PolskaMec. Rogalski: rządowa komisja musi poprawić raport

Mec. Rogalski: rządowa komisja musi poprawić raport

Mec. Rafał Rogalski pełnomocnik kilku rodzin smoleńskich mówi w wywiadzie dla "Faktu", że po opublikowaniu ekspertyzy krakowskiego instytutu rzetelność prac komisji millerowskiej, a tym samym wiarygodność raportu, została mocno nadwyrężona.

18.01.2012 | aktual.: 18.01.2012 07:48

Jakie znaczenie dla śledztwa smoleńskiego ma niepotwierdzenie przez prokuraturę wojskową obecności gen. Błasika w kokpicie?

– Materiał zebrany dotychczas, w szczególności opinia fonoskopijna Instytutu Ekspertyz Sądowych z Krakowa, przeczy bezpodstawnej tezie, aby gen. Błasik po pierwsze był obecny w kokpicie, a po drugie, aby wywierał jakiekolwiek naciski na załogę. To bardzo ważne ustalenie nie tylko ze śledczego punktu widzenia, ale także ludzkiego – dla rodziny gen. Błasika, zwłaszcza jego żony Ewy Błasik.

Z raportu Millera wynikało, że piloci błędnie odczytywali wysokość. Tymczasem z ustaleń prokuratury wojskowej wynika, że to drugi pilot odczytywał wysokościomierz barometryczny. Co to znaczy dla ustalenia przyczyn katastrofy?

– Informacja o wysokości musiała trafić do całej załogi. Jedno jest więc pewne – nie popełniono w tym przedmiocie błędu, jak podnosił raport MAKu, jak również raport komisji millerowskiej.

O ile nie da się utrzymać tezy o naciskach generała na pilotów, o tyle mogą się pojawić coraz większe wątpliwości co do ich kompetencji – skoro nie mogli się porozumieć co do rzeczywistej wysokości.

– Zdecydowanie za wcześnie na takie wnioski. Wysokość była odczytywana prawidłowo. Dlaczego więc doszło do zdarzenia? To musi wyjaśnić śledztwo. Upubliczniona opinia fonoskopijna to tylko jeden z dowodów. Najważniejszą opinią będzie ta, którą będzie całościowo wyjaśniała przyczyny i okoliczności zdarzenia i to pod bardzo wieloma względami. W tym przedmiocie powołano już 17 biegłych, którzy rozpoczęli czynności eksperckie.

Czy pana zdaniem powołanie komisji Millera miało w ogóle sens?

– Z formalnego punktu widzenia ta komisja od początku działała nielegalnie. Mówię to z pełną stanowczością i odpowiedzialnością. Nie było podstawy prawnej do prac komisji millerowskiej. Zdawał sobie z tego sprawę zarówno minister Miller, jak również wszyscy członkowie tego gremium. Zgodnie z rozporządzeniem Ministra Obrony Narodowej Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego może prowadzić badanie wypadku samolotu państwowego, który miał miejsce poza granicami Polski tylko, jeśli „(…) przewidują to umowy lub przepisy międzynarodowe albo jeżeli właściwy organ obcego państwa przekaże Komisji uprawnienia do przeprowadzenia badania albo sam nie podjął tego badania”. Aby komisja ministra Millera mogła prowadzić badanie katastrofy smoleńskiej zgodnie z polskim prawem, konieczne byłoby więc, aby uprawniały ją do tego przepisy międzynarodowe, umowa międzynarodowa albo upoważnił Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK). Niestety brakowało takiej podstawy prawnej. Odpowiedzialność za to ponosi premier
Donald Tusk. Co więcej, komisja millerowska opierała się w bardzo dużym stopniu na dowodach przekazanych przez stronę rosyjską. A moim zdaniem one nie tyle pozostawiają dużo do życzenia z punktu widzenia wiarygodności, ile zostały wręcz spreparowane. W takich warunkach trudno jest mówić o rzetelności wniosków.

Gdyby jednak komisja nie powstała, PiS na pewno ostro krytykowałby rząd.

– Oczywiście komisja miała powstać, ale z tą zasadniczą różnicą, że wspólna polsko-rosyjska. Co więcej, podstawa prawna istniała, tj. porozumienie z 1993 r. pomiędzy Polską a Rosją. Warunki wspomnianego porozumienia nie zostały jednak zrealizowane, gdyż premier Donald Tusk poddał się dyktatowi Rosji – powołano bezprawnie polską komisję, strona rosyjską swoją, tj. MAK, a przy okazji stworzono fasadowe stanowisko akredytowanego przedstawiciela Polski przy MAKu, które pełnił nieudolnie płk Edmund Klich. Dla wyjaśniania przyczyn katastrofy skończyło się to fatalnie. Premier Tusk winien ponieść za to odpowiedzialność przez Trybunałem Stanu

Prezes Kaczyński twierdzi, że w świetle nowych zapisów z kokpitu TU-154 badanie katastrofy smoleńskiej powinno zacząć się od początku. Ale przecież prokuratura wojskowa nie skończyła śledztwa, a nie ona opublikowała raport, który okazał jest oparty na błędnych przesłankach.

– Rzetelność prac komisji millerowskiej, a tym samym wiarygodność raportu, została mocno nadwyrężona po ogłoszeniu stenogramu przygotowanego przez krakowski instytut. W tej sytuacji postulaty wysuwane przez Jarosława Kaczyńskiego nie mogą w ogóle dziwić. Tu chodzi o jakość ustaleń.

Prokurator Seremet powiedział, że nie wiadomo kiedy dostaniemy wrak samolotu. Czemu Rosjanie nie chcą go wydać?

– Mimo wielokrotnych zapowiedzi strony rosyjskiej, w tym prezydenta Rosji, nie tyle już wątpię, co nie wierzę, abyśmy kiedykolwiek otrzymali wrak samolotu. Wszelkie dotychczasowe rosyjskie zapewnienia, w szczególności wskazywanie terminu przekazania wraku, okazywały się całkowicie gołosłowne. To była ze strony rosyjskiej gra na czas. Składane były zapewnienia, choć już w chwili ich składania wiadomo było, że nie zostaną nigdy spełnione. Widzę, że Prokurator Generalny przejrzał w tym względzie na oczy. Na tę chwilę zarówno premier Tusk, jak i prezydent Bronisław Komorowski nie zrobili praktycznie nic, aby wspomóc polską prokuraturę w uzyskaniu wraku. Ta bezczynność jest zastanawiająca. Bez pomocy najwyższych organów państwa polskiego, a i być może organów międzynarodowych wrak nigdy nie trafi do Polski.

Czy w świetle nowych faktów jakaś hipoteza dotycząca przyczyn katastrofy wydaje się panu bardziej prawdopodobna?

– Wciąż toczy się śledztwo smoleńskie, więc nie chcę spekulować. Jedno jest pewne. Okoliczności i przyczyny zdarzenia mogą być zasadniczo różne od tych, które przedstawił MAK, jak i komisja millerowska.

Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Igor Zalewski: Unia ledwo zipie, a poucza

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)