Marcin Makowski: "Newsweek" odkrywa szokującą prawdę o rodzinie Andrzeja Dudy. Jest religijna!
Czy można napisać powielający znane fakty reportaż oparty na książce, która została wydana półtora roku temu, jednocześnie cytując głównie anonimowe źródła i osoby nieprzychylne jego bohaterom? Czy można zrobić to dopisując do tekstu emocje i intencje, które leżą jedynie w strefie domysłów? Czy można przedstawić religijność jako obciążenie, jednocześnie udowadniając, że nie rozumie się materii, za którą się zabiera? Oczywiście, oto dowód.
Gdy zobaczyłem okładkę nowego „Newsweeka”, pomyślałem, że w tajemniczych okolicznościach cofnęliśmy się do 2015 roku. Jest druga połowa listopada, niespełna sześć miesięcy po wyborze Andrzeja Dudy na prezydenta. Na rynku ukazuje się wywiad-rzeka „Rodzice prezydenta” z Janem Tadeuszem i Janiną Milewską-Dudą. Temat błyskawicznie podłapują konserwatywne tygodniki, opisując kulisy życia rodzinnego, tradycyjne wychowanie i religijność. W sumie już wtedy nic nowego. W końcu Andrzej Duda, wbrew twierdzeniom niektórych dziennikarzy i polityków, nie spadł przed wyborami do polskiego życia politycznego z księżyca. Zarówno jako parlamentarzysta oraz europoseł i członek gabinetu prezydenta Lecha Kaczyńskiego, znany był w Krakowie m.in. ze swojego przywiązania do Kościoła, które wyniósł z domu. Co się zmieniło, jakie nowe informacje doszły do tego obrazu, że ponad półtora roku później „Newsweek” otwiera tydzień okładką i tekstem „Prawa rodzina”, w której trójka Dudów w zgrabnym fotomontażu trzyma wspomnianą już książkę?
Po przeczytaniu tekstu Renaty Grochal nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie inaczej niż: „bo można”. Być może ktoś uznał w redakcji, że po sondażu, w którym Donald Tusk minimalnie prowadzi w drugiej turze hipotetycznych wyborów prezydenckich z Andrzejem Dudą, rozsądnie będzie ukazać tego pierwszego jako - jak powiedział polityk PO i studentka cytowani w tekście - syna ojca o „XIX-wiecznych poglądach” oraz matki, która zachowuje się jak „ciocia Klocia”. W ogóle religijność, zaściankowość i „ultrakatolicyzm” jest kołem zamachowym całego tekstu, który stanowi rodzaj napiętnowania religijności jako takiej. „Andrzej Duda wychował się w bardzo tradycyjnym, katolickim domu” - czytamy na okładce, która zapowiada prawdziwe opresje w stylu „pilnowania, aby Andrzej miał zawsze piątki z polskiego i religii” oraz „aby chodził regularnie do spowiedzi”. „Rodzice prezydenta? Niech mnie pani nie wypytuje, chcę mieć święty spokój” - odpowiada jeden z anonimowych rozmówców dziennikarki „Newsweeka”, których w tekście jest zdecydowana większość. Podobnie jak we wcześniejszym niesławnym reportażu o Agacie Kornhauser-Dudzie, również tutaj panuje specyficzna „anonimoza” i kult plotki, a z ust rozmówców - zawsze z kręgu zaufania i dobrze poinformowanych - padają wszystkie słowa, które akurat pasują do tezy. A brzmi ona następująco: tradycyjna religijność rodziców prezydenta to piętno, jakie odcisnęli na swoim synu, niezdolnym do samodzielnego myślenia. Ale o tym za chwilę. Najpierw warto zerknąć za kulisy mieszkania na krakowskim Białym Prądniku, aby zrozumieć, o jakim „terrorze” mówimy.
Religijny szok poznawczy
„Dla części moich rozmówców to był szok, gdy Dudowie opowiedzieli Milenie Kindziuk w wywiadzie rzece pt. ‚Rodzice prezydenta’ o tym, jak w tym mieszkaniu przez lata modlili się wraz z trójką dzieci. Cała piątka klękała i zaczynała odmawiać ‚Ojcze nasz’” - czytamy. Oprócz tego w czasie Adwentu dzieci wstawały na roraty, a w domu w czasie Wielkiego Postu rozważano stacje drogi krzyżowej. Specjalnie właśnie te fragmenty wyjęte z tekstu oraz śródtytuły stanowią koło zamachowe artykułu. „Droga krzyżowa w domu”, „Ojcze nasz razy pięć”, „Jak św. Józef”, „Po ratunek do Chrystusa”. Z fragmentów zaczerpniętych z wywiadu-rzeki dowiadujemy się również, że zanim rodzina doszła do pacierza, zaczynała ze sobą swobodnie rozmawiać, klęcząc lub siedząc na podłodze. „Każde z naszej piątki opowiadało, jak spędziło dzień, co ważnego się wydarzyło w przedszkolu, szkole, pracy. I tak niepostrzeżenie upływała cała godzina. Dopiero potem zaczynaliśmy się już naprawdę modlić” - zdradza Janina Milewska-Duda, którą cytuje Renata Grochal. Przyznaję, że obraz doprawdy zatrważający. Rodzice rozmawiają z dziećmi, a później się z nimi modlą.
Próbuje sobie wyobrazić podobny tekst w jednym z brytyjskich tygodników, który opisuje życie religijne i rodzinę muzułmańskiego mera Londynu, Sadiqa Khana. „Modli się pięć razy dziennie. Zawsze w zwrócony kierunku Mekki. W domu robił z rodzicami to samo, dzisiaj powtarza przejęte rytuały zanim wsiądzie do metra. Nie pije alkoholu. ‚To dziwny zabobon’ - twierdzi anonimowy bliski współpracownik ”. Nieco żenujące, prawda? A jednak dokładnie takim sposobem opisano Andrzeja Dudę, jego ojca i matkę. Dodatkowo piętnując ich poglądy cytatami w stylu: „Czytałem te wywody ze szkółki parafialnej. Nieźle się uśmiałem, bo to było średniowiecze” - pod którymi nikt nie ma odwagi się podpisać. Pod nazwiskiem występują właściwie tylko przeciwnicy prezydenta, a Kazimiera Szczuka wykład jego ojca o tradycyjnym modelu budowania rodziny nazywa „wykładem z dziedziny gender studies na poziomie złotych myśli psa Fafika”.
Prawa rodzina, lewe dziennikarstwo
Jeśli istnieje jakiś warsztatowy wkład tego tekstu do szeroko pojętego dziennikarstwa, na pewno należy za niego uznać parapsychologiczne zdolności dziennikarki „Newsweeka”, która potrafi odgadywać myśli opisanych przez siebie osób, przypisywać im konkretne intencje i diagnozować traumy. „Andrzej był zdominowany przez patriarchalnego ojca i to dlatego dziś nie potrafi przeciwstawić się Jarosławowi Kaczyńskiemu”, „Andrzej Duda nie ma odwagi prosić ojca, żeby przestał publicznie dzielić się swoimi przemyśleniami”, „Jan Duda jest zwolennikiem spiskowych teorii smoleńskich”, „Jan Duda bardzo się zdenerwował, gdy jego synowa Agata Kornhauser-Duda zamiast pójść z mężem na premierę filmu ‚Smoleńsk’, oglądała z córką komedię Woody’ego Allena”, i tak dalej. Naprawdę wypada pokiwać głową z uznaniem.
Już na poważnie, jeżeli z artykułu „Prawa rodzina” może wypłynąć jakakolwiek wniosek, to dotyczy on raczej środowiska, które go zleciło, napisało, skorygowało i dało na okładkę, a nie rodziny prezydenta. Tekst Renaty Grochal dowodzi bowiem, na jak niesamowicie niskim poziomie wiedzy znajduje się ta bardziej „liberalna”, „otwarta” i „nowoczesna” cześć środowiska dziennikarskiego. Normalne praktyki religijne, chodzenie na roraty, niedzielną mszę czy wspólną modlitwę, opisuje się kategoriami szoku kulturowego. Tymczasem kulturową i intelektualną kapitulacją jest ten, mający świadczyć o „zacofaniu” Dudów fragment. „Państwo Dudowie wspierali inicjatywę ogłoszenia Chrystusa królem Polski, (…). Oficjalna uroczystość intronizacji Chrystusa na króla Polski odbyła się w listopadzie 2016 r. w Krakowie-Łagiewnikach”. Jak ponad pół roku po uroczystości Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana można nie wiedzieć, że nie był on „intronizacją na króla Polski”? Był natomiast symbolicznym i religijnym aktem zawierzenia losów swoich oraz ojczyzny opatrzności boskiej. Pomiędzy intronizacyjnymi i politycznymi zapędami niektórych grup religijnych a tą uroczystością panuje zasadnicza różnica, której dziennikarka albo nie widzi, albo nie chce widzieć, celowo mieszając ze sobą porządki. Nie wiem, które ewentualność jest gorsza, ale w tym miejscu raz jeszcze pozwolę sobie odesłać do mojego skromnego apelu, jak mniemam nadal zachowującego aktualność. Już na koniec taka ogólna refleksja. Ciekawych dożyliśmy czasów, jeśli religijność rodziny prezydenta to według niektórych mediów czynnik obciążający.
Marcin Makowski - dziennikarz i publicysta tygodnika "Do Rzeczy" oraz Wirtualnej Polski. Współpracuje z Radiem Kraków. Z wykształcenia historyk i filozof. Studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, Uniwersytecie Szczecińskim oraz Polskiej Akademii Nauk. Twitter @makowski_m
Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.