmienić, żeby zostało po staremu"

- Niemcy kochają stabilność. Ale od czasu do czasu musi coś się zmienić, żeby wszystko zostało po staremu. To jest ten moment – mówi obrazowo Alexander Tyra.

A Scholz, zapalony wioślarz, okazał się, przynajmniej w kluczowych momentach kampanii, dobrym kandydatem do takiej zmiany.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
niemcywyboryspd
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (85)