Małopolska: 2‑letni Adaś wybudził się ze śpiączki
2-letni Adaś, którego skrajnie wyziębionego znaleziono w niedzielę w małopolskich Racławicach, został wybudzony ze śpiączki - poinformował kierownik Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym prof. Janusz Skalski. Lekarz podkreślił, że stan chłopca poprawia się. Późnym wieczorem chłopiec został odłączony od respiratora i oddycha już samodzielnie.
03.12.2014 | aktual.: 03.12.2014 23:31
- Respirator leczy, pomaga, nie jest wyrazem, że jest jakaś nieprawidłowość, tak samo jak leki, które podajemy, nie tylko po to, żeby dziecko wytłumiać, ale także leczyć jego ośrodkowy układ nerwowy, te leki są potrzebne, żeby doszło do dobrej regeneracji tkankowej, żeby doprowadzić do pełnego zdrowia - tłumaczył.
Zdaniem prof. Skalskiego, na obecnym etapie leczenie wystarczająca jest informacja, że stan małego pacjenta poprawia się. - To jak będzie postępować leczenie zależy od dziecka, nie od nas. Bardzo czekamy na efekty, na razie nie mamy żadnych negatywnych objawów, stan dziecka się poprawia - poinformował prof. Skalski. - Nie mamy obaw, co do jego nerwów. Pozostaje kwestia pełnego powrotu do stanu intelektualnego. Tu jest zawsze cień niepewności, ale liczymy na to, że to się uda - mówił lekarz. - My się bardzo cieszymy z jego stanu - dodał. - Jest duża szansa, że Adaś wyjdzie z tego bez szwanku, trzymamy za to kciuki - zaznaczył.
Wiemy, że Adaś rusza nóżkami, rączkami, otwiera oczy. Lekarz powiedział reporterowi WP, że Adaś ciągle walczy, chociaż jest... "obrażony". - Niech Pan sobie wyobrazi, jest Pan małym chłopcem, wszędzie wokół obce osoby. Na razie Adaś jest troszkę na nas obrażony, na was(dziennikarzy) też. Ale pozytywnie obrażony, reaguje na otoczenie - mówi profesor. - Jutro zaczniemy się z nim bawić. Pełen sukces będzie jak dziecko będzie się chciało z nami bawić zwyczajnie zabawkami, na razie każda chwila przynosi nam radość. Jego stan się poprawia, nie mamy już obaw co do innych organów - mówił lekarz.
Proces wybudzania chłopca ze śpiączki rozpoczął się już we wtorek. Proces ten trwał długo, ponieważ 2-latek trafił do szpitala w stanie skrajnej hipotermii - nie można było go ogrzewać bez wyrządzenia mu szkody. Chodziło o powolne "wybudzenie" organów Adasia, tak by mogły działać po obudzeniu chłopca.
Rzeczniczka Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego Magdalena Oberc mówiła wcześniej w rozmowie z Wirtualną Polską, że stan 2-latka jest ciężki, ale poprawia się. W poniedziałek został odłączony od sztucznego płucoserca.
- Chłopiec ma wielką wolę walki, jest dzielny - powiedziała. Przyznaje jednak, że nie spotkali się jeszcze z tak trudnym przypadkiem. - Nie mieliśmy w szpitalu jeszcze nikogo, kto tak długo przebywał w stanie wychłodzenia organizmu - dodała. Przy chłopcu jest cały czas rodzina.
Prof. Skalski ostrożny z rokowaniem ws. Adasia
Rano w środę prof. Skalski mówił, że rokowania są pomyślne, ale nie wiadomo, w jakim dziecko będzie stanie, jak się wybudzi. - Po wybudzeniu może się wszystko wydarzyć - podkreślał. Jak dodał, "trzeba być niesłychanie ostrożnym z rokowaniami, nie wiedząc, w jakim stanie jest odśrodkowy układ nerwowy". - Udało się jednak uzyskać prawidłową czynność serca. W chwili, gdy do nas dotarł, jego serce pracowało "szczątkowo" - powiedział lekarz.
- Pięć godzin wychłodzenia i taki stan dziecka to jest coś niebywałego. Jeśli przeżyje, to jest rekord świata. Bardzo mu tego życzę. Poza domem był aż siedem godzin. Poza tym jest niesamowicie odporny, to wyjątkowy pacjent, wyjątkowe dziecko. To niesamowite, że tak umiał się zaadaptować do niskiej temperatury - podkreślał Skalski.
Profesor mówił, że dziecko było "profesjonalnie przywiezione do szpitala". Lekarze zajęli się chłopcem w prawidłowy sposób. - To czego nie wolno robić z wychłodzonym pacjentem, to nie wolno go ogrzewać. Tak było z Adasiem. Żeby ogrzać człowieka w hipotermii, trzeba go koniecznie najpierw podłączyć do sztucznego płucoserca. Na początku nawet się obkłada ciało lodem, żeby utrzymać je dłużej w tej niskiej temperaturze. Tylko wtedy mamy szansę go uratować, jednocześnie stabilizując jego krążenie - powiedział Skalski.
Dodał też, że Adaś był dla swojego bezpieczeństwa reanimowany na otwartej klatce piersiowej. We wtorek dziecko przeszło operację zamknięcia klatki piersiowej.
- Zagrożenie życia cały czas jest, choć wyniki badań pozwalają nam mieć odrobinę optymizmu. Nerki pracują prawidłowo, co jest bardzo dobrym objawem, ale stan mózgowia to jeszcze wielka niewiadoma. Więcej nie mogę powiedzieć. Proszę zrozumieć też sytuację zrozpaczonej rodziny - powiedział prof. Skalski.
Odniósł się tez do informacji o tym, że Adaś jest lunatykiem i to mogło mu pomóc w tej sytuacji. Powiedział, że to jest sommambulizm i często występuje u dzieci w tym wieku, ale to nie jest istota sprawy i nie przeceniałby tego.
Wcześniej profesor Janusz Skalski, mówił, iż można liczyć na to, że narządy wewnętrzne dziecka przetrwały, jednak na niekorzyść działał długi czas przebywania dwulatka na mrozie.
Zaginięcie dziecka zgłosiła w niedzielę rano babcia, pod której opieką był Adaś. Na poszukiwanie chłopca wyruszyli policjanci i strażacy. Po godzinie, około godziny 8, wyziębione dziecko odnaleziono nad rzeką, 600 metrów od domu.
Chłopiec miał na sobie tylko piżamę. Policjant, który go odnalazł, pobiegł do najbliższego domu i tam w ciepłym pomieszczeniu rozpoczął reanimację. Wezwano pogotowie, które przewiozło malucha do szpitala w Prokocimiu. Organizm chłopca był wyziębiony do 12 stopni Celsjusza.
- Policja ustala w jakich okolicznościach wyszedł z domu - mówi Katarzyna Padło z małopolskiej policji. Przeprowadzono rutynowe badania trzeźwości, jednak okazało się, że opiekunka nie piła alkoholu. W niedzielę nie można było porozmawiać z jego babcią, kobieta trafiła pod opiekę psychiatry.