Marek Jurek: trudno mówić o zdolności Sejmu do prowadzenia polityki
Byłoby dobrze, gdyby w Parlamencie istniała normalna większość parlamentarna. I przez cały styczeń-luty miałem nadzieję, że taka większość będzie działać, dlatego że trzy ugrupowania mają z zapasem ponad 230 głosów poparcia w Parlamencie i teoretycznie na bazie porozumienia trzech ugrupowań, znaczy Prawa i Sprawiedliwości i współpracujących z nimi Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin Sejm mógłby prowadzić, być partnerem rządu w prowadzeniu polityki państwa. Natomiast jeżeli to będzie wyglądało tak jak w okresie kryzysu styczniowego, no to trudno mówić o zdolności Sejmu do prowadzenia polityki. Wówczas ja z żalem będę musiał stwierdzić, że ten zamiar, te nadzieje się nie powiodły - powiedział marszałek Sejmu Marek Jurek w "Sygnałach Dnia".
Sygnały Dnia: Muszę przyznać, że politycy raczej rzadko i niezbyt chętnie przyznają się do błędów, pan to wczoraj zrobił.
Marek Jurek: Myślę, że zawsze należy zastanawiać się z jednej strony nad wynikami swoich działań i nad ich zasadnością. Z tym, że myślę, że było to takie radykalne zinterpretowanie tego, co powiedziałem w porannym wywiadzie w Zetce. Ja powiedziałem tylko, że gdybym dzisiaj jeszcze raz był pytany przez prezydenta o opinię w sprawie rozwiązania Sejmu, to bym się dobrze drugi raz zastanowił, dlatego że nie tak sobie wyobrażałem realizację umowy stabilizacyjnej, nie tak sobie wyobrażałem większość parlamentarną, jak – szczególnie w ostatnim tygodniu – pokazali to politycy partii współpracujących z Prawem i Sprawiedliwością, dlatego że te zapowiedzi nieustanne przejścia do „miękkiej” opozycji, jakieś porównywanie rządu Prawa i Sprawiedliwości do rządu AWS-u przez pana Giertycha, wypowiedzi zupełnie niepotrzebne, niczemu nie służące. Zresztą – co najgorsze – nie zawierające żadnej realnej treści, bo kiedy pan Giertych spotkał się z premierem, to – jak się okazało – nie powtarzał mu tych rzeczy, które mówił w
mediach, tylko rozmowa miała charakter rzeczowy i konstruktywny. Wyszedł i znowu atakował. Nie wiadomo, czemu to służy i najwyższa pora, żeby to wyjaśnić.
Wtedy mówił pan, a właściwie nie wtedy, tylko dzień po, 15 lutego, tu, w tym studiu mówił pan, że wcześniejsze wybory to byłaby pewnie jakaś szansa, ale daleka od pewności, pewności sukcesu Prawa i Sprawiedliwości, dlatego je pan wówczas odradzał.
- Tak.
Teraz pan zdanie zmienił.
- Tak, mówiłem prezydentowi, że wprawdzie większość w Parlamencie jest chwiejna, ale warto spróbować, dlatego że wynik wyborów jest zawsze niepewny, nie wiadomo, czy wyłoniłaby się większość. Ale w tej chwili widać po poprzednim tygodniu, że właściwie jeżeli współpraca z Ligą Polskich Rodzin tak wyglądaRoman Giertych wyznaczył pewien standard, w który zaczęła wciągać się Samoobrona. Jeżeli miałaby wyglądać tak jak w ostatnich dniach, no to z całą pewnością można powiedzieć, że ta próba współpracy byłaby nieudana, dlatego że trudno współpracować w atmosferze nieustannych ataków. Ja to mówię, myślę, że z całkowitym obiektywizmem, dlatego że przez wiele tygodni sam byłem obiektem ataków pana Giertycha. Zawsze wtedy mówiłem, że widać potrzebny jest jakiś piorunochron rządowi i ja tym piorunochronem będę. Ale w momencie, kiedy te ataki się rozszerzają, kiedy dotyczą bezpośrednio rządu, podważania zaufania do rządu, no to należy zapytać, czy to jest współpraca, czy nie jest.
Do Romana Giertycha, skoro pan o nim wspomina, panie marszałku, nadszedł list od członków Ligi Polskich Rodzin, list zaczynający się od słów: "Zwracamy się o zaprzestanie popierania rządu Kazimierza Marcinkiewicza i jak najszybsze wypowiedzenie układu zawartego z Prawem i Sprawiedliwością".
- Myślę, że powinien się zdecydować w takim razie – albo słucha tych członków swojej partii, którzy nie zgadzają się i często o tym mówią w rozmowach, na ten styl agresji, zaczepek, destabilizacji zamiast stabilizacji, albo ich warto posłuchać, albo tych korespondentów, którzy zachęcają do jasnego powiedzenia, postawienia kropki nad i. Zresztą ja myślę, że gdyby te ugrupowania, szczególnie gdyby pan Roman Giertych zmusił Prawo i Sprawiedliwość do złożenia wniosku o rozwiązanie Parlamentu, no to miałby możliwość spełnić życzenia swoich korespondentów, swoich kolegów, którzy go zachęcają do takich działań i zagłosować za skróceniem kadencji.
Tyle tylko, że teraz mamy inną sytuację, panie marszałku, prawną, bo wtedy, ten niecały miesiąc temu była to kwestia decyzji prezydenta, była to decyzja związana z ustawą budżetową. Teraz prezydent już takich możliwości nie ma. Teraz to już Sejm musi sobie sam ze sobą poradzić.
- Artykuł 98 Konstytucji przewiduje, że jeżeli dwie trzecie ustawowej liczby posłów, a więc co najmniej 307 posłów poprze wniosek o skrócenie kadencji, no to prezydent wtedy w następstwie takiej uchwały Sejmu kadencję Sejmu skraca i w ciągu 45 dni muszą się odbyć wybory. Więc taka możliwość istnieje. Biorąc pod uwagę, jeżeli Prawo i Sprawiedliwość, a więc największa partia w Sejmie, zgadzałaby się tu z partiami otwarcie deklarującymi, że chcą być opozycją parlamentarną, a więc dążyć do zmiany sytuacji w Parlamencie, do zmiany demokratycznej, to powodzenie takiego wniosku byłoby oczywiste.
Czyli pan uważa, że jeśli jest się w opozycji i pojawia się wniosek o samorozwiązanie Sejmu, to opozycja powinna za tym wnioskiem głosować.
- To wynika z natury opozycji.
Ale Liga twierdzi, że dziś na wybory jest trochę za wcześnie.
- No więc to myślę, że to będzie również test, gdyby do tego musiało dojść, to byłby to test dla opozycji, czy jest opozycją, czy cieniem opozycji. Do tej pory słyszałem, że Platforma i Jan Rokita chciał sformułować gabinet cieni rządu, to są cienie rządu, ale gorzej, gdyby się okazało, że mamy do czynienia z cieniem opozycji.
Czy to spotkanie Jarosława Kaczyńskiego z Andrzejem Lepperem i Romanem Giertychem zapowiadane na dziś, być może na jutro, może przynieść jakieś efekty?
- Mam nadzieję, ja bym chciał, żeby przyniosło, dlatego że to wszystko, co mówię, mówię z żalem, bo byłoby dobrze, gdyby w Parlamencie istniała normalna większość parlamentarna. I przez cały styczeń-luty miałem nadzieję, że taka większość będzie działać, dlatego że trzy ugrupowania mają z zapasem ponad 230 głosów poparcia w Parlamencie i teoretycznie na bazie porozumienia trzech ugrupowań, znaczy Prawa i Sprawiedliwości i współpracujących z nimi Samoobrony i Ligi Polskich Rodzin Sejm mógłby prowadzić, być partnerem rządu w prowadzeniu polityki państwa. Natomiast jeżeli to będzie wyglądało tak jak w okresie kryzysu styczniowego, no to trudno mówić o zdolności Sejmu do prowadzenia polityki. Wówczas ja z żalem będę musiał stwierdzić, że ten zamiar, te nadzieje się nie powiodły.