Marcin Wolski: Dookoła Włodka. Co zrobić, by nie zmarnować nagrody Wisławy Szymborskiej?
Ruch Palikotnych poniósł spektakularną porażkę w wojnie z krzyżem. Pewnie nie zaprzestanie – będą kolejne instancje sądowe. Strasburg, no i wielki finał na Sądzie Ostatecznym - pisze Marcin Wolski w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Jednak nie rozgrywka mnie interesuje, tylko motywy. Dlaczego właściwie ludzie pokroju Janusza P. walczą z krzyżem, a przy okazji z Bogiem? Rozumiem, że dla kibica Legii Warszawa emblemat ŁKS-u czy Wisły może być powodem do agresji, ale dla nie-kibica, to kawałek materiału. Jak ktoś nie wierzy w Boga, to dlaczego tak z nim walczy? Są dwie możliwości - albo nie ma żadnego innego sposobu, żeby zaistnieć, a może faktycznie ma coś do rzeczy osobnik z rogami i kopytkami, który inspiruje "antykrzyżaków"? W każdym razie również w Europie tendencja ta została przyhamowana i można nawet tu i ówdzie nosić krzyżyki na szyi.
Cóż, są w naszym świecie rzeczy widzialne i niewidzialne.
Do tych drugich należy nagroda literacka imienia niejakiego Włodka, ustanowiona w testamencie przez Wisławę Szymborską (myloną zresztą przez lud nagminnie z Michaliną Wisłocką). Czemu noblistka to zrobiła? Jedni twierdza, że chciała coś zrobić dla faceta od którego odeszła, w dodatku nie mając pojęcia, że znany literat swoje najcelniejsze teksty kieruje nie do "Życia Literackiego" czy nawet "Trybuny Ludu", ale wprost do Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Wersja druga głosi, że poetka znała Włodka aż za dobrze i w przypływie czarnego humoru postanowiła wykręcić numer potomności.
Tak czy owak jest problem. Jest kasa na nagrodę, a nie wypada jej przyznawać, choć nie wątpię, że wielu by ją przyjęło, pod warunkiem żeby nie była to Nagroda Młodych tylko nagroda dla Starych. Żyje jeszcze całkiem sporo kolegów po fachu pana Włodka, Tajnych jak on Współpracowników, a nierzadko bardziej od niego uzdolnionych.
Więc co z tym fantem zrobić? Krytykanci nie odpuszczą, nagroda się zmarnuje... Ale gdyby tak uznać, że noblistce pomyliło się nazwisko z imieniem – jest przecież paru Włodków godnych przyświecać nagrodzie.
Włodzimierz Tetmajer – wprawdzie malarz, ale zasłużony jako gospodarz "Wesela" mógłby patronować poezji biesiadnej i chodnikowej, która obecnie nie jest nijak wyróżniana. Albo Włodzimierz Sokorski, mityczny prezes Radiokomitetu i doskonały piewca własnych wyczynów seksualnych – w grze półsłówek "Wujek Chłodek" - czyż nie byłby doskonałym patronem nagrody dla poetów uprawiających poezję erotyczną i pornograficzną, która tak bujnie, choć anonimowo, pleni się po miejskich toaletach i niektórych periodykach prasowych.
No i jest jeszcze Włodek, który mógłby nagrodzie nadać wymiar międzynarodowy – Włodek Ulianow pseudo artystyczne "Lenin" – zasłużony publicysta i natchniony happener, autor wybitnej instalacji pod patetycznym tytułem "Imperium Zła" – wiecznie żywy, mimo konieczności wymiany w mauzoleum już piątej kukły.
Czyż to nie jego gorejący duch stał u zarania pierwszych tomików przyszłej noblistki, czyż to nie o nim gwarzyli sobie na plantach zakochani twórcy, prowadząc grę wstępną prawymi dłońmi, a w lewych niezłomnie dzierżąc legitymacje?
Można by więc przyznawać "włodki" złote, srebrne i brązowe w kategoriach proza, poezja, teatr, publicystyka.
I kasa zostałaby wydana i intencje fundatorki uszanowane.
A krytyka. Kto odważyłby się klapnąć dziobem na tego Włodka. Tym bardziej, że poczta pantoflowa przekazałoby, że de facto patronem nagrody jest Włodek II. "Wielikij drug polskowo naroda" ponadto poezji, sportów ekstremalnych, nurkowania, walk wschodu i lotów z żurawiami.
Marcin Wolski dla Wirtualnej Polski