Po pożarze na Marywilskiej 44. Na jaw wychodzą nowe doniesienia

Strawiona trzy tygodnie temu przez ogień hala Marywilska 44 w Warszawie wciąż czeka na oględziny. Wejście do pogorzeliska jest uzależnione od decyzji nadzoru budowlanego. Jak podaje "Rzeczpospolita", do tej pory zgody nie wydano.

Spalona hala targowa przy ulicy Marywilskiej w Warszawie
Spalona hala targowa przy ulicy Marywilskiej w Warszawie
Źródło zdjęć: © PAP | Pawe� Supernak

06.06.2024 | aktual.: 06.06.2024 09:59

Pożar, który wybuchł w niedzielę 12 maja nad ranem, całkowicie zniszczył ogromne centrum handlowe, w którym mieściło się blisko 1,5 tysiąca stoisk. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Mazowiecki Wydział Prokuratury Krajowej.

Najpoważniejsza z hipotez mówi o podpaleniu, jednak kluczowe dla ustalenia przyczyn będą efekty oględzin na pogorzelisku. Jak zauważa "Rzeczpospolita", te najistotniejsze działania wciąż jeszcze nie zostały wszczęte.

Najważniejsze, na co czekają prokuratorzy i biegli - jak dowiedziała się "Rzeczpospolita" - to decyzja administracyjna nadzoru budowlanego o rozbiórce. Bez tego eksperci nie mogą wejść do spalonej hali i podjąć realnych działań.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Sprawę prowadzi Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego dla miasta stołecznego Warszawy. Śledczy czekają na decyzję o rozbiórce hali.

Pożar Marywilskiej 44. Co udało się ustalić do tej pory?

Na dodatek, jak ustaliła "Rzeczpospolita" w rozmowie z Małgorzatą Konarską, prezeską spółki Marywilska 44, do dziś nie została zawarta umowa z wykonawcą prac rozbiórkowych. Obszar pogorzeliska jest ogrodzony biało-niebieską policyjną taśmą i pilnowany przez całą dobę przez policyjne patrole. Do wnętrza nikt nie może wejść.

Dotychczas w śledztwie przeprowadzono tylko niektóre czynności. Zabezpieczony został monitoring z zewnątrz, a obiekt został zeskanowany za pomocą skanera 3D, który rejestruje najdrobniejsze detale.

Poszlaki wskazują, że za pożarem przy Marywilskiej 44 mogą stać osoby wynajęte przez rosyjskie służby. Jak podaje "Rzeczpospolita", podstawą do takich podejrzeń mają być ogłoszenia przekazywane między innymi przez rosyjskojęzyczny Telegram. Rosja ma zamieszczać w mediach społecznościowych oferty wynagrodzenia od 10 do 15 tys. euro za podpalenia miejsc publicznych w dużych miastach.

Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała już sprawców kilku podpaleń pod Warszawą oraz na Pomorzu i we Wrocławiu. Ogień podłożono między innymi pod włoską restaurację w Gdyni, w magazynie europalet w Markach, w Gdańsku w centrum farb i tynków i pod wrocławską fabrykę farb.

Źródło: "Rzeczpospolita", PAP

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (156)