Makowski: "Doktorant z AstraZenecą. Absurd akademickich wczesnych szczepień" [OPINIA]
To nie wina doktorantów ani wykładowców po 30., ale systemu szczepień, w którym to oni otrzymują pierwszą dawkę przed grupami ryzyka, seniorami i ratownikami medycznymi - jest systemem postawionym na głowie. Zwłaszcza, że o nauce stacjonarnej na uczelniach możemy mówić najwcześniej w październiku.
02.03.2021 12:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Trudno pisać tutaj o jakiejkolwiek "aferze", bo rzecz dzieje się w majestacie prawa, ale jeżeli coś zawiodło w przypadku szczepień kadry akademickiej, to na pewno zdrowy rozsądek i poczucie społecznej sprawiedliwości. W ostatnich dniach media społecznościowe zalała wręcz fala zdjęć z potwierdzeniem przyjęcia pierwszej dawki, wklejanych przez wykładowców w sile wieku. Wiele z nich opatrzonych serią suchych jak stóg siana dowcipów w stylu "podania czipa" oraz zapałania nagłą miłością do produktów Microsoftu. Wiadomo, Bill Gates kontroluje cię przez szczepionkę. Ha, ha.
Zastanawiam się, kto mógł wpaść w Ministerstwie Zdrowia na taki pomysł? Czy prawdą są pogłoski o lobbingu ministra Przemysława Czarnka, który wstawił się za profesorami? Bez względu na genezę, przekaz, który popłynął do społeczeństwa, jest fatalny. Nagle osoby po 60., pacjenci w grupie ryzyka, część medyków i służb mundurowych dowiedziała się, że ich bezpieczeństwo stawiane jest na szali niżej niż doktoranta, który prowadzi jedne ćwiczenia w tygodniu, a minimum do października będzie to robić nie na uniwersytecie, ale na Zoomie.
Zobacz także
Śmieszy mnie nieco, gdy niejednokrotnie osoby ledwo po studiach nagle poczuły moralną odpowiedzialność poinformowania całego świata, że warto się szczepić. Czy to są jacyś influencerzy? Czy oni przekonują nieprzekonanych? Czy żyjemy w kraju, w którym szczepienia są na wyciągnięcie ręki i tylko nasza opieszałość i kołtuństwo sprawia, że albo nie chce się na wybrać do przychodni, albo się ich po prostu boimy?
Raz jeszcze podkreślam, nie oni układali ten system, ale brzmi to i wygląda więcej niż absurdalnie. Tym bardziej, że w gronie "wykładowców" często znajdują się ludzie, którzy na przeróżnych wyższych szkołach biznesu i komunikacji jedynie dorabiają, prowadząc własne firmy albo działając w mediach. Uczelnia to nie jest ich stała praca, a jedynie luka, z której postanowili skorzystać.
Gdyby jeszcze szczepionkowa mobilizacja przełożyła się na stacjonarne albo choć hybrydowe prowadzenie semestru letniego, ale dobrze wiemy, że o tym nie ma już mowy. Gdyby dotyczyła tylko uczelni medycznych, a nie wszystkiego jak leci....
"Ponieważ AstraZeneca nie była pierwotnie dopuszczona dla seniorów to rozpoczęliśmy zapisy dla kolejnej grupy nauczycieli i wykładowców. A to z kolei związane jest z priorytetem dla możliwie szybkiego przywrócenia edukacji stacjonarnej" - napisał na Twitterze minister zdrowia Adam Niedzielski komentując wątpliwości komentatorów, którzy pytali go o tę sprawę.
Tylko co stoi na przeszkodzie, aby tę dziwną i trudną do wytłumaczenia przy braku szczepionek decyzję zmienić? Szczególnie, że 26 lutego rada medyczna przy rządzie pod przewodnictwem prof. Andrzeja Horbana zarekomendowała AstreZenecę dla osób powyżej 65. roku życia. To jest dzisiaj grupa najbardziej narażona i priorytetowa. A nie młodzi wykładowcy, przez najbliższe pół roku wykładający z domu.
Marcin Makowski dla WP Opinie