Meller: korpus dyplomatyczny jest zintegrowany
Są placówki, które każdy nowy rząd chce obsadzić osobami o podobnej do własnego programu właściwości. Ostatnie piętnaście lat pokazało, że powstał korpus dyplomatyczny zintegrowany i taki, który jest realizatorem zadań stawianych przez centralę - powiedział ambasador RP w Rosji Stefan Meller w "Poranku w Radiu TOK FM".
28.06.2005 | aktual.: 28.06.2005 13:50
[
- Stefan Meller (3,80 MB) ]( http://i.wp.pl/a/f/mp3/8554/por2806c1.mp3 )
Rafał Ziemkiewicz: Jest pan w Polsce, bo odbywa się od wczoraj i potrwa jeszcze dni parę narada ambasadorów. Z tego powodu wszyscy dyplomaci polscy zjeżdżają się z całego świata, by spotkać się ze sobą w Warszawie. W czasach dawniejszych ambasador to był człowiek, który właściwie prowadził całą politykę swojego kraju w kraju, do którego przyjeżdżał. Dzisiaj w dobie faksów, maili i telefonów komórkowych czy to nie jest tak, że rola ambasadora się właściwie ogranicza do reprezentowania Rzeczpospolitej, która go przysyła? Czy rzeczywiście pan robi politykę jako ambasador?
Stefan Meller: Pytanie jest podchwytliwe. Zadaję je sobie codziennie od czasu, kiedy jestem ambasadorem. Oczywiście rola ambasadora jako wysłannika monarchy, który jak koń do biegu ułatwiał im raz w miesiącu kontaktowanie się, jest już skończona, nie ulega wątpliwości. Jaka jest rola ambasadora dzisiaj? Oczywiście przede wszystkim te właściwości, które pan wymienił, czyli coś w rodzaju królowej matki, no ale na szczęście zostało jeszcze trochę z właściwości premiera. Oczywiście w dzisiejszej dobie ambasador jest osobą informowaną na co dzień przez masmedia: e-mail, Internet, telefon komórkowy, telewizja. Telewizja jest fantastyczną rzeczą, dlatego, że w większości krajów, gdzie mamy ambasady docierają, dzięki satelitom polskie programy telewizyjne, więc na bieżąco jesteśmy informowani. Ale oczywiście bywają sytuacje, kiedy ambasador musi decyzje podejmować błyskawicznie i to też nie do końca sam, bo jest telefon. Je bym powiedział, że tą zachowaną właściwością ambasadora jest jednak to, że on będąc na
miejscu i nieustannie śledząc, analizując sytuację w kraju urzędowania może, jeśli ma dobre pomysły wpływać na proces decyzyjny i w istocie powinien ubiegać się o to, by mieć wpływ na proces decyzyjny. Na ogół jest tak, że MSZ, czy władze państwa, rząd podejmując szczególnie istotną decyzję proszą o analizę ambasadora. Więc odpowiedź jest połowiczna, a mianowicie oczywiście wszystkie funkcje reprezentacyjne, które też ulegają zmianie, bo nie żyjemy już w dobie kongresu wiedeńskiego, w istocie jest to pół urzędnika reprezentacyjnego i na poły człowiek, który na co dzień ma być w gotowości z całym procesem doradzania.
Rafał Ziemkiewicz: Czyli bardziej ma pan być tam szperaczem na wysuniętej placówce? Takim, który z racji tego, że przebywa na miejscu orientuje się w miejscowych układach, w miejscowych sytuacjach i służy radą MSZ-owi.
Stefan Meller: W istocie, w dużej mierze tak.
Rafał Ziemkiewicz: Dużo się mówi o tym, że polityka zagraniczna powinna być ponad partyjna, ciągła bez względu na to kto akurat sprawuje władzę. Zastanawiam się czy to jest ideał do osiągnięcia, przecież wiadomo, że każda kolejna władza chce mieć swoich zaufanych ludzi przynajmniej w tych głównych stolicach, więc po wyborach następuje nieuchronnie jakaś wymiana ambasadorów. Czy ta narada teraz nie będzie przypadkiem trochę też taką giełdą? Jak pan sądzi? Gdzieś tam w kuluarach będzie się dyskutowało kto zostaje, a kto musi się pożegnać z placówką?
Stefan Meller: Ja bym powiedział, że na mnie wstrząsające wrażenie swego czasu zrobił taki pamiętnik przedwojennego szefa kadr w przedwojennym MSZ-cie. Zrozumiałem, że niezależnie od zawirowań władzy MSZ-ty są do siebie podobne, jeżeli jest jakaś ciągłość prawdziwa to ciągłość w nastroju pracowników MSZ-u. To jest dosyć podobne. Oczywiście jest giełda, są korytarze, stołówki i tak dalej. Natomiast ja nie sądzę, żeby taka narada była giełdą umożliwiającą obsadę stanowisk, bo to są decyzję w pewnym sensie wynikające z działania innych instrumentów. Są niewątpliwie placówki, które każdy nowy rząd chce obsadzić osobami o z grubsza podobnej do własnego programu właściwości. Myślę, że ostatnich piętnaście lat pokazało, że wprawdzie niekiedy z trudem, niekiedy tak mozolnie, no ale powstał korpus dyplomatyczny taki mniej więcej zintegrowany i taki, który po prostu jest realizatorem zadań stawianych przez centralę. No ale oczywiście nastrój polityczny, poglądy polityczne, nie zależnie od ciągłości jak sądzę
niezwykle potrzebnej, jest pewien margines niuansów, które niekiedy mogą być dosyć istotne. One mogą wpływać na wybór ambasadora i na jego działania.
Rafał Ziemkiewicz: Zastanawiałem się co zdecydowało że pan się znalazł w Rosji. Czy to ze pan pisał o rewolucji, o pożegnaniu z rewolucją i w związku z tym, piętnaście lat później ma pan możliwość praktycznie zweryfikować swoje wnioski.
Stefan Meller: Teraz obydwaj bawimy się w dyplomatów, ja wiedziałem, że pan będzie zmierzał do tego pytania, więc i odpowiedzi udzielałem takich, żeby przejść do tego łagodnie. Przedtem byłem ambasadorem we Francji, i temu nikt się nie dziwił, pisałem o Francji. Natomiast wyzwaniem wielkim dla mnie było mianowanie mnie w Rosji. Ja się historią Rosji, czy ZSRR zajmowałem się wiele lat, był taki przedmiot na uniwersytecie historia narodów Związku Radzieckiego. Ja się sam zgłosiłem żeby ten wykład prowadzić, prowadziłem, go przez 2 lata, potem mi go odebrano, i pisywałem w drugim obiegu o ZSRR. Kiedy mnie zapytano czy pojadę do Moskwy, miałem pewne obawy, nie byłem kojarzony z osobą która by zajmowała się Rosją. Zgodziłem się z wielkim entuzjazmem, uważałem, że to dopiero jest wielkie wyzwanie. W przypadku Rosji oczywiście trzeba się przygotować, trzeba się uczyć. To jest tego typu kraj, że człowiek dopóki tam jest dopóty nie przestaje się uczyć, to takie codzienne, niekończące się seminarium.