Mandat za wycieraczką - płacić czy nie?

Prawnicy się spierają, czy pozostawiony za
wycieraczką mandat został właściwie doręczony, czy też nie.
Kierowcy nie wiedzą: płacić czy nie płacić. Na razie wygląda na
to, że płacić powinni, ale tylko winni - pisze "Rzeczpospolita".

29.05.2004 | aktual.: 29.05.2004 08:54

Według dziennika, każdego miesiąca kierowcy w całym kraju dostają kilkadziesiąt tysięcy mandatów za złe parkowanie aut lub nieopłacenie postoju. Najczęściej ukarany zostaje o tym powiadomiony biletem włożonym za wycieraczkę. Czy taki mandat jest skutecznie doręczony? Płacić czy nie płacić - zastanawiają się kierowcy. "To, co my wkładamy za wycieraczkę, to wezwanie do stawiennictwa, a nie mandat karny" - tłumaczy "Rzeczpospolitej" Adam Godlewski z biura prasowego Straży Miejskiej. - "Bywa, że właściciel kwestionuje fakt jeżdżenia autem danego dnia. Na to nie ma rady. Gdyby uznać raz taki argument, stałby się on powszechnie wykorzystywany" - mówi Godlewski.

"Nie zgadzam się z taką opinią" - ripostuje prof. Tomasz Grzegorczyk z Uniwersytetu Łódzkiego. - "Płacić powinni tylko winni. Właściciel może przecież wykazać, kto danego dnia jeździł jego autem. Jeśli poda jego dane, to już głowa wystawiającego mandat w tym, aby go znaleźć". Sama forma doręczenia przez pozostawienie za wycieraczką nie podoba się prof. Grzegorczykowi: nie jest skuteczna, ale dopuszczalna - cztamy w "Rzeczpospolitej".

Prof. Zbigniew Hołda (Uniwersytet Jagielloński) także wątpi w skuteczność doręczeń mandatów wkładanych za wycieraczki. "O skutecznych doręczeniach mówią przepisy, a takiej możliwości nie przewidują" - mówi Hołda. - "Jeżeli urzędnicy, funkcjonariusze mają numer rejestracyjny auta, to mogą się pofatygować, by sprawdzić dane jego właściciela i wysłać mu mandat na adres zameldowania. Takie wkładanie za wycieraczkę jest bardzo wątpliwym sposobem doręczenia" - podaje gazeta.

"Prawo trzeba interpretować logicznie" - uważa z kolei prof. Piotr Hofmański z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - "Jeśli włożony za wycieraczkę mandat zostaje zapłacony, z miejsca staje się prawomocny. Jeżeli nie, sprawa trafia do sądu i tam właściciel ma szansę przedstawić swoje racje. Może oczywiście skutecznie podnosić, że to nie on kierował autem danego dnia. Werdykt należy do sądu" - czytamy na łamach "Rzeczpospolitej".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)