Medyczna afera gigant - 300 osób usłyszy zarzuty
Od typowych patologii w szpitalu w Radomiu zaczęła się medyczna afera
gigant. Zarzuty obejmują umieszczanie za łapówkę produktów na listach
leków refundowanych, ustawianie przetargów, wypłacanie pieniędzy na
podstawie fikcyjnych umów o dzieło, finansowanie lekarzom zagranicznych wycieczek w zamian za wypisywanie odpowiednich leków.
10.04.2007 | aktual.: 10.04.2007 15:16
- Obecnie aferę rozpracowują radomska policja i prokuratura, ale w najbliższych dniach zostanie powołana międzywojewódzka grupa dochodzeniowo-śledcza - mówi "Wprost" komendant główny policji Konrad Kornatowski. W tej sprawie podejrzanych jest na razie 19 osób, z czego dziewięć przebywa w areszcie. Podejrzanym zabezpieczono majątek - ok. miliona złotych - na poczet przyszłych kar. Jak ustalił "Wprost", na celowniku śledczych jest jeszcze prawie 300 osób związanych ze służbą zdrowia. Zarzuty, oprócz lekarzy i przedstawicieli firm farmaceutycznych, mogą usłyszeć urzędnicy Ministerstwa Zdrowia i NFZ oraz szefowie wielkich firm produkujących leki. Policja i prokuratura twierdzą, że afera korupcyjna o takiej skali jest precedensem na skalę europejską.
Ordynator na Borneo
W listopadzie 2006 r. pod zarzutem korupcji aresztowano prof. Zbigniewa B., ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Radomiu. Miał on wziąć co najmniej 50 tys. zł łapówek w zamian za przyjmowanie pacjentów na oddział i wyznaczanie dogodnych terminów operacji. Szybko wyszło na jaw, że ordynator brał pieniądze nie tylko od pacjentów, ale także od przedstawicieli jednej z firm farmaceutycznych. W zamian szpital kupował produkowane przez nią wyroby i leki. Przedstawiciele handlowi podsuwali lekarzowi tzw. specyfikację istotnych warunków zamówienia, czyli listę kryteriów, które musi spełniać kupowany produkt. Zbigniew B. podpisywał ten dokument i - sugerując, że to on jest jego autorem - składał go w dziale zamówień publicznych szpitala. Tylko jedna firma mogła spełnić te warunki. Ta, która dawała ordynatorowi łapówki.
Jak zeznali podczas śledztwa przedstawiciele firm farmaceutycznych, łapówkarski proceder trwał od 2001 r. Zbigniew B. na podstawie fikcyjnych umów o dzieło otrzymywał pieniądze bezpośrednio z konta firmy farmaceutycznej. Finansowano mu także zagraniczne wyjazdy. Nie były to tylko wyjazdy na sympozja naukowe, ale także atrakcyjne wycieczki zagraniczne. W ten sposób lekarz zwiedził Australię, Włochy, Tybet i Borneo.
Korupcyjna lawina
Przesłuchania przedstawicieli firm farmaceutycznych w sprawie Zbigniewa B. były dla śledczych okazją do zdobycia informacji na temat innych uczestników przestępczego procederu. Przesłuchiwani zeznali, że brały w nim udział inne koncerny farmaceutyczne i kolejni lekarze. - To szefowie firm produkujących leki akceptowali wypłaty łapówek na podstawie fikcyjnych umów o dzieło z danym lekarzem. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że umowy nie zostaną zrealizowane i są potrzebne jedynie do zalegalizowania przepływu pieniędzy - twierdzi prokurator z Ministerstwa Sprawiedliwości. Dodaje, że umowy zawierano też z członkami rodzin korumpowanych lekarzy, a kwoty łapówek sięgały dziesiątków milionów złotych.
Fikcyjne umowy dotyczyły m.in. badań nad skutecznością leków, prowadzenia wykładów i szkoleń naukowych. Tylko w jednej firmie, która zajmowała się dystrybucją sprzętu medycznego, policja znalazła aż 6 tys. umów z pracownikami służby zdrowia i ich bliskimi. Łapówki brano też za zakup sprzętu - 10 proc. od transakcji. Zdaniem śledczych, lekarze również niebezinteresownie przepisywali pacjentom droższe wersje lekarstw; przyjmowali także od przedstawicieli farmaceutycznych próbki produktów, które następnie sprzedawali.
Prokuratorzy i policjanci dysponują dowodami na to, że w nielegalnym procederze brali udział wysocy urzędnicy NFZ i Ministerstwa Zdrowia oraz członkowie zarządów dwóch dużych międzynarodowych firm - jedna produkuje leki, a druga wyroby medyczne (ich nazw nie podajemy ze względu na dobro śledztwa). W grę wchodziło ustawianie fikcyjnych przetargów. W zamian za łapówki urzędnicy resortu zdrowia i NFZ zobowiązywali się też lobbować na rzecz konkretnego koncernu i umieszczać jego produkty na liście leków refundowanych. Uznaniowa refundacja
Wpisanie produktu na listę leków refundowanych oznacza dla produkującej go firmy wielokrotny wzrost sprzedaży specyfiku. Produkty umieszcza na liście tzw. zespół do spraw gospodarki lekami, na którego czele stoi wiceminister zdrowia Bolesław Piecha. W rozmowie z "Wprost" Piecha tłumaczy, że procedury umieszczania leku na liście są przejrzyste i jest wykluczone, by na decyzję zespołu miały wpływ firmy farmaceutyczne. - Na pewno próbują lobbować u członków zespołu, ale staramy się, by firmy z nami współpracowały, przedstawiając twarde dane naukowe, a nie stosowały różnego rodzaju chwyty - mówi Piecha. Innego zdania jest jednak posłanka PO Elżbieta Radziszewska. - Jest tajemnicą poliszynela, że zespół uznaniowo podejmuje decyzje o umieszczeniu produktów na liście leków refundowanych. Leki niektórych firm od razu trafiają na listę, są jednak producenci, którzy nie otrzymują nawet odpowiedzi na wniosek o wpisanie produktu. Od lat mówi się o opracowaniu jasnych kryteriów tworzenia list leków refundowanych, ale nic
się nie robi - mówi posłanka Radziszewska.
Lawina afer
Najnowsza afera poraża skalą, ale już wcześniej zdarzały się sytuacje, które powinny być sygnałem alarmowym dla resortu zdrowia. W maju 2006 r. "Gazeta Wyborcza" opisała praktyki koncernu Roche. Według dziennika, firma szkoliła swych sprzedawców, by "dociskać" lekarzy, którzy - choć obiecano im atrakcyjne wyjazdy - nie chcą przepisywać leków koncernu. W czerwcu 2006 r. TVN wyemitował nagrania ze "szkolenia", które kilkudziesięciu ginekologom zorganizowała firma Schering. Wyjazd upłynął na zwiedzaniu Kopenhagi i zabawach w dyskotece. Zdaniem dziennikarzy TVN, wycieczka była gratyfikacją dla lekarzy, którzy wypisywali pacjentom najwięcej leków firmy. Z kolei w marcu 2007 r. "Super Express" opisał pobyt lekarzy w hotelu w Białowieży. Zapłacić miała za niego firma Lek Polska.
Ostatnie miesiące przyniosły także serię afer korupcyjnych, w które zamieszani są lekarze. W czerwcu 2006 r. zatrzymano w Rzeszowie 17 osób, w tym lekarza i pielęgniarkę, którzy za łapówki wystawiali fikcyjne zaświadczenia o niezdolności do pracy. W tym samym miesiącu kolejny lekarz łapówkarz wpadł w Inowrocławiu. W lipcu 2006 r. w Radomiu zatrzymano chirurga oskarżonego o fałszowanie dokumentacji medycznej. We wrześniu w ręce organów ścigania wpadł kierownik Katedry Okulistycznej AM w Lublinie, w listopadzie zaś były ordynator oddziału endokrynologii Kliniki Ginekologicznej UJ w Krakowie. Dopełnieniem czarnej serii było aresztowanie w lutym 2007 r. Mirosława G., ordynatora oddziału kardiochirurgii warszawskiego szpitala MSWiA. Postawiono mu około 40 zarzutów. Wkrótce potem "Wprost" ujawnił, że funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego interesują się też lekarzami ze szpitala MON. Plan ratunkowy
Wiceminister Bolesław Piecha przekonuje, że resort zdrowia robi wszystko, by rozwiązać problem korupcji w służbie zdrowia. - Jeszcze w tym roku powinien zacząć działać tzw. rejestr usług medycznych. Dzięki niemu będzie można sprawdzić, który z lekarzy ma skłonność do wydłużania kolejek, co mogłoby świadczyć o tym, że przyjmuje pacjentów poza kolejnością. Będzie można też skontrolować, czy lekarz nie wykazuje ponadprzeciętnej skłonności do przepisywania leków określonej firmy - zapowiada Piecha. Dodaje, że powstaje także projekt ustawy przewidującej, że maksymalna wartość prezentu od firmy farmaceutycznej będzie mogła wynieść 100 zł. - Już w 2006 r. powstał w ministerstwie specjalny zespół antykorupcyjny - przypomina rzecznik resortu zdrowa Paweł Trzciński. - Intensywnie współpracujemy z europejskimi organizacjami zajmującymi się walką z korupcją - dodaje.
- Podejmując sprawę radomską, nie wiedzieliśmy, że otworzymy puszkę Pandory. Niektóre przestępcze mechanizmy, na które natrafiliśmy, funkcjonowały od lat. Lekarze czują się bezkarni. A ta afera, choć gigantyczna, nie odsłania przecież wszystkiego - mówi funkcjonariusz zajmujący się sprawą medycznej ośmiornicy.