Małgorzata Wassermann dla WP o komisji śledczej ws. afery Amber Gold: nie mam kompleksów wobec Tuska
- Nie mam żadnych kompleksów wobec Donalda Tuska, więc nie mam czego leczyć. Myślę, że moi klubowi koledzy również ich nie posiadają. Chcę jedynie wnikliwie i sprawiedliwie przesłuchać wszystkich, którzy stawią się przed komisją - mówi Wirtualnej Polsce Małgorzata Wassermann, przewodnicząca sejmowej komisji śledczej, która zajmie się wyjaśnieniem afery Amber Gold. Prace wystartują we wrześniu i mają potrwać około dwóch lat. - Trudno komentować takie absurdalne wypowiedzi - tak Wassermann odniosła się do słów Ryszarda Petru, który uważa, że "za aferę Amber Gold odpowiada nie tylko gabinet PO, ale również poprzednie rządy, które doprowadziły do tego, że takie osoby jak Marcin P. mogły zakładać firmy".
25.07.2016 | aktual.: 25.07.2016 15:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
WP: Jaki jest sens istnienia komisji śledczej wyjaśniającej aferę Amber Gold, skoro w tej sprawie postawiono już kilkadziesiąt zarzutów, a wskazaniem winnych zajmuje się właśnie sąd?
Małgorzata Wassermann: Sąd karny ma inne zadanie niż komisja śledcza. Zajmuje się on tym, czy małżeństwo, któremu postawiono kilkanaście zarzutów popełniło przestępstwo. Jeśli uzna, że tak się stało, to wyda wyrok skazujący. Natomiast celem komisji śledczej jest ustalić, jak to możliwe, że ludzie ci przez kilka lat mogli prowadzić swój oszukańczy biznes, a w tym czasie żaden organ skutecznie nie stanął na ich drodze i nie "przeciął" przestępczej działalności.
WP: Równie dobrze mogliby zająć się tym prokuratorzy, a nie politycy.
- Prokuratura nie byłaby wstanie całościowo zbadać tej sprawy. Proszę pamiętać, że ona wszczyna postępowanie w momencie, kiedy posiada uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa. Śledczy zajmą się więc tą sprawą, ale dopiero wtedy, gdy komisja wskaże pola na których doszło do nadużyć. Dodam, że jesteśmy ciałem sejmowym. Naszym zadaniem będzie więc wskazanie również winnych politycznie.
WP: Opozycja jest zdania, że komisja stanie się teatrem politycznym, w którym nie będzie miejsca na merytoryczną dyskusję.
- O wizerunku komisji zdecyduje postawa jej członków, wśród których są przecież także przedstawiciele opozycji. Jeśli będą oni zadawać rzeczowe pytania, a osoby wezwane udzielać konkretnych odpowiedzi, to dyskusja będzie miała charakter merytoryczny. W teatr polityczny przerodzi się wtedy, gdy posłowie opozycji spróbują go odegrać. Z mojej strony oraz członków Prawa i Sprawiedliwości na pewno do tego nie dojdzie. Jednocześnie obiecuję, że jako przewodnicząca zrobię wszystko, aby ukrócić praktyki, które będą pozbawiać komisję merytorycznego charakteru. Wierzę, że wszyscy członkowie są przygotowani na ciężką pracę. Z uwagi na objętość materiału, z którym przyjdzie się zmierzyć, czeka nas niesamowicie trudne wyzwanie.
WP: Ma pani już w głowie listę osób, które powinny stawić się przed komisją?
- Uważam, że metodologia pracy, gdzie najpierw wzywa się osobę, a potem ściąga dokumenty jest nieprawidłowa. Zaproponuję członkom komisji, żebyśmy w pierwszej kolejności zwracali się do konkretnych instytucji z prośbą o stosowne dokumenty. I dopiero po ich przeanalizowaniu zrobili konkretną listę świadków. Taki schemat pojawił się w mojej głowie, jednocześnie czekam na propozycję pozostałych członków. W związku z tym myślę, że jest jeszcze za wcześnie, aby poinformować, kto i w jakiej kolejności pojawi się przed komisją.
WP: W pani obozie politycznym mówią, że listę osób, które mogą być pewne zaproszenia otwiera Donald Tusk.
- Nigdy nie powiedziałam, że Donald Tusk zostanie wezwany jako jeden z pierwszych. Niewykluczone jednak, że zostanie przez nas przesłuchany.
WP: A stanie się tak, ponieważ „chcecie leczyć swoje kompleksy wobec byłego premiera”? Taki zarzut postawił wam z sejmowej mównicy poseł PO Zbigniew Konwiński.
- Nie mam żadnych kompleksów wobec Donalda Tuska, więc nie mam czego leczyć. Myślę, że moi klubowi koledzy również ich nie posiadają. Chcę jedynie wnikliwie i sprawiedliwie przesłuchać wszystkich, którzy stawią się przed komisją. Myślę, że będzie to wiele osób, które posiadały pewien zakres odpowiedzialności, nie tylko były premier, ale również ministrowie, czy inni wysocy urzędnicy państwowi.
WP: Zdaniem Ryszarda Petru za aferę Amber Gold odpowiada nie tylko gabinet PO, ale również poprzednie rządy, które doprowadziły do tego, że takie osoby jak Marcin P. mogły zakładać firmy. Przed Donaldem Tuskiem premierem był Jarosław Kaczyński. Może i on powinien zostać przesłuchany przez komisję?
- Trudno mi komentować absurdalne wypowiedzi.
WP: Wspominała pani wcześniej, że celem tej komisji będzie również wskazanie polityków, którzy ponoszą odpowiedzialność za tę aferę. Historia dotychczasowych komisji pokazuje, że nigdy nie udało się doprowadzić do ukarania grubej ryby.
- To prawda. Zwróćmy jednak uwagę na to, że np. komisja ws. afery Rywina odniosła jakiś skutek. Choć nie doszło do ukarania winnych - w takim sensie, że nie otrzymali oni wyroków karnych - to zostali oni rozliczeni przez społeczeństwo. SLD przegrało wybory i straciło władzę. Dziś partia ta znajduje się w całkowitej rozsypce i nie ma jej w Sejmie.
WP: Gdyby przyjąć ten punkt widzenia, to można powiedzieć, że PO za rządów której miała miejsce afera Amber Gold poniosła już karę, bo przegrała wybory.
- Nie chcę ubiegać faktów. Nie wiem, jakie będą wnioski i kto będzie wskazany winnym. Wiem jednak, że jeśli uda się pokazać społeczeństwu, zarówno pokrzywdzonym, jak i wszystkim urzędnikom w kraju, że nie można byle jak wykonywać swoich obowiązków, bo trzeba się będzie później z tego rozliczyć, to będzie do duży sukces. Z wykształcenia jestem adwokatem. W swoim zawodzie wielokrotnie spotykałam się z bulwersującymi sprawami, w których składane było zawiadomienie o przestępstwie, a któremu automatycznie towarzyszyła odmowa wszczęcia, jak miało to miejsce w przypadku państwa P. Jeśli nasza komisja odniesie sukces i uda nam się wskazać winnych, to następnym razem policja, prokuratura i służby, dobrze się zastanowią, czy warto z automatu lekceważyć zgłoszenie.
WP: Tak dużej sprawy jeszcze pani w karierze nie prowadziła. Poradzi pani sobie?
- Sprawa jest wielowątkowa i będzie dla mnie dużym wyzwaniem. Zrobię jednak wszystko, żeby mu sprostać. Mogę zapewnić, że nie będę szukać winnego na siłę. Potrafię oddzielić emocję od faktów i mam nadzieję, że tym razem będzie podobnie. Poszłam do polityki, żeby robić coś dobrego dla ludzi. Mam nadzieję, że udawało mi się to przez ostatnie osiem miesięcy i będą to robiła do końca kadencji, niezależnie od tego w której komisji będą pracować.