PolskaMarta Tychmanowicz: ŻOB i ŻZW nie potrafiły się porozumieć; ten konflikt przetrwał nawet wojnę

Marta Tychmanowicz: ŻOB i ŻZW nie potrafiły się porozumieć; ten konflikt przetrwał nawet wojnę

W czasie powstania w getcie warszawskim wśród bojowników istniały tak silne podziały polityczne, że nie pozwoliły im zjednoczyć się w walce nawet w obliczu nieuchronnej śmierci. Lewicująca Żydowska Organizacja Bojowa (ŻOB) oraz prawicowy Żydowski Związek Wojskowy (ŻZW) do końca nie potrafiły się porozumieć; co więcej, konflikt ten przetrwał nawet wojnę - pisze w felietonie historycznym dla Wirtualnej Polski Marta Tychmanowicz.

Marta Tychmanowicz: ŻOB i ŻZW nie potrafiły się porozumieć; ten konflikt przetrwał nawet wojnę
Źródło zdjęć: © PAP/DPA

19.04.2013 | aktual.: 19.04.2013 14:38

Przeczytaj wcześniejsze felietony historyczne Marty Tychmanowicz

Całą przeważającą historię powstania w getcie warszawskim napisano w oparciu o relacje członków Żydowskiej Organizacji Bojowej z prostej przyczyny – najwięcej ocalonych było członkami właśnie ŻOB-u. Wśród nich ze ścisłego dowództwa m.in. Marek Edelman, Icchak „Antek” Cukierman, Cywia Lubetkin, Symcha „Kazik” Rotem.

Edelman został po wojnie w Polsce, dając świadectwo o powstaniu w getcie w licznych wywiadach, publikacjach oraz książkach. Cukierman i Lubetkin wyjechali do Izraela, tworząc m.in. Muzeum Bojowników Getta w zachodniej Galilei (Beit Lohamei Haghetaot - Ghetto Fighters' House Museum). I nawet w czasach pokoju „żobowcy” dyskredytowali udział swoich politycznych oponentów. Edelman nazywał ich „faszystami” (w wywiadzie z Anką Grupińską na jej pytanie o ŻZW odpowiedział: „ŻZW? Co cię to obchodzi? Z faszystami chcesz mieć do czynienia? (…) Oni byli obrzydliwi”). Cukierman, podobnie jak Edelman, wspominał jakoby członkowie ŻZW mieli trochę tylko postrzelać i uciec z getta jeszcze tego samego dnia. Emanuel Ringelblum uważał bojowców ŻZW za „żołnierzy o tendencji faszystowskiej w stylu włoskim” (silne powiązanie nacjonalizmu, antykomunizmu i militaryzmu, przy przyjmowaniu do ŻZW istotne kryteria stanowiły przynależność społeczna oraz przekonania polityczne – głównie antykomunizm – zasadę tę zniesiono dopiero pod
koniec roku 1942).

Mosze Arens w książce „Flagi nad gettem. Rzecz o powstaniu w getcie warszawskim” napisał: „Nawet wówczas, gdy stało się jasne, iż Niemcy są zdeterminowani zabić każdego Żyda bez względu na jego przynależność polityczną, wciąż nie można było pokonać przepaści między syjonistami i Bundem z jednej strony [ŻOB] a rewizjonistami z drugiej [ŻZW]”. Zaś Witold Bereś, współautor wielu książek o Marku Edelmanie, powiedział: „Marek Edelman był jednym z moich duchowych mistrzów. Jednak wśród lewicy była niechęć do rozmowy o udziale prawicy w powstaniu w getcie”.

Historyk powstania w getcie Bernard Mark skrótowo podsumował różnice między dwoma organizacjami: „Różnica między ŻOB a ŻZW polegała przede wszystkim na tym, że ŻOB była organizacją antyfaszystowską składającą się w lwiej części z elementu robotniczego, socjalistycznego, podczas gdy ŻZW ograniczał się do sprawy zbrojnej samoobrony, zaś jego podstawową kadrę stanowiła młodzież mieszczańska, b. oficerowie i podoficerowie WP oraz członkowie prawicowej organizacji Betar”.

Żydowski Związek Wojskowy był organizacją stricte wojskową o dużo większym stażu, doświadczeniu konspiracyjnym i lepszym uzbrojeniu niż ŻOB. To tunelami wykopanymi przez ŻZW, dzięki którym utrzymywano kontakty i zaopatrzenie ze stroną aryjską, do getta warszawskiego przeszedł w 1942 roku Jan Karski. ŻOB nie posiadał żadnych własnych tuneli, ale korzystał z tych wykopanych przez ŻZW (przechodził nimi m.in. Symcha Rotem „Kazik”). To właśnie bojowcy ŻZW stoczyli podczas powstania w getcie największą i najcięższą bitwę z Niemcami 27 kwietnia 1943 roku na placu Muranowskim, w której odnieśli dotkliwe straty (zginęli prawie wszyscy oficerowie ŻZW oraz wielu bojowców).

To także bojowcy ŻZW na początku powstania wywiesili słynne dwie flagi (polską biało-czerwoną i żydowską biało-niebieską) na dachu kamienicy przy ul. Muranowskiej 2, które widziało wielu warszawiaków z aryjskiej strony, a o których generał Jürgen Stroop, odpowiedzialny za zrównanie getta z ziemią, mówił w „Rozmowach z katem” Kazimierza Moczarskiego: „Sprawa flag miała doniosłe znaczenie polityczne i moralne. Przypominała setkom tysięcy ludzi o sprawie polskiej, inspirowała ich i podniecała. Integrowała ludność Generalnej Guberni – a szczególnie Żydów i Polaków. Sztandary i kolory narodowe są takim samym instrumentem walki, jak szybkostrzelne działo, jak tysiąc dział”.

ŻZW powstał już pod koniec 1939 roku z inicjatywy oficerów Wojska Polskiego pochodzenia żydowskiego, którzy uniknęli aresztowania czy wywózki, zaś ŻOB powstał zaledwie na kilka miesięcy przed kwietniowym powstaniem 1943 roku. ŻZW miało silne powiązania z polskim podziemiem, było też przez Polaków uzbrajane, w przeciwieństwie do ŻOB-u, którego Polacy nie traktowali jako profesjonalnej organizacji wojskowej, i obawiali się, iż broń im przekazana będzie zmarnowana. Generał Rowecki na początku stycznia 1943 roku w telegramie do Londynu raportował o broni dla ŻOB-u: „Żydzi poniewczasie z różnych grupek komunistycznych zgłaszają się do nas po broń (…) Tytułem próby wydałem kilka pistoletów. Nie mam pewności czy w ogóle tę broń użyją. Więcej broni nie dam”. Dowództwo ŻZW (byli oficerowie polskiego wojska) od początku deklarowało lojalność wobec władz polskich, co miało im zapewnić nie tylko dostawy broni oraz instruktorów, ale i włączenie w struktury polskiego ruchu konspiracyjnego.

ŻZW otrzymał od 1939 roku ponad 1000 granatów, 300 pistoletów, kilkadziesiąt sztuk broni maszynowej, w styczniu 1943 roku związek miał blisko 400 członków, a w przededniu samego powstania 500. ŻOB, istniejący ledwie kilka miesięcy, osiągnął podobny stan liczebny (500 bojowców w kwietniu 1943 roku, choć Edelman twierdzi że było ich około 200). ŻOB w porównaniu do ŻZW posiadał niewielką ilość broni (600 granatów, 90 pistoletów, niewielka kilka sztuk broni maszynowej, własnoręcznie wykonane butelki samozapalające). Jak pisze ocalony z getta warszawskiego Marian Apfelbaum (syn jednego z dowódców ŻZW): „Z przyczyn naturalnych AK miała bliższe powiązania z oficerami ŻZW, swoimi byłymi towarzyszami walki i oporu, bliskimi jej kulturowo – niż ze świeżej daty członkami podziemia z ŻOB, często marksistami, i to – bez wyjątku – otwarcie lewicowymi, których podejrzewano w dodatku zarówno o brak środków, jak i chęć do walki”.

Między ŻZW a ŻOB oczywiście trwały rokowania co do wspólnej współpracy, jednak nigdy nie doszło porozumienia – ŻOB zarzucał swoim oponentom kontakty po aryjskiej stronie z polskimi nacjonalistami, nie godził się na przyjęcie ŻZW jako całej grupy, każdego bojownika chciano przyjmować indywidualnie. Dawid Wdowiński z dowództwa ŻZW wspominał: „wydawało się oczywiste, że jeśli walka ma być skuteczna, na czele wspólnej organizacji musi stanąć człowiek o najlepszych, z wojskowego punktu widzenia, kwalifikacjach. Tamta grupa upierała się, żeby był to działacz polityczny i, oczywiście, człowiek z ich szeregów”. Także Kałmen Mendelson, ze ścisłego sztabu ŻZW, braku porozumienia między obiema organizacjami upatrywał również w wygórowanych żądaniach drugiej strony: „ŻOB postawiła niczym nie usprawiedliwione żądanie podporządkowania się jej ŻZW. My nie mogliśmy się na to zgodzić przez szacunek dla uprzedniej 3-letniej samotnej pracy dla getta, ponadto ŻZW był dobrze przeszkolony i dobrze uzbrojony, podczas gdy ŻOB nie
miała oficerów, broni i przeszkolenia, o które starała się w AK”.

O tym, że współpraca jest możliwa między politycznymi oponentami wśród organizacji żydowskich zaświadcza choćby porozumienie z getta w Wilnie, gdzie w styczniu 1942 roku powstała w konspiracji Zjednoczona Organizacja Partyzancka (Farajnikte Partizaner Organizacje) – organizacje, które przed wojną toczyły tam ze sobą silne spory, w obliczu wspólnego zagrożenia potrafiły się zjednoczyć. Takiej zgody nie osiągnięto niestety w getcie warszawskim. Przywoływany na samym początku Witold Bereś powiedział: „Żydzi w getcie byli skłóceni do samego końca. A przecież można było zrobić znacznie więcej, gdyby partie myślały bardziej o całym narodzie, niż tylko o swoich sympatykach”.

Według najnowszych badań Dariusza Libionka i Laurenca Weinbauma z Centrum Badań nad Zagładą Żydów (zawartych w książce „Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego”) wiele powojennych relacji i wspomnień dotyczących ŻZW należy traktować jednak z dużą ostrożnością. W kontrze do przewagi ŻOB-u w powstańczej historiografii miały pojawiać się rewelacje starające się za wszelką cenę uwypuklić rolę ŻZW. Dwaj historycy ostrożnie podchodzą zarówno do czasu powstania ŻZW, jego liczebności (wg nich miał liczyć ok. 260 bojowników), uzbrojenia jak i kontaktów z polskim podziemiem (ten ostatni wątek był szczególnie chętnie propagowany, ponieważ miał świadczyć o polsko-żydowskim braterstwie w walce z hitlerowcami). Niewątpliwie w tym wypadku historię pisali, ci co ocaleli: „W wielu popularnych dziełach historycznych i literackich, co przeniknęło do świadomości społecznej, Żydowska Organizacja Bojowa (ŻOB) była synonimem całego podziemia. Wrażenie takie odnosi się nie tylko po najbardziej
pobieżnej lekturze literatury Szoa. Ogólnie ujmując, rolę podziemia syjonistycznego – Żydowskiego Związku Wojskowego (ŻZW; nazwa hebrajska Irgun Cwai Jehudi) – często z takich czy innych względów pomijano lub w najlepszym razie marginalizowano. Ale nawet wówczas, gdy ŻZW pojawia się w dyskursie naukowym albo w debacie publicznej, zazwyczaj mamy do czynienia z błędnymi lub daleko niepełnymi informacjami. (…) Upolitycznienie historii jest niewątpliwie faktem”.

Przy tych licznych kontrowersjach związanych z historią ŻZW (jak i ŻOB-u) warto pamiętać, że ta specyficzna walka o pamięć nie ma dziś na celu dyskredytowania żadnej ze stron. A co najważniejsze – jak napisał to Mosze Arensa – „uznanie roli ŻZW w powstaniu w żaden sposób nie umniejsza bohaterskiej walki bojowników ŻOB-u”.

Specjalnie dla WP.PL Marta Tychmanowicz

Źródła: Marian Apfelbaum „Dwa sztandary. Rzecz o powstaniu w getcie warszawskim” (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003), Mosze Arens „Flagi nad gettem. Rzecz o powstaniu w getcie warszawskim” (Austeria, Kraków, 2011), Anka Grupińska „Ciągle po kole. Rozmowy z żołnierzami getta warszawskiego” (Warszawa 2000, 2013), Dariusz Libionka i Laurence Weinbaum „Bohaterowie, hochsztaplerzy, opisywacze. Wokół Żydowskiego Związku Wojskowego” (Warszawa 2011)

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (113)