Marcin Antosiewicz: Niemcom trzeba pomóc pamiętać
Niemieckie media nie informują o 73. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Politycy z Berlina nie przypominają o winie swojego narodu za "zrównanie z ziemią" Warszawy, jak brzmiał rozkaz Adolfa Hitlera, gdy dowiedział się o powstańczym zrywie. Dlaczego Niemcy nie oddają czci Powstańcom?
Odpowiedź jest mniej dramatyczna niż pytanie. W Niemczech obchodzi się tylko okrągłe rocznice, także te, które są szczególnie ważne dla nich samych, jak upadek muru berlińskiego czy ponowne zjednoczenie kraju.
We współczesnych Niemczech nie ma tradycji miesięcznic i rocznic, co nie znaczy, że ma w nich poczucia winy za wydarzenia sprzed 73 lat. Zresztą to nie narodowa odpowiedzialność za rzeź Warszawy jest największym problemem, a wiedza o tych wydarzeniach, która w Niemczech, mówiąc delikatnie, nie jest powszechna.
Współczesne niemieckie elity chętnie rozliczają się z przeszłością. Wierzą, że zbadanie, zrozumienie i ocena niemieckiego barbarzyństwa uchroni ich przed jego powtórką. Muszą tylko znaleźć albo dostać miejsce na ekspiację, na wyznanie win, ale także docenienie drogi, jaką przeszli jako naród: od zbrodniarzy do demokratów. Dlatego Francuzi, Włosi, czy Grecy zapraszają przywódców Niemiec, by brali udział w uroczystościach rocznicowych zbrodni swoich ojców i dziadów. Tak jak to rok temu zrobił prezydent Francois Hollande, zapraszając na 100. rocznicę bitwy pod Verdun kanclerz Angelę Merkel, by wspólnie z nią uczcić pamięć o francuskich żołnierzach, broniących ojczyzny i potępić najeźdźców z Niemiec. By razem znaleźć słowa o "piekle z Verdun" - śmierci 300 tysięcy żołnierzy, żeby już nigdy się nie powtórzyło.
Na polach Verdun tysiące uczniów z Niemiec i Francji, wraz z milionami Francuzów i Niemców przed telewizorami, słuchało przemówień swoich przywódców. Podobnie było trzy lata temu, kiedy niemiecki prezydent Joachim Gauck przemawiał w greckiej wiosce Lyngiades, gdzie 71 lat temu niemieccy żołnierze dokonali brutalnej masakry. - Ze wstydem i bólem w imieniu Niemiec proszę rodziny pomordowanych o przebaczenie - powiedział wtedy Gauck.
"Ofiary mają prawo do pamięci i czci"
Choć minęło siedem dekad od zakończenia II wojny światowej, to większość Niemców po raz pierwszy usłyszała o zbrodniach i bezwzględności żołnierzy Wehrmachtu w czasie okupacji Grecji. W 2013 roku Joachima Gaucka do małej wioski w górach - Sant’Anna di Stazzema w Toskanii - zaprosił Giorgio Napolitano, ówczesny prezydent Włoch. 12 sierpnia 1944 roku wojska SS zabiły tam minimum 560 osób, w tym ponad setkę dzieci. - Ofiary mają prawo do pamięci i czci - powiedział Gauck prosząc o pojednanie, które "nigdy nie może być mylone z zapomnieniem".
Gdy na obchody 60. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego polski rząd zaprosił do Warszawy Gerharda Schroedera, syna żołnierza Wehrmachtu, Polacy usłyszeli od niemieckiego kanclerza: - Tutaj w miejscu polskiej dumy i niemieckiej hańby mamy nadzieję na pojednanie i pokój. To, że dziś jako kanclerz federalny innych Niemiec - wolnych i demokratycznych mogę tu dać wyraz tej nadziei, zawdzięczam wszystkim tym, którzy - podobnie jak powstańcy warszawscy - stawili opór hitlerowskiemu barbarzyństwu.
Na zdjęciu: Kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder oddaje hołd poległym przed Murem Pamieci. Obok stoi prezydent Warszawy Lech Kaczyński.
Obecne polskie władze nie zapraszają na uroczystości rocznicowe przywódców Niemiec, więc trudno, żeby Niemcy sami w Berlinie zorganizowali 73. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Byłoby to co najmniej niezręczne. Chcąc tego uniknąć milczą, bo jak słyszałem nie raz w Berlinie, brak zaproszenia odbierają jako zachętę właśnie do nie zabierania głosu.
Po naszej stronie jest więc decyzja, czy jesteśmy gotowi na wspólnie opłakiwanie ofiar z potomkami ich katów. Gdy trzy lata temu dwa dni przed 70. rocznicą wybuchu powstania polski i niemiecki prezydent wspólnie otwierali wystawę o 63 dniach warszawskiej bitwy o wolność i godność w berlińskim muzeum Topografia Terroru, widziałem wielu szczęśliwych Powstańców, którzy bardzo chcieli opowiedzieć swoje losy i swojego kraju młodym Niemcom. Nie widziałem w nich nienawiści, złości i nacjonalizmu.
Zupełnie inaczej niż widać to w słowach młodego wiceministra obrony narodowej, 38-letniego Bartosza Kownackiego, który na koncercie z okazji upamiętnienia Powstania Warszawskiego powiedział: "Dziś dzieci i wnuki tych zwyrodnialców pouczają nas, co to jest demokracja. A powinni zamilknąć!". Zatem milczą o powstaniu, jego ofiarach i katach. Czy to jest cel polskiego rządu 73 lata po Powstaniu Warszawskim?
Marcin Antosiewicz dla WP Opinii