Marek Borowski: nie ułatwię kadydatom prawicy wygrania wyborów
Ja od razu zadeklarowałem na ostatniej konwencji Socjaldemokracji Polskiej, Unii Pracy i Zielonych 2004, że starając się pozyskać wyborców, przedstawiając nasz program, jednocześnie nie zrobię niczego, co ułatwiłoby kandydatom prawicy wygranie tych wyborów - powiedział Marek Borowski, kandydat na prezydenta, w "Sygnałach Dnia".
12.07.2005 09:38
Sygnały Dnia: Naszym gościem jest Marek Borowski, poseł Socjaldemokracji, kandydat na prezydenta. Dzień dobry, panie pośle.
Marek Borowski: Dzień dobry pani, dzień dobry państwu.
Sygnały Dnia: Panie pośle, pan jest kandydatem lewicy na prezydenta?
Marek Borowski: Jestem kandydatem lewicy, tak.
Sygnały Dnia: A Włodzimierz Cimoszewicz?
Marek Borowski: Włodzimierz Cimoszewicz moim zdaniem jest także kandydatem lewicy, aczkolwiek on siebie prezentuje troszkę inaczej – jako kandydata ponadpartyjnego, ale to są moim zdaniem pewne etykiety, w końcu chodzi o to, jaki się ma zestaw poglądów. I wydaje mi się, że i w moim przypadku, i w przypadku Włodzimierza Cimoszewicza mamy do czynienia z kandydatami lewicowymi.
Sygnały Dnia: To w takim razie po co dwóch kandydatów lewicowych startuje do urzędu prezydenckiego?
Marek Borowski: No bo takie są prawa demokracji. Nie ma powodu, żeby monopolizować jakąkolwiek stronę sceny politycznej. My zresztą z Włodzimierzem Cimoszewiczem – aczkolwiek mamy trochę wspólnego, zwłaszcza jeśli chodzi o sposób traktowania polityki jako misji, jako służby publicznej przede wszystkim, i parę razy, jak się wydaje, udało się to i jemu, i mnie zademonstrować – to jednak nie jesteśmy braćmi bliźniakami (już mamy jednych bliźniaków na scenie politycznej i wystarczy), żaden z nas chyba nie jest także klonem drugiego i są pewne różnice między nami zarówno co do osobowości, jak i co do pewnej drogi życiowej, i dzisiaj także, jak sądzę, pewnej koncepcji prezydentury.
Sygnały Dnia: Czy nie uważa pan, że im więcej kandydatów lewicowych, tym mniejsze szanse, by kandydat lewicowy wygrał wybory? Tak samo zresztą jak z kandydatami prawicowymi – im więcej, tym mniejsze szanse.
Marek Borowski: Nie, nie uważam, żeby tak było, dlatego że wszystko zależy do tego, co się będzie działo 9 października, czyli w pierwszej turze wyborów. Dopiero wtedy będzie można powiedzieć o tym, czy czyjeś szanse są zmniejszane, czy też nie, w zależności od tego, ilu kandydatów wystartuje – to po pierwsze.
Po drugie – jest ważne, kto popiera właściwie poszczególnych kandydatów i czy to poparcie automatycznie przenosi się na drugiego kandydata wtedy, kiedy jeden zrezygnuje. Wydaje mi się, że odpowiedź na to pytanie jeszcze jest przed nami. Ja w każdym razie od razu powiem, że zadeklarowałem to na ostatniej konwencji Socjaldemokracji Polskiej, Unii Pracy i Zielonych 2004, że starając się pozyskać wyborców, przedstawiając nasz program, jednocześnie nie zrobię niczego, co ułatwiłoby kandydatom prawicy wygranie tych wyborów.
Sygnały Dnia: Co to znaczy, że pan nie zrobi niczego? Czyli pan jest gotów jeszcze przed wyborami do pierwszej tury zrezygnować na korzyść Włodzimierza Cimoszewicza?
Marek Borowski: Nie, nie wypowiadam się, co się może konkretnie stać, bo to zależy od sytuacji. Mogę powiedzieć na przykład, że gdyby się okazało z badań opinii publicznej (a przeprowadzamy takie badania i także w stosunku do mojego elektoratu), że mój elektorat nie jest gotów głosować na Włodzimierza Cimoszewicza, trzyma się mnie właśnie dlatego, że nie jest gotów głosować na Włodzimierza Cimoszewicza, to wtedy na przykład moje wycofanie się, niestartowanie w pierwszej turze nie spowodowałoby przyrostu głosów dla Cimoszewicza, a mogłoby spowodować przyrost głosów dla innego kandydata. Tak że tu mogą być różne warianty, ale cel jest taki jak określiłem. Przeczytaj całą rozmowę