Mariusz Błaszczak: Korci mnie pójść na Żyletę. Trybuny dla VIP‑ów mnie nudzą

- Moją pasją oprócz historii - jest piłka nożna. Urodziłem się w Legionowie, więc naturalnym wyborem miłości sportowej była i jest Legia Warszawa. Od czasów liceum chodziłem na mecze Legii wraz z kolegami. Teraz nie mam na to niestety czasu. Nawet kiedyś byłem na meczu wyjazdowym - opowiada Super Expressowi szef MON.

I przytacza historię: - W okresie liceum chodziliśmy z kolegami także na mecze siatkarskiej Legii. Wówczas jej drużyna odnosiła spore sukcesy, tak samo jak sekcja koszykówki. Od zawsze interesowałem się jak w rozgrywkach radzi sobie piłkarska Legia. W późniejszym etapie zainteresowanie Legią przejęli po mnie synowie, którym wykupiłem karnet do sektora rodzinnego i chodziliśmy wspólnie. Dziś chłopaki są starsi, ale wciąż mają książeczki, w których notują wyniki swojej kochanej drużyny, oraz zapisują kto strzelił bramkę. Kibicowanie Legii uczy także patriotyzmu. Dzięki patriotycznym oprawom na meczach Legii, moi synowie zainteresowali się historią Powstania Warszawskiego.

Szef MON ujawnia, że ciągnie go na Żyletę. - Korci mnie szczerze mówiąc. Na pewno doping z Żylety przemawia do mnie bardziej niż trybuny VIP, których nie lubię - mówi.

Błaszczak cieszy się także z transferu Krzysztofa Piątka do AC Milan. - Bardzo się cieszę z tego transferu. mimo, że nie jest to wychowanek Legii, ale każdy sukces sportowy Polaka jest dla mnie ważny. Szczególnie ten dotyczący piłki nożnej. Życzę Piątkowi, aby wszystko mu się ułożyło. AC Milan to może nie to samo co kiedyś, ale nadal jest to silna marka w Europie. Zresztą piątki ostatnio są dla nas szczęśliwe. Oprócz transferu Krzysztofa Piątka, to właśnie w ostatni piątek udało nam się podpisać umowę na nowe śmigłowce dla Wojska Polskiego - mówi szef MON.

Ale nie tylko o sporcie minister rozmawia z tabloidem.

Ławki Niepodległości były w zeszłym roku gorącym i wzbudzającym kontrowersje tematem. Dla jednych za drogie i niefunkcjonalne, dla innych były multimedialnym wsparciem w kultywowaniu tradycji o Polsce - przypomina Super Express. W rozmowie z tabloidem minister Mariusz Błaszczak broni tego pomysłu.

Ministerstwo Obrony Narodowej uzasadniało stawianie w całej Polsce krytykowanych powszechnie za wygląd Ławek Niepodległości "kultywowaniem tradycji orężnych”. Internauci, politycy i komentatorzy kpili z tłumaczeń resortu. Ten śmiech był sporo wart. Bo za niefunkcjonalne Ławki podatnicy zapłacili 4 mln zł.

Ale szefowi MON Ławki się podobają. - To jeden z bardzo wielu programów MON skierowanych po to, aby uczcić 100 lat niepodległości Polski. Zostały zbudowane we współpracy z samorządami, a w komisji zatwierdzającej projekt ławki znaleźli się eksperci np. plastyk. Jeżeli lokalny samorząd wyraził chęć do tego, by wznieść tę konstrukcję, to dawaliśmy zielone światło - mówi w rozmowie z Super Expressem Mariusz Błaszczak.

Tyle że Ławki Niepodległości nie są takie idealne. Po prostu niszczeją. Co na to szef MON?

- Jeśli faktycznie w jakimś mieście jakakolwiek ławka niszczeje, to samorząd powinien się zająć tą kwestią. Trzeba reagować, a MON będzie monitorował tę kwestię. Zależało nam na tym, aby ławka była trwała i użyteczna. Ławki będą propagowały historię poszczególnych regionów naszego kraju - dzięki nim będzie można odsłuchać Marsz Pierwszej Brygady, przemówienia Marszałka Piłsudskiego i inne nagrania. Duży nacisk postawiono na nowoczesność. Co więcej, projekt był ponadpartyjny, bo zgłaszały się samorządy różnych opcji politycznych - wyjaśnia minister obrony.