PolskaManifest premiera

Manifest premiera

Było to dość dziwne expose. Zapowiadało się na dobre przemówienie, potem trochę się posypało, a były też fragmenty dość chaotyczne i – zdawało się - dość przypadkowe.

21.07.2006 08:46

Było to dość dziwne expose. Zapowiadało się na dobre przemówienie, potem trochę się posypało, a były też fragmenty dość chaotyczne i – zdawało się - dość przypadkowe.

Najpierw premier mówił o tym, że warto być Polakiem (to jest zasada zasad) i że Polakom potrzebny jest sukces (słowo klucz, jak to określił). Może dość nieoczekiwanie zaproponował, by nie wracać do sporów o przeszłość i by obniżyć napięcie konfliktów politycznych i zająć się przyszłością. Potem mówił o atutach i zasobach Polski, na których można się oprzeć planując przyszłość. I tu zaczęły się kłopoty, bo poza jednym ewidentnym zasobem (czyli polskimi głowami) i drugim (czyli determinacją rządu do działania) wszystkie inne wymienione to były nie zasoby a raczej bagaże i wady takie jak słabe państwo, patologie, słaba innowacyjność Polaków.

Zresztą nie bardzo było wiadomo o czym w tym długim fragmencie tak naprawdę premier chce powiedzieć, tym bardziej że nieoczekiwanie pojawiały się przykłady i wtręty rozbijające wywód i skupiające uwagę na kwestiach drugo- czy nawet trzeciorzędnych, jak choćby sytuacja w polskiej piłce nożnej, czy konieczność aktywizacji polskiej polityki zagranicznej w Azji i Ameryce Południowej. Były jednak wymienione priorytety polityki rządu takie jak silny pieniądz, bezpieczeństwo zdrowotne i osobiste obywateli, wzmacnianie rodziny i Kościoła, lustracja agentów i lustracja majątkowa elit politycznych, zapewnienie społecznej równowagi i uprawianie dialogu społecznego, a także wzmacnianie warunków bezpieczeństwa zewnętrznego Polski. Te priorytety premier wymienił w jakim takim porządku, ale dokładał do nich nowe w innym miejscu swojego przemówienia, jak choćby działania na rzecz rozwiązania kłopotów polskiej wsi czy reformy polskiej szkoły, której potrzebny jest nowy porządek dydaktyczny i nowy styl wychowawczy.

Była też właściwa dla Jarosława Kaczyńskiego poetyka patosu i wielkich słów: narodowa duma, suwerenność, naród, moralność, uczciwość... W tej warstwie był to manifest rządu ludowo-narodowego (sam premier użył tej zbitki pojęciowej, traktując ją z powagą i akceptująco), który chce rządzić silnym państwem, choć nie zawierał wielu elementów, do których wcześniej prezes PiS już zdążył przyzwyczaić opinię publiczną. Nie powiedział na przykład nic o Czwartej RP, nie użył słowa „układ”, niczego nie powiedział o Platformie Obywatelskiej.

Tak więc nie był to raczej program działań nowego rządu (już komentatorzy na gorąco wzięli się za rozbieranie słów premiera i mnożą pytania, jak właściwie należy je odczytać i co one konkretnie znaczą i dlaczego nic nie było na przykład o podatkach)
, a zbiór zdań rozproszonych spiętych ideologicznie i emocjonalnie.

Wiesław Władyka

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)