PublicystykaMakowski: "Jak opozycja ma wygrać z PiS-em, skoro sama nie wierzy w to, co mówi?" [OPINIA]

Makowski: "Jak opozycja ma wygrać z PiS‑em, skoro sama nie wierzy w to, co mówi?" [OPINIA]

Miał być wspólny front demokratycznej opozycji, który zmiecie kaczystowski autorytaryzm, naprawi sądy, uzdrowi służbę zdrowia, oczyści media, ucywilizuje szkoły, uśmiechnie się do Europy i obniży ceny pietruszki. Wszyło jak zwykle - wygrał wąski horyzont partyjny i podziały. Wydaje mi się, że wiem dlaczego.

Makowski: "Jak opozycja ma wygrać z PiS-em, skoro sama nie wierzy w to, co mówi?" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © PAP | Piotr Nowak
Marcin Makowski

18.07.2019 11:28

Od dłuższego czasu na opozycji oglądamy ten sam, dobrze znany serial. Gdy zbliża się kolejna kampania, w postępie geometrycznym rosną zapowiedzi jednoczenia, pisania wspólnych list, układania programu, łączenia ponad podziałami. To się musi udać, w końcu jedynym biletem do elitarnego grona obrońców demokracji jest umiłowanie trójpodziału władzy i - jak stwierdził Grzegorz Schetyna na forum programowym Koalicji Obywatelskiej - "zdrowy rozsądek". Któż w PO, PSL, SLD i Wiośnie go nie ma? Kto nie chciałby odsunięcia Jarosława Kaczyńskiego, przez którego "zachorowała Polska", od władzy? Wszyscy by chcieli. I to z takim entuzjazmem, że zaczęli się licytować, kto bardziej.

Kolejka do jedności

Oczywiście najbardziej Grzegorz Schetyna, który już raz tak się prodemokratycznie zjednoczył z Nowoczesną przeciwko PiS-owi, że ta de facto przestała istnieć. Również Władysław Kosiniak-Kamysz, choć klaskał na wykładzie Leszka Jażdżewskiego i unosił dłonie w geście zwycięstwa na marszach "zjednoczonej opozycji", gdy okazało się, że ta w wyborach europarlamentarnych nie wypaliła, stwierdził, że skuteczniej ukróci jednowładztwo Kaczora sam.

To znaczy nie do końca sam, bo w Koalicji Polskiej, do której zaprosił inne chcące się jednoczyć partie. Tyle że z otwartymi rękoma czekała już skora do jednoczenia Koalicja Obywatelska, która miała zaproponować ludowcom po 12 jedynek, dwójek, trójek itd. na listach, ale z jedną uprzejmą prośbą. O niewystawianie w wyborach do Sejmu polityków, którzy przeszli z PO do PSL-u. Prośba niestety została odrzucona.

W kolejce jednościowej, z miłością wyznaną in blanco (80 proc. członków partii chciało sojuszu z PO) stał również Włodzimierz Czarzasty i SLD. Tyle, że w Platformie, koalicjanta który w rozdaniu europejskim działaczom tejże Platformy ukradł pięć mandatów, specjalne nie kochano. I nawet, złośliwie, nazywano "postkomuną" oraz "hubą" - pasożytem politycznym na zdrowym drzewie Koalicji Obywatelskiej. Dlatego i Grzegorz i Włodzimierz, cały czas mając na sercu pokrzyżowanie planów Jarosława Kaczyńskiego, z serca bólem powiedzieli sobie: trudno, radźcie sobie sami.

Dylematy prawdziwej opozycji

W tym spektaklu walki o demokracje i wspólne listy oczywiście wystąpiła jeszcze epizodycznie Wiosna Roberta Biedronia, która z haseł o budowaniu alternatywy dla PO-PiS-u, w kilka miesięcy przeszła na pozycje szukania sojuszu z każdym, kto nie jest PiS-em, a ostatecznie, gdy nie wyszło, i Czarzastemu i Biedroniowi wypali za pewnie "lewicowy blok", który unaoczni Schetynie wynikiem wyborczym, jak wielki popełnił błąd, zarzucając lewicową kotwicę z Barbarą Nowacką.

Byłbym zapomniał, opozycja to również Konfederacja, która miała tworzyć poważną politycznie i nieugiętą prawicową alternatywę dla Prawa i Sprawiedliwości, ale zdążyła się chwilę później rozpaść, a grupka, która z niej uciekła (Federacja), sama się chwilę później rozpadła.

Jest również w tej ferajnie Paweł Kukiz, który średnio raz na tydzień zmienia zdanie z kim pójdzie i na jakich zasadach, ale jedno wie na pewno. Walcząc z partiokracją przez przypadek nazwał jej symbol - PSL - "grupą przestępczą". Gdy okazało się, że być może z Kosiniakiem przyjdzie coś razem sklecić, oficjalnie w mediach za swoje słowa przeprosił.

Grzech niewiary

I tutaj drodzy Państwo, już na poważnie, leży sedno problemu. Można z lekkością i gracją nabijać się z nieporadności opozycji, wytykać jej błędy merytoryczne, nieumiejętność porozumienia, małostkowość, pogrążanie się w inżynierii partyjnej, zamiast wielkich wizjach i prawdziwej polityce - przegrywa się jednak nie przez nieporadność, ale niewiarę. To niewiara we własne słowa, diagnozy i recepty, być może złoży Kaczyńskiemu większość konstytucyjną na złotej tacy.

Bo jeśli ktoś twierdzi, że demokracja się skończyła, sądy upadły, media sprzedały, szpitale nie działają, na Zachodzie nie szanują - to co robi, aby temu przeciwdziałać? Po jakie środki sięga? Czego wymaga sam od siebie? Można krzyczeć: "pożar", samemu urządzając się w kamienicy, którą komu innemu każe się gasić. Tylko nie można mieć później pretensji do świata, gdy za którymś razem nikt nie przyjdzie.

Marcin Makowski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)