PublicystykaMarcin Makowski: Opozycja, która krzyczała "wilk". I nikt jej nie słuchał

Marcin Makowski: Opozycja, która krzyczała "wilk". I nikt jej nie słuchał

Łańcuch świeczek wokół Sądu Najwyższego, (kolejny) koniec demokracji i państwa prawa, zamach stanu, dyktatura, druga Korea Północna, drugi Donbas, druga Turcja, druga Trzecia Rzesza. Opozycja przez dwa lata rządów PiS zdążyła się już wystrzelać z całego arsenału wielkich kwantyfikatorów, i gdy majstrowanie przy wymiarze sprawiedliwości faktycznie budzi wątpliwości, już nikt PO i Nowoczesnej nie słucha. Jak w antycznej bajce Ezopa o chłopcu, który krzyczał "wilk".

Marcin Makowski: Opozycja, która krzyczała "wilk". I nikt jej nie słuchał
Źródło zdjęć: © PAP
Marcin Makowski

Prawo i Sprawiedliwość w kwestii reformy sądownictwa postawiło na scenariusz atomowy. Skrócenie kadencji sędziów Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądowniczej, ręczne nominacje przez ministra sprawiedliwości, reset kadrowy i znowelizowane zasady awansu oraz ścieżek kariery. W przypadku KRS większość członków ma być wybieranych przez Sejm, a więc władze, które teoretycznie nie powinny się w tak bezpośredni sposób przenikać. I znowu bitwa na argumenty, że przecież w przypadku SN oraz KRS wiele elementów ich funkcjonowania ”reguluje ustawa”, a w ogóle w Niemczech czy USA to politycy mianują na kluczowe stanowiska swoich przedstawicieli, i nikt o końcu świata nie państwa prawa nie mówi.

Jakby tej sytuacji nie oceniać, faktem jest, że Prawo i Sprawiedliwość nie mając mandatu do zmiany konstytucji, w wielu przypadkach za pomocą ustaw stara się wpłynąć na sposób działania organów, które stanowią podstawę ładu konstytucyjnego. Dobrze, czy źle, to oczywiście podlega ocenie, ale niewątpliwie mierzymy się dzisiaj nie tyle z reformą, co rewolucją w wymiarze sprawiedliwości. Większość osób zapewne zgodzi się ze stwierdzeniem, że wymagał on gruntownej zmiany, od upadku komunizmu nie przechodząc praktycznie żadnej fali samooczyszczenia, nie optymalizując swojego działania, konserwując status quo. Wystarczyło zetknąć się z tą zardzewiałą machiną biurokracji, kolesiostwa, środowiskowego klepania się po plecach i traktowania petenta jak zło konieczne, żeby pojąć, że sądownictwo nie jest w stanie - jak baron Münchhausen - samodzielnie wyciągnąć się za kołnierz z bagna. Rządy PO-PSL przez osiem lat nie kiwnęły palcem, aby cokolwiek w tej układance poprzestawiać wiedząc, że wojna z sądownictwem nie może się dla nich dobrze skończyć. PiS tych hamulców nie miał, dlatego poszedł na wojnę, której efekty obserwujemy od początku kadencji Parlamentu. Tyle tylko, że partia Jarosława Kaczyńskiego zamiast gruntownie uleczyć organizm, zaproponowało odwrócenie sił wierząc, że poprzez polityczną kontrolę odnowi jakość funkcjonowania sądownictwa. Tyle, że władze się zmienia, i te same mechanizmy, które dzisiaj służą Zjednoczonej Prawicy, za jakiś czas mogą być użyte przy obsadzeniu innymi ludźmi przeciw niej. To myślenie niezwykle krótkowzroczne ze strony PiS-u, i choćby tylko dlatego, niebezpieczne.

Tyle w kwestiach formalnych. A teraz co z tym alarmującym stanem rzeczy robi opozycja? Zamiast rzetelnie przedstawiać argumenty o potencjalnym naruszeniu ładu konstytucyjnego, porozkładać przedstawione w Sejmie projekty ustaw na czynniki pierwsze, pokazać jak wpłyną one na życie przeciętnego Kowalskiego - nadal pozostaje mentalnie na etapie werbalnej histerii, alarmistycznych hasztagów i apelowania do Unii, aby wysłała do Polski korpus pokojowy ONZ, bo za chwilę z państwa polskiego zostaną tylko trociny. I co, nie ma powodów do niepokoju? Są. Nie ma solidnych argumentów? Znajdą się. Co widzimy w zamian? #ZamachLipcowy, ”Koniec demokracji” (to przez te dwa lata nie zdążyła się skończyć przez 10 razy?) i teksty polityków PO w stylu ”Witamy w Korei Północnej”, czy ”PiS uszykował drugi Donbas”. Tworzy się listy hańby, w jaskrawych kolorach od których bolą oczy wypisując nazwiska i pokazując zdjęcia posłów, którzy głosowali za ”zamachem stanu”. Właśnie takiego sformowania zupełnie świadomie użył opisując sytuację w kraju Grzegorz Schetyna. Jego partyjni kolegi stwierdzili natomiast, że w praktyce niewiele różnimy się już od trzymanej pod butem dyktatora Turcji.

I co? Jaki efekt? Jak w antycznej bajce Ezopa o chłopcu, który krzyczał ”wilk”. Ów chłopiec wypasał owce, a ponieważ przez większość czasu swojej pracy nie miał niczego do roboty, krzyczał z nudów do mieszkańców okolicznej wsi, że do jego zwierząt zbliżają się wilki. Wieśniacy przybiegali, a on śmiał się do rozpuku z ich naiwności. Pewnego razu wilki faktycznie przyszły, chłopca nikt nie słuchał, a owce zostały pożarte. To jest właśnie polska opozycja. Tak długo krzyczała o wilkach, że dzisiaj już nikt jej nie słucha. Bo w sumie po co? Skro Władysław Frasyniuk już chyba rok temu stwierdził, że mamy stan wojenny, dzisiaj doszedł do tego zamach stanu, a w sumie na ulicach życie przebiega leniwie i spokojnie jak zawsze - to jak brać podobne lamenty na poważnie? Opozycja nadal nie rozumie, że nie wygra następnych wyborów apelując o wykazanie się empatią wobec ludzi, dla których życie za 10 tys. zł jest do wyobrażenia tylko na prowincji. Nikt się nie przejmie leśnymi dziadkami uważającymi się za ”nadzwyczajną kastę ludzi”. Przejmą się natomiast podwyżką cen paliwa i wszystkim, co może realnie wpłynąć na ich życie. Zmiany w KRS i SN do tej płaszczyzny należą, tylko to nie brzmi już tak efektownie, jak kolejny koniec demokracji. Opozycji, dorośnij i się w końcu ogarnij, bo nie ma zdrowej demokracji bez zdrowej i konstruktywnej alternawywy dla rządzących. Dzisiaj jest ona potrzebna od zaraz.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
opozycjaponowoczesna
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)