Medyczki w strefie stanu wyjątkowego. "Rodziny się gubią i są rozdzielane"
Od tygodnia wolontariuszki Polskiej Misji Medycznej pomagają migrantom w strefie stanu wyjątkowego. Anna, ratowniczka medyczna, i Olga, chirurg dziecięca, pracują w białowieskiej przychodni. Są jedynymi przedstawicielkami organizacji pozarządowych, które mogą nieść pomoc w strefie stanu wyjątkowego. - Wielu ludzi cierpi z powodu tak zwanej stopy okopowej - obrzęku i odmrożeń kończyn dolnych. Mają trudności w chodzeniu. Zdarzają się rany i powierzchowne urazy, a także wymagające opieki kobiety w ciąży - relacjonują w Wirtualnej Polsce.
Patryk Michalski, Wirtualna Polska: W jaki sposób wolontariuszom udało się trafić do strefy stanu wyjątkowego, mimo że rząd nie reagował na apele organizacji humanitarnych, które chciały nieść pomoc medyczną w strefie?
Ania, ratowniczka medyczna, i Olga, chirurg dziecięca, wolontariuszki Polskiej Misji Medycznej: Trafiłyśmy tu jako członkinie zespołu Szpitala w Hajnówce, któremu podlega też ośrodek w Białowieży, położony na terenie strefy stanu wyjątkowego. Pracujemy w Gminnym Ośrodku Zdrowia. O delegacji do Białowieży zadecydowała dyrekcja szpitala, widząc, że właśnie w Białowieży jest większe zapotrzebowanie na dyżury medyków, dlatego otrzymałyśmy przepustkę na wjazd. Natomiast Polska Misja Medyczna jako organizacja nie ma oddzielnego pozwolenia na wjazd do strefy.
Czy służby umożliwiają swobodne niesienie pomocy potrzebującym?
Straż Graniczna sama przywozi pacjentów. My nie mamy pozwolenia na samodzielne poruszanie się po lasach Białowieży.
Jak blisko samej granicy udaje się dotrzeć z pomocą?
Straż Graniczna wzywa karetki systemu również do obszaru stanu wyjątkowego. Tylko karetki mogą dojeżdżać w pobliże granicy za zgodą służb.
Ilu osobom dotychczas udało się udzielić pomocy?
W szpitalu powyżej 200 osobom, najczęściej mowa o kilku-kilkunastu przyjęciach dziennie.
Jak wygląda sytuacja migrantów w strefie stanu wyjątkowego?
Są wyczerpani, zarówno fizycznie jak i psychicznie, wielu z nich po raz pierwszy w życiu mierzy się z tak trudnymi warunkami pogodowymi, do których nie są przygotowani. Nie pomaga strach o życie swoje i najbliższych, który stale im towarzyszy. Zdarzało się, że rodziny gubią się lub są rozdzielane, tracą ze sobą kontakt, nie wiedzą, jak dalej postępować. Naszą rolą nie jest ocenianie ich decyzji, ale pomoc człowiekowi, który tego potrzebuje.
Jaka jest skala zapotrzebowania na pomoc medyczną?
Większość osób nie wymaga hospitalizacji i długotrwałego monitorowania ich stanu, choć oczywiście zdarzają się i takie przypadki. Pomoc w dużej mierze ogranicza się do sprawdzenia ogólnego stanu zdrowia, przebrania w suche ubrania i ogrzania osoby, która trafia do ośrodka.
Z jakimi objawami czy obrażeniami mają do czynienia wolontariusze?
Wielu ludzi cierpi z powodu tak zwanej stopy okopowej - obrzęku i odmrożeń kończyn dolnych. Mają trudności w chodzeniu. Zdarzają się rany i powierzchowne urazy, ale również zdekompresowane choroby przewlekłe i kobiety w ciąży wymagające opieki.
Jaki jest stan ogólny migrantów, których spotykacie?
Coraz gorszy, przedłużające się oczekiwanie w takich warunkach wpływa negatywnie na funkcjonowanie całego organizmu. W miarę możliwości migranci mogą liczyć na ciepłe ubrania przekazywane przez wolontariuszy, żeby uniknąć odmrożeń, ale to pomoc na chwilę, do pierwszego deszczu. Ci ludzie pilnie potrzebują schronienia i pożywienia, żeby uniknąć długotrwałych szkód dla organizmu.
Czy skala wymaganej pomocy medycznej wymagała zaangażowania większej liczby osób?
Na ten moment nie ma takiej potrzeby, ale pogarszająca się pogoda prawdopodobnie spowoduje zwiększenie liczby osób potrzebujących pilnej pomocy szpitalnej, wtedy dodatkowe dyżury obejmą kolejni wolontariusze, którzy już zgłosili się jako chętni do współpracy. W Białowieży już teraz jest niezwykle zimno i po kilku godzinach każdy jest wyziębiony pomimo ciepłych ubrań.