"Masakra". Sezon wakacyjny w pełni. Wróciły nadmorskie paragony
Ceny nad Bałtykiem nie zachęcają do rajskiego wypoczynku. Wybierając się nad polskie morze, musimy mieć ze sobą gruby portfel. Przekonał się o tym pan Piotr, który wypoczywał w Międzyzdrojach. "Cena dorsza w Międzyzdrojach szokuje. Masakra" - przekazał w mailu do naszej redakcji.
Ekstremalnie wysokie temperatury w naszym kraju zachęciły Polaków do kilkudniowego wypoczynku. Nadmorskie kurorty ponownie cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Z dobrą pogodą nie znika jednak problem wszechobecnej drożyzny.
Przekonał się o tym pan Piotr, który podczas wizyty w jednej ze smażalni w Międzyzdrojach skusił się na dorsza. Po skończonym posiłku przesłał zdjęcie paragonu do naszej redakcji.
"Cena dorsza w Międzyzdrojach szokuje. 394 gramy, za jedną rybę - 39 złotych, a koszt kilograma to - bagatela - 99 złotych" - czytamy w wiadomości od pana Piotra. "Masakra" - dodał.
Kwota, którą uiścił pan Piotr, i tak nie jest najwyższa. Jak informował "Fakt", w niektórych nadmorskich restauracjach ceny mogą sięgać blisko 170 złotych za kilogram. Pan Marek Wiśniewski, który od 16 lat prowadzi nadmorski "Bar Viking" w Kołobrzegu, zauważył w rozmowie z dziennikiem, że stawki bardzo mocno się podskoczyły. Cenę za kilogram dorsza musiał podnieść do 130 złotych.
- Za butlę z gazem płaci się o 25 złotych więcej niż w ubiegłym roku. 5-litrowy olej jest natomiast droższy aż o 32 złotych. Podobnie jest z rybą. Jeśli do tego dołożyć wzrost czynszu, cenę prądu oraz koszt wynajęcia pracowników... Jak do tej pory uważałem się za optymistę, tak teraz w czarnych barwach widzę ten nadchodzący sezon - podkreślił właściciel lokalu.
Zdaniem Adama Protasiuka z Regionalnej Izby Gospodarczej Pomorza, który był gościem programu "Newsroom" WP, publikowanie w mediach społecznościowych "rachunków grozy" to duży kłopot dla branży turystycznej. - Wykreowała się potrzeba eksponowania tych jednostkowych przypadków, a to nie służy nikomu. Inflacja to jest zasadniczy problem. Przedsiębiorca myśli racjonalnie, musi planować i kalkulować - mówił.
Jak tłumaczył, w ubiegłym wyzwaniem były koronawirus i obostrzenia, teraz głównym problemem jest szalejąca inflacja. - Musimy podnosić ceny i to radykalnie. To jest proces i trzeba liczyć się z tym, że w pewnym momencie pojawi się granica. Chodzi o to, by nie zrazić turystów. Mamy przecież dużą konkurencję. Ludzie mogą wybrać wyjazd za granicę - wskazywał Protasiuk.