Marciniak: w konflikcie wokół TK przegrali wszyscy uczestnicy sporu
Konflikt wokół TK podważył zaufanie społeczne do wszystkich jego uczestników: PO, PiS, prezydenta, a także samego Trybunału, który po raz pierwszy w swej historii został uwikłany w tak mocny spór partyjny - ocenia politolog dr hab. Ewa Marciniak z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego.
W ocenie Marciniak zamieszanie, które w ostatnim czasie wybuchło wokół Trybunału Konstytucyjnego, ma trzy wymiary: prawny, aksjonormatywny i polityczno-społeczny. Wszystkie one, jak podkreśliła, skutkują obniżeniem zaufania społecznego do rządzących i Trybunału Konstytucyjnego oraz wywołują u obserwatorów życia politycznego wrażenie chaosu.
Pierwszy wymiar sporu w ocenie Marciniak polega na toczeniu prawnych sporów, w których jedni prawnicy mówią, że określone działania są legalne, a inni to samo oceniają odmiennie.
- Ten spór ma też charakter aksjonormatywny, bo dyskutujemy, czyje działania są słuszne i jakie wartości jaka partia realizuje - powiedziała PAP Marciniak. Mówiąc o polityczno-społecznym wymiarze stwierdziła, że bije on bezpośrednio w wolną dotąd od bieżących awantur politycznych instytucję, jaką jest Trybunał Konstytucyjny.
- Ten poziom sporu wydaje mi się tak samo istotny, jak poziom prawny i aksjonormatywny. W nim chodzi o to, że Trybunał Konstytucyjny został przez dwie partie polityczne uwikłany w spór polityczny, do tego ten spór jest bardzo brzydki. Trybunał jako jedna z ważniejszych instytucji państwa demokratycznego nie powinien być w taki spór angażowany, przez to, co się stało ranga Trybunału została zdeprecjonowana - powiedziała politolog.
Marciniak podkreśliła, że Polacy są przyzwyczajeni do sporów, nawet brzydkich, między partiami. Dotąd jednak, w jej ocenie, Trybunał zawsze znajdował się poza zasięgiem takich awantur.
"Zagubienie obserwatorów"
Trzy poziomy sporu wokół Trybunału Konstytucyjnego w ocenie dr hab. Ewy Marciniak powodują zagubienie i zamieszanie wśród obserwatorów życia politycznego. - My, publiczność, która to ogląda, jesteśmy pogubieni w tym chaosie. W tej sytuacji wyjściem jest sprowadzanie wszystkiego do prostych haseł i sloganów: kto ratuje demokrację? kto demokrację znieważa? To jest upraszczanie sytuacji, szukanie łatwych wyjaśnień, a one są albo stereotypowe, albo związane z naszymi sympatiami partyjnymi - powiedziała Marciniak. Dodała, że także postawa prezydenta nie ułatwia ludziom oceny bieżących działań.
- Prezydent Andrzej Duda zapowiadał zgodę, wspólnotę, działanie w interesie wszystkich sił politycznych. Zresztą rolą prezydenta jest bycie ponad bieżącym sporem politycznym, a tu wydaje się, że prezydent w tym sporze się nie odnalazł - oceniła politolog.
Zdaniem Marciniak takiej sytuacji można było uniknąć, gdyby politycy próbowali w tej sprawie znaleźć konsensus, np. organizując "mały okrągły stół wokół Trybunału".
"Tracą wszyscy"
Uwikłanie głównych sił politycznych w spór wokół Trybunału Konstytucyjnego w ocenie dr hab. Ewy Marciniak sprawi, że na tym sporze stracą wszyscy, tj. Platforma Obywatelska, Prawo i Sprawiedliwość, prezydent oraz sam Trybunał. - W stosunku do wszystkich tych podmiotów możemy chyba mówić o obniżeniu zaufania społecznego i poparcia. W przypadku prezydenta zapewne będzie się to też wiązało z oceną wizerunkową, bo taka sytuacja antagonizuje opinię publiczną - powiedziała politolog.
Marciniak przyznała, że w obecnym sporze trudno wskazać wygranych. - Może to być Paweł Kukiz, który może tę sytuację uznać za argument do zmiany konstytucji, być może zyska Nowoczesna. Ale to będzie marne zwycięstwo odniesione na gruncie tak obniżającego zaufanie do instytucji publicznych konfliktu. To nie sztuka być zwycięzcą w takiej chwili - podkreśliła Marciniak.
Pytana o dalsze działanie prezydenta po decyzji Trybunału, powiedziała, że jej zdaniem "wszystkie scenariusze są teraz możliwe".
Marciniak dodała, że jako obywatelce jest jej smutno. - Nawet jeśli PiS ma dobre intencje, bo posługuje się retoryką, że porządkuje to, co zaczęła psuć Platforma, to środki, którymi się posługuje, są środkami mocno kontrowersyjnymi, a metody działania rządzących są co najmniej kontrowersyjne - powiedziała politolog.