Marcin Makowski: Bieda-kołczing i perły, czyli jak nie zostać damą
Mało jest w polskiej telewizji bardziej fałszywych i ociekających hipokryzją programów od ”Projekt Lady”. Trudne dziewczyny ulokowane w luksusowym pałacu mają dygać, podnosić paluszek gdy piją kawę, zachowywać się jak damy. Przy okazji muszą z siebie zrobić pośmiewisko, wystawić na chamskie i seksistowskie komentarze i zmienić całe życie. Wszystko pod pozorem bieda-kołczingu i ”eksperymentu”, który ma je otworzyć na świat. Nic z tych rzeczy.
Jeśli marzycie o obejrzeniu najbardziej pretensjonalnego show emitowanego aktualnie w polskiej telewizji, zapraszam do ”Projekt Lady”. Na czym polega drugi już sezon emitowanego przez TVN reality show przebranego w szaty ”eksperymentu społecznego”? Otóż w pałacu pod Warszawą Małgorzata Rozenek-Majdan wraz z „panią coach” Tatianą Mindewicz-Puacz i „panią od etykiety” Ireną Kamińską-Radomską, starają się zreformować kilkanaście młodych dziewczyn z trudną przeszłością. Wygadanych, imprezujących i pod wieloma względami po prostu normalnych, którym być może zabrakło w pewnym momencie życia dobrego przykładu. Zamiast niego otrzymujemy wgląd w umysły celebrytów, na oczach których spełnia się marzenie życia – zostać ”mentorem”, zadrzeć nos, błysnąć wyrafinowaniem i chwilową empatią przed światłami kamer. A ostatecznie? Doprowadzić, aby zwiezione z prowincji dziewczęta zaczęły się zachowywać jak warszawskie lejdis. Skroić pod swoje oczekiwania i ugłaskać. Cały czas się przy tym dziwiąc, jak można żyć bez savoir-vivre’u i upijać się tanim piwem? To takie nieestetyczne. Przecież wiadomo, że jak alkohol to tylko Prosecco, a jak impreza to w Łazienkach.
Niesamowity jest ten wyjęty z innej czasoprzestrzeni sztuczny świat, w którego luksusowych wnętrzach nie można przeklinać, nosić szpilek, imprezować. Żeby uczestniczki show o tym nie zapomniały, ze ścian ich dormitoriów spoglądają groźne portrety prowadzących. Dziewczęta ubiera się w mundurki, zmywa makijaż, jako symbol przynależności do projektu wręczając sztuczne (sic!) perły. Gdy się je zgubi, albo zapomni założyć, Małgorzata Rozenek-Majdan tonem nieznoszącym sprzeciwu pyta: ”Gdzie są twoje perły?”. Wszystko wygląda jak seksistowski Hogwart, w którym dziewczyny uczą się manier oraz tego, że ”prawdziwa dama, jeżeli odsłania swoje nagie ciało, to zakrywa osobowość”. W końcu lady Rozenek nigdy ciała nie odsłoniła. Oprócz tego w drugiej dekadzie XXI wieku 20-parolatki dowiadują się jak układać sztućce, wygłaszać toasty, co mówić na spotkaniu z chłopcami z dobrego domu, aby jak to określił jeden z nich w pierwszym sezonie: „panie były bardziej niż przyjemne w percepcji dla jego osoby”.
KLIKNIJ, ABY ZOBACZYĆ JAK ŻONY POLSKICH PIŁKARZY SPĘDZAJĄ WAKACJE
Oglądam tak skrojone widowisko i dziwie się, dlaczego jeszcze feministki z partii Razem nie protestują pod siedzibą TVN-u? Przecież wizja kobiecości - uległej, sztywnej, zmanierowanej - to jawne zaprzeczenie ideom równouprawnienia. Uczestniczki show uczy się jak dygać, jak rozmawiać z ”prawdziwymi szlachcicami”, rzucając na głębokie wody kolacji z przedstawicielami wyższych sfer, z rozbawieniem obserwując jak używają nie tego widelczyka do pokrojenia jajeczka. W ogóle cała idea programu przypomina wizję schizofrenika, który nieustannie przeczy swoim założeniom. Mentorki srogo spoglądają na każde wykroczenie podopiecznych, które przecież przyjechały zgrzecznieć i wykorzystać swoją życiową szansę, a z drugiej strony realizator programu nieustannie aranżuje sytuacje, w których po prostu musi dojść do ekscesów. To wygląda, jak gdyby ktoś bawił się w głupszą wersję Truman Show pod pozorem serwowania życiowych lekcji. ”Za cicho? Wpuśćmy wieczorem dziewczęta na basen i dajmy im trochę alkoholu. O jej, upiły się i narobiły bałaganu. Co za niespodzianka”. Chwilę później na scenę wkracza wzór kobiecości - Małgorzata Rozenek-Majdan i poważnym tonem mówi: ”Warto się bawić. Ale warto bawić się tak, żeby następnego dnia nie obudzić się z myślą: ’Kurczę, co ja narobiłam’. A dziewczyny na pewno nie będą z siebie dumne”. Mentorka Irena Kamińska-Radomska odwraca się od kobiet i twierdzi, że dzisiaj nie jest w stanie zjeść z nimi kolacji. Takie były nietaktowne. ”Zajebiście było, ale mogłyśmy może, no, owszem popić, ale nie drzeć tak tego ryja” - przyznała po wszystkim jedna ze skruszonych uczestniczek programu. I tak w kółko - jest za grzecznie, za chwilę ktoś postawi na stole pare butelek wina, mentorki wyjdą z sali, zostaną kamery a na następny dzień podsycane przez ułożone prowadzące poczucie winy.
Zawsze można powiedzieć - cóż, telewizja widziała gorsze i bardziej uwłaczające programy. Racja, tyle, że w przypadku ”Warsaw Shore” nikt nie twierdził, że mamy do czynienia ze społecznym eksperymentem, że komuś się przez to pomaga i nie umoralniał. ”Projekt Lady” to właśnie ten przypadek, w którym fałsz aż wylewa się z telewizorów pod pretekstem szczytnych intencji. Jak nisko można przy tym upaść okazało się w poniedziałkowym odcinku, w którym mentorka Mindewicz-Puacz bez wiedzy uczestniczek przekazała ich zdjęcia ”znajomemu profesorowi”, który na swojej uczelni rozdał je studentom z prośbą o szczere opisanie uczuć, które im towarzyszą gdy spoglądają na dziewczyny. Co usłyszały na swój temat kandydatki na damy? Najgorszy syf, którego wysłuchania na swój temat nikomu nie życzę. ”Towar wielokrotnie macany przestaje być atrakcyjny", "ubiór a la szybki dostęp", "z daleka od takich kobiet”, "kryje się za butelką piwa","hej, dupeczko, daj numer do siebie, zabawimy się tak, że będziesz chciała więcej", "o matko, a ona to pracuje jako striptizerka czy prostytutka?”, ”tony tapety", "wulgarna", "bez kija nie podchodź”. Co się poźniej stało? Znowu ”ku zaskoczeniu” producentów - wybuch emocji. Płacz, rozedrganie, ewidentny szok zbesztanych w ten sposób przez obcych ludzi dziewcząt. A potem kolejne podejście kojącej problemy bieda-kołcz, która przekonywała, że to tylko ocena wizerunku, a nie wnętrza. I, że wszystkie dziewczyny są tak strasznie wartościowe, ale muszą może nieco schudnąć, przejść jakąś metamorfozę, inaczej się ubierać, inaczej mówić, inaczej myśleć, spotykać innych ludzi, używać innych słów, a zostaną takie jak Małgorzata Rozenek-Majdan. Czyli zrobią to samo co robiły przed przyjściem do programu, tylko na własnych zasadach, dla tysięcy followersów na Instagramie i z usprawiedliwieniem, że teraz to co innego. Bo celebryci mogą więcej.
Marcin Makowski dla WP Opinie