PolskaMarta Tychmanowicz: wyzwolenie Warszawy czy kolejna okupacja?

Marta Tychmanowicz: wyzwolenie Warszawy czy kolejna okupacja?

Marta Tychmanowicz: wyzwolenie Warszawy czy kolejna okupacja?
Źródło zdjęć: © PAP
17.01.2013 08:45, aktualizacja: 17.01.2013 09:30

17 stycznia przez cały okres PRL-u świętowano jako "dzień wyzwolenia Warszawy", tymczasem była to zamiana okupacji niemieckiej na sowiecką. Terror stalinowski zastąpił terror hitlerowski. Nie można też chyba mówić o wyzwoleniu, skoro Niemcy Warszawy wcale nie bronili, a stolica była niemal bezludnym morzem ruin.

Natarcie rozpoczęło się rankiem 17 stycznia 1945 roku. Wojsko polskie nie napotkało większego oporu – doszło raptem do kilku potyczek z cofającymi się Niemcami, m.in. w okolicach Dworca Głównego, Cytadeli, Lasku Bielańskiego. Nikt nie spodziewał się, że Niemcy opuszczą miasto niemal bez walki i to pomimo rozkazów Hitlera nakazującego utrzymanie zajętych pozycji za wszelką cenę.

Około godziny 14 gen. Stanisław Popławski, dowódca 1 Armii WP (wchodzącej w skład 1 Frontu Białoruskiego), na podstawie spływających meldunków uznał, że opór Niemców został przełamany, a godzinę później nadał radiowy meldunek o zdobyciu Warszawy do dowódcy 1 Frontu Białoruskiego gen. Żukowa oraz do prezydenta Krajowej Rady Narodowej Bolesława Bieruta. Straty polskie były stosunkowo niewielkie – poległo lub zaginęło ok. 250 żołnierzy. Jednak pomimo błyskawicznego i niespodziewanego "zwycięstwa" żołnierze nie mieli powodów do radości – wkroczyli do miasta, które było morzem ruin. Warszawa nazywana niegdyś "Paryżem północy" w styczniu 1945 roku w 80-85% nie istniała.

Operacja warszawska była jednym z pierwszych etapów wielkiej, przygotowywanej przez wiele miesięcy, ofensywy wojsk radzieckich (rozpoczętej 12.01.1945) skierowanej na zdobycie Berlina. Przy wsparciu wojsk radzieckich Warszawę zdobyć miała 1 Armia Wojska Polskiego, licząca wówczas blisko 90 tysięcy żołnierzy. Dowództwo spodziewało się krwawych i zaciętych walk, szacowano że samo tylko zdobycie stolicy może potrwać około dwóch tygodni, tymczasem trwało raptem kilka godzin.

Do Warszawy od pierwszych dni po "wyzwoleniu", pomimo wojskowych zakazów (miasto było zaminowane przez wycofujących się Niemców, wszędzie można było znaleźć martwe ciała), zaczęli wracać mieszkańcy. I choć brakowało dosłownie wszystkiego – żywności, opału, lekarstw, miejsc do zamieszkania – to w ciągu tylko dwóch ostatnich tygodni stycznia 1945 roku przybyło blisko 12 tys. ludności, w lutym – około 60-70 tys., w marcu – ok. 75-80 tys. Reporter "Życia Warszawy" pisał wówczas o Krakowskim Przedmieściu: "Jezdnią, wąskim paskiem wydobytym spod gruzów, płynęły tłumy. Na plecach mieli plecaki, wory, kosze, w rękach pielgrzymie kije. Szli z daleka. Ze wschodu i z zachodu, z północy i z południa. Wracali do swojego miasta. Ale miasta już nie było. (...) To wszystko sprawiało wrażenie niesamowitego pogrzebu: nieoglądanego w historii pogrzebu miasta. Tylko dzwony nie biły. Cisza zaległa ruiny miasta".

Warszawa była wówczas tylko "abstrakcyjnym pojęciem". Janina Broniewska, pierwsza żona Władysława Broniewskiego, która była korespondentem wojennym przy 1 Armii WP zapisała: "Jadę wzdłuż do cna wypalonych domów. Piękna. Wilcza. U wylotu bocznic zwały gruzów na parę metrów. Dalej perspektywy ruin, ruin, ruin. (...) Tu jest cmentarzysko. Tu jest śmierć. To nie Marszałkowska, Wspólna, Nowogrodzka. To jest najstraszniejszy sen. Słowa są wytarte, słowa są nieprzydatne.

19 stycznia 1945 roku w Alejach Jerozolimskich odbyła się pierwsza defilada wojskowa w "wyzwolonej" stolicy. Prowizoryczną trybunę ustawiono vis-a-vis hotelu Polonia, specjalnie wytypowane oddziały z 1 Armii WP maszerowały do dźwięków "Warszawianki" przed przedstawicielami nowych władz, na trybunie widać było m.in.: Bolesława Bieruta, Władysława Gomułkę, generała Michała Rola-Żymierskiego, pułkownika Mariana Spychalskiego oraz marszałka zwycięskich wojsk radzieckich Gieorgija Żukowa. W wydanych w roku 1998 wspomnieniach pt. "Przymknięte oko opaczności. Memuarów część II" Jeremi Przybora gorzko zapamiętał tamte chwile: "Upiorne wyzwolenie trupa miasta i upiorna defilada na jego cmentarzysku, to defilada zwycięskich oddziałów maszerujących między dwoma milczącymi szpalerami widm. Wyległy one, niczym niema publiczność, na trybuny zwalisk i ruin, wzdłuż trasy przemarszu żołnierzy warszawskiej operacji. Widma chłopców i dziewcząt z AK, wmieszane w tłumy mieszkańców, którzy byli wraz z bojownikami Warszawy jej
obliczem i duszą, uśmiechem, rozpaczą i strachem. Parada wyzwolicieli, którzy już nikogo nie wyzwolili".

Gorycz "wyzwolonych" była głęboko uzasadniona – wraz z polskim wojskiem do Polski i do Warszawy wkraczali żołnierze radzieccy oraz specjalne oddziały NKWD, których celem było wyłapanie wśród napływającej ludności wszystkich członków Armii Krajowej, a w szczególności dowództwa, oraz przedstawicieli działających dotychczas w podziemiu przedwojennych partii politycznych. Nadchodziły nowe czasy dla mieszkańców nowej Polski – jawny terror hitlerowski wymierzony we wszystkich Polaków został zastąpiony przez terror stalinowski skierowany przeciwko politycznym oponentom komunistów.

Nowe władze komunistyczne już od pierwszych dni swoich rządów w Warszawie mitologizowały datę 17 stycznia, tak by urosła ona do rangi symbolu wyzwolenia nie tylko stolicy, ale i Polski, dzięki ofiarności i pomocy żołnierzy radzieckich. Jeszcze 18 listopada 1945 roku na warszawskiej Pradze odsłonięto pomnik Braterstwa Broni (potocznie nazywany "Pomnikiem Czterech Śpiących"), który notabene był pierwszym nowym pomnikiem w powojennej stolicy (na cokole napisano po polsku i rosyjsku: „Chwała bohaterom Armii Radzieckiej, towarzyszom broni, którzy oddali swe życie za wolność i niepodległość narodu polskiego. Pomnik ten wznieśli mieszkańcy Warszawy 1945"). 9 czerwca 1945 roku władze radzieckie ustanowiły medal "Za wyzwolenie Warszawy" dla każdego uczestnika operacji warszawskiej – dostało go ponad 700 tysięcy osób (głównie żołnierze Armii Radzieckiej, członkowie NKWD, ale i żołnierze I Armii WP).

Dr Andrzej Zawistowski z Biura Edukacji IPN w wypowiedzi dla Polskiego Radia celnie zauważył, że "mówienie o wyzwoleniu Warszawy w dniu 17 stycznia 1945 roku to konserwowanie komunistycznego języka narracji historycznej". Radzi też, by nie zapominać o szczególnym charakterze tej daty i by zamiast świętowania "wyzwolenia" Warszawy po prostu "oddawać wówczas cześć pamięci wszystkich warszawskich – wojskowych i cywilnych ofiar II wojny światowej".

Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (262)
Zobacz także