Marynarzy z batyskafu uratował przeciek do mediów?
Rosyjska prasa krytykuje armię za
informowanie o akcji ratowania miniokrętu podwodnego AS-28 na
Kamczatce. Gazety piszą, że gdyby nie przeciek informacji do
prasy, siedmiu marynarzy z batyskafu nie przeżyłoby, bo wojsko nie
wezwałoby nikogo na pomoc.
09.08.2005 21:48
Dzienniki "Kommiersant" i "Rossijskaja Gazieta" twierdzą, że armia otaczała wypadek ścisłą tajemnicą, bo miniokręt "Priz" zaczepił się o antenę systemu pelengacyjnego "Agam", namierzającego obce okręty podwodne.
Choć "Priz" utknął na dnie Morza Beringa w czwartek sprawa wypłynęła dopiero w piątek, dzięki anonimowemu telefonowi do lokalnej stacji Radio-3. Zadzwoniła kobieta, która przedstawiła się jako "żona podwodnika", i powiedziała o wypadku batyskafu - pisze prasa.
Telefon odebrała Guzel Łatypowa, współpracująca także z agencją Interfax. Wraz z korespondentką agencji RIA-Nowosti w Pietropawłowsku Kamczackim, Oksaną Gusiewą postanowiły sprawdzić sygnał. Gdy w sztabie wojskowym ze złością odmówiono wszelkich komentarzy, zrozumiały, że informacja jest prawdziwa i puściły ją w świat - pisze agencja AFP.
Sądzę, że bez tego przecieku armia po prostu skreśliłaby tych ludzi, bo w Rosji nie było sprzętu, by ich uratować. Ta kobieta uratowała marynarzy. No i media, zwłaszcza zagraniczne, które zaalarmowały własne rządy, a to było decydujące - oceniła Gusiewa.
Dopiero w kilka godzin po tym, jak wiadomość o "Prizie" przedostała się do mediów, potwierdziły ją dowództwa armii z Moskwy i Władywostoku. Miejscowy sztab marynarki z Pietropawłowska Kamczackiego, wojskowego miasta zamkniętego w czasach radzieckich, oficjalny komunikat opublikował dopiero we wtorek, dwa dni po uratowaniu batyskafu.
Prasa twierdzi, że podczas akcji ratunkowej nikt z wojskowych nie chciał mówić ani słowa. Nie udało się wyciągnąć żadnych przecieków. Dziennikarzy nie wpuszczano w rejon operacji, nawet japońskim reporterom, szastającym pieniędzmi, nie udało się wynająć śmigłowca.
Według "Kommiersanta", uczestniczący w akcji rosyjscy marynarze z okrętu "Koźmin" dostali absolutny zakaz rozmów z prasą pod groźbą utraty premii. Z uratowanymi marynarzami w szpitalu spotkała się tylko grupa zaufanych dziennikarzy. Wojsko kategorycznie zdementowało we wtorek uzyskane przez "Kommiersanta" informacje, że marynarze na "Prizie" pisali już listy pożegnalne. Według gazety, byli pewni śmierci, bo od ratowników usłyszeli, że podczas akcji nie wolno uszkodzić cennej anteny, o którą zaczepił się AS-28.
Jeden z uratowanych, kapitan Walerij Lepietucha ujawnił prasie, że "Priz" został wysłany do zatoki Bieriezowskaja z zadaniem sprawdzenia anteny, wokół której zaplątały się sieci. We wtorek spotkał się już z dziennikarzami pod okiem jakiegoś oficjela i - według AFP - składał sztywne deklaracje, nie mające nic wspólnego z wcześniejszymi wypowiedziami.
Rosyjska prasa relacjonuje rozmowę uratowanych z ministrem obrony Siergiejem Iwanowem, do której wtrącał się nieustannie dowódca północno-wschodniej grupy wojsk Wiktor Gawrikow. "Prostował" on wypowiedzi marynarzy, zaprzeczając słowom marynarzy. Coś ci się pomyliło, tak nie mogło być - mówił i przedstawiał oficjalną wersję wydarzeń.
Dementował informacje o rozkazie chronienia anteny. Wbrew zaprzeczeniom marynarzy twierdził, że "Priza" podniesiono o kilkadziesiąt metrów, zanim do akcji przystąpił brytyjski robot "Scorpio", który przeciął liny.
Rzecznik Floty Pacyfiku przedstawił dziennikarzom wersję wydarzeń zupełnie nie przystającą do relacji rodzin marynarzy. Według rzecznika, rodziny zostały poinformowane drogą oficjalną natychmiast po wypadku. Bliscy marynarzy mówią, że o awarii dowiedzieli się z telewizji po 24 godzinach.
Jelena Miłaszewska, żona dowódcy "Priza", która na początku chętnie rozmawiała z prasą, krytykując dowództwo wojskowe, później odmawiała komentarzy. "Admirałowie patrzą na mnie z nienawiścią, boję się, że mąż będzie miał problemy" - powiedziała "Kommiersantowi".
Związek zawodowy dziennikarzy z Kamczatki postanowił wysłać list do ministra obrony z protestem przeciw utrudnianiu reporterom wykonywania zawodu.