Marcin Król odchodzi z „Wprost”
Publicysta Marcin Król kończy współpracę z „Wprost” z powodu opublikowanego właśnie w tygodniku tekstu o Wojciechu Fibaku. - Obecny szef pisma nie tylko doprowadził je do poziomu tabloidu, ale sięgnął po niedopuszczalne metody - uzasadnia Król w rozmowie z portalem wirtualnemedia.pl.
05.06.2013 | aktual.: 05.06.2013 13:45
- Zakończyłem współpracę z „Wprost”, a na pewno dopóki redaguje pismo obecny szef, który nie tylko doprowadził je do poziomu tabloidu, ale sięgnął po niedopuszczalne metody w tekstach o Wojciechu Fibaku - napisał we wtorek na swoim profilu na Facebooku Marcin Król. - Nie chodzi mi o samego Fibaka, bo jest dorosły i da sobie radę, ale o zasady dziennikarstwa i skandaliczne publikowanie nieautoryzowanych rozmów telefonicznych, prowokacje itd. - zaznaczył.
Król dodał, że wysłał już do Sylwestra Latkowskiego prośbę o skreślenie go ze stopki i składu redakcji. - Nie chcę mieć nic z tym wspólnego - podkreślił.
Marcin Król to kolejny publicysta, który kończy w ostatnim czasie współpracę z „Wprost”. W kwietniu z pisma odeszli Szymon Hołownia, po tym jak nie opublikowano w papierowym wydaniu pisma jego felietonu dotyczącego in vitro oraz Krzysztof Skiba, któremu zaproponowano pisanie felietonów rzadziej niż co tydzień.
Fibak: stałem się ofiarą podłej prowokacji
Wojciech Fibak jest od niedzielnego wieczoru jednym z głównych tematów dyskusji w Polsce. Magazyn "Wprost" opublikował artykuł opisujący prowokację dziennikarską, wymierzoną w byłego tenisistę, obecnie biznesmena. Z artykułu wynikało, że Fibak prowadził działalność polegającą na umawianiu starszych mężczyzn z młodymi kobietami w celach zarobkowych.
"Stałem się dzisiaj ofiarą podłej, starannie zaplanowanej prowokacji dziennikarskiej, która dotyczy mojego życia prywatnego. Redakcja 'Wprost' posunęła się do niechlubnych działań, które kompromitują dziennikarstwo, a jedynym powodem pojawienia się artykułu są pogoń za nakładem i zwiększanie zysku wydawcy" - napisał w oświadczeniu Fibak.
"Pragnę oświadczyć, że nie pełnię żadnych funkcji publicznych, nie wygłaszam moralizatorskich kazań i nie ma żadnego powodu, by w wyrachowany sposób przysyłać prowokujące młode kobiety w celu skompromitowania mojej osoby. Tym bardziej, że oprócz prowokacji redakcja posłużyła się manipulacją, okraszając całość kłamliwymi insynuacjami, by bardziej ubarwić tekst. Dodatkowo fakt nagrania przez redaktora naczelnego rozmowy ze mną bez mojej zgody, a następnie upublicznianie takiej rozmowy, łamie kanony dziennikarskie i zasady etyki tego zawodu" - dodał były tenisista, biznesmen i kolekcjoner sztuki.